PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=520}

Gwiezdne wojny: Część I - Mroczne widmo

Star Wars: Episode I - The Phantom Menace
1999
7,2 286 tys. ocen
7,2 10 1 286138
5,4 67 krytyków
Gwiezdne wojny: Część I - Mroczne widmo
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Część I - Mroczne widmo

Jako fan serii "Gwiezdne Wojny" miałem spore oczekiwania co do tego obrazu. Teraz po obejrzeniu go kilkakrotnie mogę ocenić go z perspektywy czasu. Żeby nie było wątpliwości każdą z części "Star Wars" oglądałem w kinie. Po za tym na DivX i w telewizji więc wiem co piszę. Ostrzegam, że nie będę podchodził do filmu zbyt krytycznie, więc przeciwnicy filmu niech sobie darują recenzję.

Najpierw o fabule. Na samym początku filmu, tuż po typowej dla sagi introdukcji, oglądamy scenę, w której na statku Federacji Handlowej ląduje inny statek z dwoma rycerzami Jedi na pokładzie. Zostali oni poproszeni przez królową planety Naboo o negocjowanie  z Federacją zaprzestania blokady handlowej jej rodzimej planety. Rycerze Jedi planują krótkie negocjacje z wykorzystaniem swojej siły perswazji. Nie spodziewają się jednak, że blokada ta to wymysł Imperatora, który za jej pomocą chce przeprowadzić inwazję na Planetę Naboo. Jedi ledwo uchodzą z życiem, dostają się na statek Federacji, a stamtąd na Naboo, gdzie poznają Jar Jar Binksa - tutejszego mieszkańca. Typowo dla serii "Gwiezdnych Wojen" akcja filmu dziać się będzie w kilku miejscach jednocześnie. Najważniejszym z nich będzie rodzima planeta młodego Anakina Skywalkera. Młody niewolnik, aby zostać uwolniony, będzie musiał wygrać zawody na zabójczo szybkich ścigaczach. To jedna z najbardziej efektownych scen w historii kina. Nic więc dziwnego, że powstała gra komputerowa oparta na tych zawodach.

Muszę się przyczepić do kilku rzeczy. Anakin Skywalker to postać beznadziejnie zagrana przez jakiegoś nieznanego gówniarza, który zepsuł mi trochę klimat filmu. Przyjmując, że film ten był zrobiony tak, aby poszły na niego dzieciaki, które nie mają pojęcia o "Star Wars" oraz dorośli, którzy znają całą sagę - można wybaczyć jako znakomite zagranie marketingowe. Jednak jako fan serii muszę skarcić taki wymysł, bo uważam że George Lucas zarobił już w życiu na tyle, żeby móc dokończyć (albo rozpocząć, bo film ten jest przecież wprowadzeniem do całej sześciu częściowej sagi) historię z należytą starannością. Po za Anakinem można się czepiać postaci Jar Jara, który ma wprowadzać element śmieszności w filmie. W sumie czasem bawi, ale jak dla mnie mogłoby go nie być. Słyszałem już głosy, że jest to najlepsza postać w filmie, ale to twierdzą ludzie, którzy nigdy nie widzieli trzech poprzednich filmów, więc się nie liczą (hehe!). Znakomicie zagrali pozostali aktorzy. Postaci młodego Obi-Wana (Ewan McGregor), Quai-Gona (Liam Neeson), Natalie Portman (w roli królowej Amidalii) oraz kilku innych mniej i bardziej znanych aktorów także wypadli dobrze. Muzyka w filmie miażdży na drobne kawałki (John Williams jak zwykle doskonały), efekty specjalne są do dziś perfekcyjne. Dodam, że takich efektów nie było aż do drugiej części "Star Wars", nawet we "Władcy Pierścieni" nie było ich tak wiele, takiej jakości. Uważam, że każda z części gwiezdnych wojen wytycza światowe standardy w dziedzinie efektów specjalnych (firma "Industrial Light & Magic" należąca do stajni Lucasa). Fabuła filmu też jest znakomita, jednak uważam, że dzieciaki nie zrozumieją, o co w filmie chodzi. Zawsze można rozbawić ich Jar Jar Binksem.