Oglądałem ten film dawno, bo jakieś 11, czy 12 lat temu, ale jedna rzecz bardzo utkwiła w mej pamięci, ponieważ nie pasowała mi bardzo do ogólnego charakteru produkcji. Otóż z całej "Gorączki sobotniej nocy" bije wszechobecna antyklerykalna propaganda.
I tak mamy brata głównego bohatera, który odszedł z seminarium duchownego (albo nawet w ogóle z kapłaństwa), co jest ukazane jako jego moralna porażka. Z kolei kolega Travolty pyta się właśnie tego "byłego księdza", czy nie mógłby załatwić mu u papieża dyspensy na skrobankę jego dziewczyny, która jest bardzo wierząca i jak jest mówione później - smakuje jej hostia. Wszystko to przerywane jest wulgarnymi kawałami o papieżu.
Oczywiście wiem, że znalazło by się dziesiątki bardziej antychrześcijańskich produkcji i takie filmy tak czy tak będą powstawać bez względu na głosy sprzeciwu, ale tu akurat nie o to mi chodzi. Pytanie moje jest inne: Po kij wsadzać takie motywy do prostego filmu o imprezowaniu? Prostego, bo fabuła była akurat cienka i antyklerykalne smaczki być może miały sprawić, by film był bardziej kontrowersyjny. Tyle, że taki wybór był o tyle niewłaściwy i totalnie nie pasuje do "Gorączki sobotniej nocy". Mało tego, przysłonił mi on imprezową (czyli główną) część filmu. Nie pamiętam żadnego z tańców prawie. Co innego, gdy jakaś produkcja jest programowo antyklerykalna i idzie się na nią z tą świadomością.