Zacznę od tego, że od początku nastawiałem się mocno negatywnie do tego filmu. Ostatecznie tak źle nie jest. Reynolds momentami poza graniem samego siebie próbuje grać Hala Jordana. Zabawne, że w filmie są postacie o wiele ciekawsze od głównego bohatera, np. Sinestro - Mark Strong jest specem od villainów i mimo małej roli dał duży popis. Tomar-Re i Kilowog też mi się podobali (ten pierwszy miał jakiś znajomy głos;). Ogólnie wszystkie sceny na OA były solidne i chętnie bym jeszcze do nich wrócił.
Minusy - wątek miłosny na odwal się, wszystkie sceny Reynolds/Lively wiały nudą. Hammond to najgorszy villain ostatnich lat. Nieudacznik życiowy z kompleksami - pffffffff. O ile efekty na OA były fajne to już generowane kształty przez pierścien wiały kiczem, ale to jeszcze nie najgorsze w tym filmie. Najgorsze w tym filmie to Parallax - wyglądał jak błoto wymieszane z gów***. Dodatkowo w filjmie brakuje jakiejś świeżości, bo to niestety kolejna szablonowa historia o wybrańcu, który uratuje wszystkim dupy w wojnie dobra ze złem.
Film bym znacznie skrócił aby nadawał się do obejrzenia, ale co się będę bawił? Wolę jeszcze raz obejrzeć Green Lantern First Flight. Aktorski Lantern dostaje 4/10
Dziecko, jest coś takiego jak przemyślenia po filmie, co innego jak jest się świeżo po a co innego jak się zastanowi nad filmem, więc daruj sobie te złośliwości.
Dziecko, to sobie mów do mamy jak ci pozwala. Może jak jeszcze przemyślisz, to dasz jeszcze mniej. :)