Nie wiem co skłoniło twórców filmu do jego nakręcenia i szczerze mówiąc nie chce wiedzieć. Film ten jest zaprzeczeniem tego wszystkiego co reprezentowała sobą produkcja z 1998 roku z Matthew Broderick'iem i Jean Reno w rolach głównych - a więc klimatu, fabuły, logiki i innych elementów, które sprawiają, że film ogląda się z przyjemnością.
Tutaj zamiast porządnej opowieści o stworze gigancie otrzymujemy bajeczką o tym jak "dinozaur" ratuje ludzkość przed przerośniętym komarem (takie było moje skojarzenie). Jest to powrót do dawnych azjatyckich produkcji, w których potworki ziały ogniem, wysyłały impulsy elektromagnetyczne bądź robiły inne dziwne rzeczy. Jedynym plusem - w porównaniu z azjatycki częściami Godzilli jest to, że zamiast aktorów odzianych w kostiumy potworów mamy efekty specjalne. Nie zmienia to jednak faktu, że owe efekty są dalekie od ideału. Jednym zdaniem - szkoda czasu na ten film
Zgadzam się, ten film to popelina i to 3 ciego gatunku. O jakiejkolwiek fabule to tu można zapomnieć. Gra aktorska, jaka gra? Obsadę dobrano chyba tylko pod takim kątem żeby na plakatach i zwiastunach nazwiska dobrze się prezentowały. O wyglądzie Godzilli nie wspomnę/
W filmie z 1998 roku wyglądała jak rasowy drapieżnik, a tu jak gumowa kaczka z nadwagą? Tak ma wyglądać król potworów?