Teraz Alim jest 30-letnim mężczyzną. Ma dobrą pracę, znalazł też prawdziwą miłość. Jednak duch Cary'ego Granta jest wciąż z nim. Świat marzeń nadal dominuje. Alim bowiem nie jest w pełni sobą. Uciekł od rodziny i hindusko-muzełmańskiej tradycji. Od matki dzieli go cały ocean. Skrywa też przed nią tajemnicę własnej orientacji seksualnej. Brak akceptacji siebie i sekrety sprawiają, że nie jest w stanie dorosnąć i stanąć pewnie na własnych nogach.
To jednak niespodziewanie zacznie się zmieniać, kiedy do Londynu przybędzie z niezapowiedzianą wizytą Nuru, matka Alima.
"Touch of Pink" to miejscami niezwykle zabawny film, głównie dzięki przezabawnym dialogom. Reżyserowi i scenarzyście w jednej osobie udało się stworzyć dwie przekomiczne osoby: Nuru, która jest prawdziwą "drama queen" potrafiącą zjadliwie acz przezabawnie ripostować i duch Cary'ego Granta równie dowcipny w swoich uwagach. Niestety owych przekomicznych scen jest za mało. Film nie utrzymuje równego tempa, sporo jest w nim momentów przyciężkich, wręcz nudnawych. Przez to niespełna 90-minutowa komedia miejscami sprawia wrażenie filmu co najmniej 2-godzinnego.
Dla Iana Iqbala Rashida "Touch of Pink" to pełnometrażowy debiut reżyserski. Do tej pory znałem go jedynie z krótkometrażówki "Stag" - przezabawnej opowieści o panu młodym i drużbie, którzy ze zdumieniem wspominają zdarzenia z ostatniego kawalerskiego wieczoru. Niestety "Touch of Pink" nie jest równie udanym filmem. Bronią go głównie Kyle Maclahlan i Sue Mathew przed całkowitą nudą. Broni się też kilkoma zabawnymi scenami. Dzięki temu mogę powiedzieć, że jest to film średni, miejscami dobry.