Jest w filmie wkurzająca mnie scena rozmowy policjanta (Al Pacino) i bandyty (Robert De Niro). Policjant użala się, że przez tę robotę nie układa mu się z życiu prywatnym, kryzys trzeciego małżeństwa; bandyta nie chce zmienić się, bo nic innego nie umie robić i nie chce żyć normalnie. Jeden i drugi nie potrafią wybrać, to co dla nich jest najważniejsze: miłości i rodziny.
A to nieprawda, że bandyta mimo już średniego wieku nie może zmienić się, ma wiele umiejętności, które łatwo mógłby wykorzystywać w uczciwym życiu.
Tak samo patrzę z osłupieniem na narkomanów, którzy w Polsce wydają, nie pracując, około 200 złotych dziennie. Mają niesamowite zdolności organizacyjne, handlowe i marketingowe. Mogą żyć normalnie i to na o wiele lepszej stopie niż większość społeczeństwa.
hmmm
Mi z kolei ta scena bardzo się podobała - dwaj "giganci" naprzeciw siebie.... to było coś :))
no tak
Scena jest ciekawie skomponowana dramaturgicznie, zgoda, ale ja podszedłem do niej bardziej etycznie.
etycznie racja ale czy lepiej sie zmieniac czy zaakceptowac samego siebie? Poza tym nie sadze zeby bandyta (De Niro) musialby sie zajmowac czyms uczciwym - przeciez mial odlozona kase jezeli nie pamietasz. Dla mnie ta scena jest rewelacyjna. Pozdo
ta scena to po prostu kwintesencja tego filmu, dwóch genialnych aktorów, dwie silne osobowości na przeciw siebie, świetny dialog, pełen dramatyzmu, może nie podobało ci się bo nie strzelali do siebie, nie ku..wili na siebie? dla mnie genialna scena, która jest klasą dla siebie, absolutna klasyka.
to jest najwazniejsza scena w filmie, w tej rozmowie zawarty jest caly sens ich dzialania, oglądnij ją jeszcze raz i postaraj sie "stac" jednym z bohaterów i zrozumiec go, jego dzialania, tam wszystko wyjasniają. jest genialnie pomyslana, bez niej - bylby to inny film.
Scena jest perfekcyjna zarówno pod względem jak się wyraziłeś dramaturgicznym jak i etycznym.
Mówisz, że Neil może wykorzystać swoje zdolnośći w legalnej pracy - problem ,czy on by potrafił?
Przypominam scenę z genialnych "Skazancyh na ShawshanK" - Brooks wyszedł z więzenia, ale nie potrafił się dostosować do otaczającego go świata.
Tak samo Neil - całe życie napadał na banki i nie potrafiłby zmienić swej postawy.
Pozdrawiam, Payne
jednyn słowem wszyscy kochają tą scenę, tylko ten nieszczęsny dyzio ma wątpliwości. NA PAL Z NIM! [albo przynajmniej do reedukacji filmowej]
Panie i Panowie nie dajcie się tak czarować tej scenie. Owszem jest najbardziej dramatycznym momentem w filmie, ale przerysowanym. Pomijając już to etyczne podejście pierwszego gościa, że nie potrafią wybrać tego co najważniejsze - miłości i rodziny (tutaj to raczej płaczliwe i udręczone towarzyszki), bronią się sami mówiąć, że nie potrafią robić nic innego i... NIE CHCĄ. Bohaterowie to dumni, zdeterminowani mężczyźni ożenieni ze swoim fachem. W normalnym życiu z grillem i meczami;) byliby jak wilki wzięte na smycz. Ale właśnie spróbujcie podejść do tej sceny od strony realizmu. Niby tacy zawodowcy... a obnażają swoje słabości, opowiadają sobie o swoich snach (któryś powinien powiedzieć w końcu "stary, ale po co mi to mówisz? nie mógłbyś z tym iść do psychoanalityka?";). Rozmawiałbyś tak z facetem, który przygotowuje przeciwko tobie materiał dowodowy? Wiem, że scena jest wzniosła, pokazuje ich wzajemny szacunek profesjonalistów i ciekawość drugiego człowieka, ale w telewizyjnym 'Wydarzyło się w Los Angeles' ta scena została lepiej rozwiązana (końcowa także). Ale Mann tak to sobie wymyślił, w pierwowzorze jest tak, a tutaj tak. Może żeby się nie powtarzać, może żeby pójść jeszcze dalej w relacjach gliniarz-przestępca - kto to wie....
Aha, tylko żeby nie było..... ja też kocham te irytującą scene.
czytając wasze posty wpadłam na cos.
moze napiszecie czy sie zgadzacie?
mysle ze ten film jest doskonałym studium ludzkiej samotności. to własnie widac w tej scenie. jak napisał przedmówca " Niby tacy zawodowcy... a obnażają swoje słabości" ... w tym filmie kazdy bohater jest otoczony ludzmi, ale tak naprawde jest samotny. a ci 2 bohaterowie, w tej scenie.. stają sie dla siebie bliscy, przekraczają ta granice którą trudno im przekroczyc z przyjaciólmi, zoną..
doskonale sie rozumieją - jak bratnie dusze.
mysle ze to dlatego ta scena robi takie wrazenie.
oni są identyczni.. stoją tylko po 2 przeciwnych stronach.
czy tez tak czujecie?
mnie natomiast wbiBa w ziemie koncowa scena nie ma w niej powalajacych dialogow ale.......siedzialem z geba otwarta dlugo jeszcze po napisach...ten moment ta muza Mobiego która sam w sobie niczym znowu rewlacyjnym az tak niejest, te zdjecia nocyyyy..........i nagle ten spokój....qwa koniec.....dwaj mezczyzni któzy rozumieli sie bez slow, z szacunkiem i Pacino ktory biega wzrokiem jakby niechcial opatzec na smierc swojego rywal trzymajc go zareke (godna smierc kurdeee) do dzis mnie ta scena tzyma za kazdym razme) idelnie pastyczne obrazowo emocje:)
Bez urazy ale według mnie wogule nie zrozumiałeś przesłania tej sceny, gdyby nie ona film by duzo stracil. Dla mnie to nie jest żalenie się tylko szczera rozmowa dwóch gości z jajami i zajebistą klasą ... pozdrawiam
Nie zgadzam się z tą opinią. Scena rozmowy bandyty i policjanta nadaje dramatyzmu całemu filmowi. Dzięki niej zauważamy, że sa to ludzie podobni do siebie, dobrzy w tym co robią, w sumie mający podobne problemy. Dzięki tej scenie widz może bardziej wczuć się w położenie obu panów i bardziej się do nich przywiązać. Ale jest jeszcze coś. Ta scena sprawia, że "Gorączka" jest filmem orginalnym, a nie kolejnym z serii "Dobry Glina vs. Wredny Złoczyńca"