GRAN TORINO to film nietypowy nawet jak na Eastwooda-jeszcze nigdy nie był tak
zgorzkniały,tak "zmęczony"życiem jednak wypływające z początkowych scen filmu
przekonanie iż starość to zimne piwko na werandzie pod amerykańską flagą z bagażem
zaprogramowanych uprzedzeń do innych nacji jest jednak bardzo złudne.Impulsem do
zmiany sposobu patrzenia na świat stają się sąsiedzi-skośni,"brudni "[wg jego przekonań]
Azjaci-ci których nie znosi są wbrew pozorom tacy jak on sam jednakże walczący z
ostracyzmem uprzedzeń.Przemiana głównego bohatera porusza i zastanawia-jak wielu z
nas nie "trawi"sąsiada,cudzoziemców czy swych wyimaginowanych wrogów?wadą jest
uproszczenie problemu do wspólnej walki w sytuacji zagrożenia ale fabuła wynagradza
nakreślony pomysł.Najlepsza scena-rozmowy z fryzjerem[słodka esencja cyniczno-złośliwej
przyjażni starych znajomych]polecam:)