7,9 347 tys. ocen
7,9 10 1 346562
7,8 60 krytyków
Gwiezdne wojny: Część IV - Nowa nadzieja
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Część IV - Nowa nadzieja

Wiem, że dla wielu moja opinia będzie świętokradztwem, ale, łagodnie mówiąc, nie kupił mnie ten film...

Si-Fi, to nie moja bajka, ale nawet wśród tego gatunku zdarzają się pozycje, które mnie urzekają, czy chociażby zainteresują. Pomimo wielkiego fenomenu kulturowego "Gwiezdnych wojen", nigdy specjalnie nie zainteresowałem się tą serią i nigdy nie obejrzałem nawet jednej części. Jednak, w ostatnim czasie, podniecenie ludzi zewsząd było tak wielkie, że postanowiłem sprawdzić, o co w tym chodzi i z czym to się je.

Postanowiłem obejrzeć "Gwiezdne wojny" według chronologii produkcji, nie według chronologii fabularnej. Stwierdziłem, że jest to bardziej naturalne i przecież reżyser nie bez powodu stworzył swoje dzieło właśnie w takiej kolejności- nie innej.

W pierwszej kolejności uderzyły mnie ówczesne efekty specjalne i mierzwiły mnie one strasznie (nie licząc wszystkich tych bestii i kosmitów [pomijając tych w międzygalaktycznym barze]). Mam świadomość możliwości tamtych czasów, ale jednak nie przekonuje mnie to zupełnie. Nie chodzi o wiekowość filmu, bo lata 60 i 70, to wspaniały czas kina. Tutaj jednak mnie nie kupili.

Druga rzecz, to straszna gra aktorska. Jeden jedyny Harrison Ford zadowolił mnie pod tym względem. Cała reszta była potwornie sztywna i sztuczna. O ile w przypadku Luka Skywalkera można to zwalić na wiek i doświadczenie, o tyle całej reszty nie potrafię usprawiedliwić- w szczególności mam tu na myśli potworną grę Aleca Guinnessa. Nie widziałem innych jego filmów, więc nie wiem, jakim jest aktorem, ale w tym filmie raził mnie strasznie swoją sztucznością. I nie ma tu mowy o "starej grze aktorskiej", bo taka mnie urzeka, tu widziałem po prostu sztuczność.

O ile fabuły nie oceniam (jak już wspominałem, Si-Fi, to nie mój ulubiony typ), o tyle jej prostota była wyjątkowo widoczna. Nie wiem, czy to kwestia budżetu, ale wszystko działo się tak szybko i nienaturalnie, że nigdzie nie było miejsca na emocje- zakochanie, żałoba po stryju i cioci, zbudowanie relacji mistrz-uczeń, później jej utrata, zaprzyjaźnienie się z Hanem Solo... To wszystko było strasznie płytkie, a przynajmniej tak to odebrałem. Film, żeby wyszedł w tej kwestii lepiej i naturalniej, powinien zostać przedłużony przynajmniej o godzinkę, żeby czas czas na rozwój emocjonalny bohaterów i nam ich przybliżyć.

Z plusów mogę wymienić jedynie scenografię, która była naprawdę fajna i przyciągająca uwagę.

Pewnie urażę moją opinią wiele osób, ale takie jest moje zdanie. Zamierzam oczywiście obejrzeć wszystkie części i mam nadzieję, że kolejne będą lepsze. Sama fabuła wydaje się być na tyle ciekawa (w końcu coś tam się przez te lata słyszało o Yodzie, Republice itp.) i jeśli następne części stoją wyżej w tych miejscach, w których ta część się mi nie spodobała, to być może się przekonam. Póki co, jeszcze nie dostrzegłem ani wspaniałości, ani uzasadnienia fenomenu "Gwiezdnych wojen".