Pierwsze trzy filmy o "Gwiezdnych Wojnach" oglądałem będąc małym chłopakiem. Wrażenie jakie na mnie zrobiły było piorunujące. Więc wiadomość o zapowiadanej od początku "pierwszej części" niezmiernie mnie ucieszyła.
Pierwsze "Star Wars" oglądałem w kinach bez systemów Dolby, na niewielkim ekranie, i bardzo dawno. No to myślę sobie - Nowy film zrzuci mnie z fotela. Poszedłem do najlepszego kina w mieście (Kijów w Krakowie) i co? NIC!!!.
Film się zaczął po reklaaaaaaamach. Było ekstra na początku - w czasie napisów i zaraz po nich. Człowiek przypomina sobie stare "Wojny" i kombinuje co tu wymyślą. Niestety nic nie wymyślili. Jedyną w miarę emocjonującą sceną były wyścigi "pod'ów".
Film sobie leciał i nagle zauważyłem, że to już koniec - napisy... To już? - myślę sobie.
No a gdzie akcja, gdzie Moc (co była z nami), ten wkurzający imbecyl "bomba" Jar Jar Binks ma być śmieszny?, gdzie mu do poczucia humoru Yody. Ten śmieszny wytatuowany diabełek z dziesięcioma różkami ma być straszny? - rzeczywiście Darth Vader był mistrzem - wiele się przez lata nauki o Ciemnej Stronie Mocy nauczył, czego Darth Maul'owi nie można zarzucić.
Banalna fabuła, banalne efekty dźwiękowe (zauważyliście, że wszystko co "wylatywało" lub "wyjeżdżało" z tyłu wyjeżdżało z jednego miejsca [prawy tył]).
Co, brakło inwencji twórczej?, przecież upłynęło prawie 20 lat. W Hollywood potrafią z cienkiego scenariusza zrobić ekstra film, a tutaj co - taki shit? Szkoda czasu, szkoda kasy.
Szkoda wydanych na bilety pieniędzy - można poczekać z 10 lat i oglądnąć sobie następną trylogię "Star Wars" na video. Jeżeli następne "produkty" George'a Lucas'a utrzymają poziom "Episode 1" to na pewno nic nie stracę - wolę oglądnąć "Bolka i Lolka w 80-dniowej podróży dookoła świata".