a wiecie dlaczego? bo film nie musi i wlasciwie nie powinien byc papetyczny i napuszony metaforami rodem z Szekspira. O talencie i kunszcie rezysera swiadczy to, ze za pomoca prosych obrazow, zwyklych slow i wlasciwie codziennych przedstawionych sytuacji, przekazuje tresci, ktore nigdy nie staja sie passe. Eastwood tego dowiodl. Bylam pod takim wrazeniem, ze dzien po projekcji, jeszcze o nim mysle. Nie boje sie uzyc stwierdzenia: film jest piekny w swym przekazie. Oddac zycie za drugiego? Nie ma wiekszego poswiecenia!
'Passe' - mmmmm co za cukiereczka wylowilem. Razem z wrzuceniem do moszny (wora) calego spektrum populistycznych wyrazow i wyrazikow tj. lustracja, emo, Fritz, Irak, itd. (bo mozna wimieniac i wymieniac).
Tak tak wiem, prosto, widz nie lubi sie teraz przemeczac, bez metafor, skojarzen, porownan z poczwornym dnem moralnym, widz lubi siasc, obejrzec, pozniej wypalic papierosa, jak po dluzszej penetracji, mentalnej (wiadomo), nastepnie wlaczyc familiade, bo film byl tak prosty jak sikanie przy prostacie, no przeciez nie byl patetyczny, sztuczny i przesadny, a Szekspir to niezly wariat byl tez. I kazdy jest zadowolony (nawet Istłud dziadek) prostota nie jest dla prostakow, proste obrazy nie sa proste w zapomnieniu. A oddac zycie za drugiego to juz w ogole, czyn spoleczny, cud machinalnego postepu ludzkosci, jakze piekny medialnie, poswiecenie to czcimy w co trzecim obrazie, fundament, odkupienie za grzechy, religie, wolnosc (fridom), czy za cos tam innego, niewazne.