Efekty specjalne znakomite, po to się przecież chodzi na takie filmy, więc na Godzillę warto iść. Finałowa walka ciężka, majestatyczna, bez zbędnych fajerwerków - brawo dla twórców!
Resztę filmu, te wszystkie bzdety o małym synku, tęsknocie rodzinnej, ratowaniu dzieci i inne żelazne punkty programu, powtarzane w KAŻDYM tego typu filmie, trzeba po prostu przeczekać, zająć się popcornem, grami na Androida albo cyckami koleżanki.
Ale rozpierduchę na końcu można polecić, dawno takiej nie było!
Ta akcja przed zrzutem żołnierzy (wszyscy się modlą, główny bohater wyciąga zdjęcie rodziny i przeciera palcem) to idealny przykład totalnie niepotrzebnej i nieudanej sceny.
Mi osobiście, właśnie ta scena bardzo odpowiadała. Sam zrzut żołnierzy natomiast, to moim zdaniem najlepszy moment w całym filmie. Zdjęcia, muzyka... coś wspaniałego. Kiedy wyłoniły się pod spadochroniarzami z kłębów chmur i dymu walczące potwory, miałem wrażenie, iż oglądam swego rodzaju mityczną scenę walki dwóch bóstw.
Pięknie powiedziane.
"Kiedy wyłoniły się pod spadochroniarzami z kłębów chmur i dymu walczące potwory, miałem wrażenie, iż oglądam swego rodzaju mityczną scenę walki dwóch bóstw."