Sam nie wiem, co spowodowało u mnie takie zmęczenie tym filmem. Może to nadmierne skomplikowanie fabuły – z początku trudno przyswoić kto się jak nazywa, nie wspominając o powiązaniach między konkretnymi postaciami.
A może to dlatego, że zwyczajnie nie trawię tych realiów? Wiecie – „chcę się z nim ożenić, ale brat mi nie pozwala, więc nie mogę, płaczę w poduszkę aż do śmierci”. Te konserwatywne czasy to dla zwyczajny cyrk, z którego nie idzie się pośmiać – bo zaraz przychodzi refleksja, że mogłem się w takich czasach urodzić. Brr...
5/10