Ten film ilustruje, prawie dosłownie, bardzo znaną anegdotę opowiadającą o żalącym się rabinowi na za ciasne mieszkanie biednym Żydzie.
Przy okazji pokazuje kogoś, kto jest (i pewnie zawsze pozostanie) mentalnym sługą.
A na trzecim planie rolę współczesnego artysty, który woli wybrać "mieć" (nawet niewiele) za cenę "być" (choć taka wolność od czasu do czasu kusi... i to bardzo!).
Mogę się mylić, ale ja widzę to właśnie tak. I skoro tak wiele potrafił młody Polański umieścić takimi skromnymi środkami w tak krótkim filmie, to zasługuje on na minimum 8/10. To moja ocena.