w zasadzie możnaby krótko: żenada, gdyby nie sekwencja pojedynku Qi-gona i Obi Wana z darth Maulem. A nawet ona była przerywana beznadziejnym Anakinem-zbawcą galaktyki. Mogłem wytrzymać dużo: to, że młody wygrał wyścig, że tak się dziwnie złożyło że Tatooine było po drodze z Naboo na Coruscant, wytrzymałem nawet misia uszatka w wersji wet & dumb. Ale jak zobaczyłem Anakina-zbawcę galaktyki niszczącego flotę bardzozłych, to padłem.
Tego nie równoważy nawet darth Maul.