7,9 347 tys. ocen
7,9 10 1 346615
7,8 60 krytyków
Gwiezdne wojny: Część IV - Nowa nadzieja
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Część IV - Nowa nadzieja

komar i słoń

ocenił(a) film na 6

Rok 1977. Widzowie po raz pierwszy mogą zobaczyć na ekranach kin żółty ciąg zdań, który szybuje w nieznanym kierunku
w przestrzeni kosmicznej. Zapowiada on nadchodzące szaleństwo, jakie niedługo później opanowało ludzi na całym
świecie i które trwa praktycznie po dziś dzień. Chyba nikt, nawet największy optymista nie mógł się wtedy spodziewać, że
"Star Wars" okaże się takim sukcesem, że tak wyraziście zapisze się w historii kina, że stanie się takim fenomenem. Bo z
tym, ze trylogia George’a Lucasa jest fenomenem, chyba każdy się zgodzi. Ta lekka opowieść, prawie bajka, rozgrywająca
się w kosmosie, która nie grzeszy wymyślną fabułą, opanowała umysły milionów ludzi na całym świecie. Film, po którym
powstała niezliczona liczba książek, komiksów, animacji, do którego same gadżety sprzedały się w zastraszających
ilościach. Film kultowy, przez niektórych nawet wielbiony. A skoro rozpoczyna się od słów "Dawno, dawno temu w odległej
galaktyce", nie może być niczym innym jak baśnią o złym galaktycznym Imperium, garstce wojowników walczących o
wolność, którzy chronią księżniczkę, i posiadają (ale tylko nieliczni z nich) tajemniczą moc. I niczym innym jak przyjemną
baśnią ten film nie jest.

Osobiście nigdy nie byłem fanem "Gwiezdnych Wojen" i po obejrzeniu czwartej części nie zanosi się na to bym oszalał na
punkcie tej trylogii. Odkąd pamiętam, zawsze bliżej mi było do "Star Treka". Zamiast do tej kolorowej i radosnej trylogii o
wiele bardziej ciągnęło mnie do świata jaki wykreował Gene Roddenberry. Do jego idyllicznej wizji przyszłości, w której
bohaterowie podróżują w kosmosie zdobywając wiedzę, odkrywając nowe cywilizacje, docierając tam, gdzie nie dotarł
jeszcze żaden człowiek, przy okazji rozwiązując wcale nie takie błahe problemy moralne. Do "Star Warsów" nigdy mnie nie
ciągnęło. Najnowszą trylogię widziałem trochę przypadkiem, część w kinie, część w telewizji, starsze filmy kojarzyłem z
konkretnych scen, ale nigdy tak naprawdę ich nie oglądałem w całości. A ponieważ stara trylogia to bezsprzeczny klasyk,
który zapisał się w historii kina, wypada, po prostu trzeba ją obejrzeć. Nadal jednak zadziwia mnie tak gigantyczna
popularność tej sagi, a sukces filmów Lucasa mogę próbować sobie tłumaczyć tylko porównując go z szaleństwem jakie
rok temu ogarnęło cały świat. Przychodzi mi tu bowiem na myśl premiera "Avatara" Jamesa Camerona, który specjalnie
mnie nie ruszył, a jak chyba wszyscy wiemy uwiódł wielu widzów w przeróżnych krajach. Tylko porównując te dwa filmy
jestem w stanie wytłumaczyć sobie sukces "Gwiezdnych wojen". Oba te obrazki mają trochę wspólnego: prostą i czytelną
fabułę, konkretnie określone postaci, świetne, przełomowe jak na dany czas efekty specjalne i pozytywne, proste
przesłanie jakie z nich obu płynie.

I pewnie gdybym obejrzał "Nową Nadzieję" te kilkadziesiąt lat temu, urzekłyby mnie niesamowite efekty specjalne,
wielkość i bogatość wykreowanego przez Lucasa świata i pozytywna energia jaka płynie z jego filmu. Niestety jednak film
ten oglądam teraz, przyzwyczajony do wielkich rozrywkowych blockbusterów i przez to nie jest on w stanie mnie zachwycić
tak, jak może zachwycał w przeszłości. Staram się oczywiście brać poprawkę na upływ lat, rzadko który film wytrzymuje
przecież próbę czasu, ale niestety nie będąc zachwyconym stroną wizualną tej produkcji o wiele bardziej rzucają mi się w
oczy jej słabsze punkty. Bo nawet w kinie rozrywkowym nie samymi efektami i ładnymi przygodami człowiek żyje i od
takich filmów można też wymagać czegoś więcej. Najbardziej denerwujące w "Nowej Nadziei" są dialogi: potwornie
oczywiste i tak niewiele wnoszące do samej fabuły, że chwilami lepiej by było gdyby z nich zrezygnowano, bo tylko psują
kolejne sceny. Bohaterowie wielokrotnie mówią o tym, co widać gołym okiem, jakby chcieli się upewnić, czy widz na
pewno zauważył, to co akurat dzieje się na pierwszym planie (szczególnie specjalizuje się w tym C-3PO). Trzeba
oczywiście przyznać, że w scenariuszu znalazło się kilka świetnych one-linerów, które zna z pewnością każdy, kto choć
trochę interesuje się kinem, ale niestety obok nich wiele jest tu tekstów po prostu przeciętnych, przez które trzeba jakoś
przebrnąć.

Czwarta część jest również chwilami strasznie przegadana, ma trochę dłużyzn i co najgorsze, jest potwornie
przewidywalna. Za wiele w niej uproszczeń w fabule, pewnych skrótów, które prowadzą od jednej sceny do następnej,
przez które ogląda się ten film raczej spokojnie, nie denerwując się o bohaterów, bo nawet jak się rozdzielą, to wkrótce i
tak się odnajdą i wyjdą cało z każdej opresji. Samo zakończenie przemilczę, bo jest tak cukierkowo słodkie, że lepiej o
nim szybko zapomnieć i udać, że ta część kończy się tylko na zniszczeniu Gwiazdy Śmierci. Pomimo jednak tych kilku
minusów, które pewnie są tylko moim czepialstwem, ogląda się ten film całkiem nieźle. Co prawda bez większej
ekscytacji (no chyba, że wyrosło sie na tej trylogii) ale jednak. "Nowa Nadzieja" to opowieść o rozpoczynającej się walce
dobra ze złem, o nadziei na lepsze jutro. Historia młodego Luke'a Skywalkera, który za sprawą mistrza Obi-Wana Kenobi
przystępuje do ruchu oporu przeciwko Imperium, którym rządzi zamaskowany Darth Vader. Z pomocą dwóch robotów,
dzielnego i odważnego R2-D2 i ciągle narzekającego C-3PO, oraz chciwego przemytnika Hana Solo (naprawdę niezły
Harrison Ford), Luke będzie musiał uratować księżniczkę (charakterna Carrie Fisher) i ocalić planetę rebeliantów. A
ponieważ Lord Vader przeżył tę część, przyjdzie mu się jeszcze z nim spotkać w niedalekiej przyszłości.

6/10

ocenił(a) film na 7
milczacy

Cóż, widzę, że nie do końca zrozumiałeś Gwiezdne Wojny. Ich fenomen nie polega na tym, że to seria dobrych filmów. Jako filmy, każdy z nich jest raczej średni, niektóre nawet słabe albo wręcz faularnie tragiczne (jak na przykład Mroczne Widmo). Przede wszyskim, nie można tej serii nazwać "science fiction", jest to nieco inny gatunek, fantastyka, mimo zarysowanej w tle wysokiej technologii jest to historia o rycerzach, księżniczce, piratach. Darth Vader to czarny rycerz w hełmie wehrmachtu, C-3PO to jakoby Giermek Luke'a Skywalkera zaś obi wan kenobi przypomina Gandalfa (nawet jego śmierć w walce z vaderem w nowej nadziei przypomina scenę z Władcy Pierścieni). Sukces Gwiezdnych wojen opiera się jednak na gigantycznym świecie będącym areną wydarzeń, jest to świat fantastyczny, jednak przez drobne zapożyczenia z historii i prozy jest nam bliski i czytelny, dzięki prostej fabule nie mamy żadnych problemów z zagłębeniem się w ten świat.
Tak więc jako film, każd z "epizodów" zasługuje na raczej niską ocenę, jednak jako saga - jest najwspanialszą serią w historii kina.
I nie piszę tego jako wielki fan "Gwiezdnych Wojen", uważam po prostu, że tym filmom należy się szacunek... a przede wszystkim zrozumienie :)

gekonum

Dla mnie STAR WARS jest kultowe i może niektóre sceny są kiczowate to w tym filmie czuć pewną Magię i ma ode mnie 9/10. A biorąc poprawkę na swe lata film jest arcydziełem rozrywkowym. Dobrze, że podaliście argumenty co się podoba, a co nie, a nie od razu "Kicha 1/10" i tu macie plusa u mnie:D

ocenił(a) film na 9
milczacy

Dopiero przed kilkoma dniami zaczęłam oglądać "Star Wars"- pierwsze 2 epizody obejrzałam pod przymusem męża:) Kolejne 2 z własnej inicjatywy, zostały mi jeszcze dwa i myślę, że w ciągu najbliższego weekendu już będę po:) Zawsze sceptycznie podchodziłam do Gwiezdnych Wojen- jako dziecko uważałam to za film dla chłopaków i wolałam Anię z Zielonego Wzgórza:D Potem nie oglądałam bo stwierdziłam, że to na pewno nic ciekawego, a popularność zawdzięcza tylko sentymentom wiernych fanów, którym marzyło się w dzieciństwie bieganie ze świetlnym mieczykiem itd. Teraz będąc po czterech epizodach muszę przyznać, że urok Gwiezdnych Wojen dotarł do mnie. Może faktycznie nie jest to jakaś ambitna historia tylko klasyczna opowieść o walce dobra ze złem, ale tak jak wspomniał przede mną gekonum- fenomen tkwi w wykreowanym przez Lucasa świecie, gdzie wszystko ma tak zwane "ręce i nogi", każda rzecz ma swój cel i po coś została stworzona. Żałuję tylko jednego, że nie zaczęłam oglądać Gwiezdnych Wojen w kolejności, w której powstawały:)

I jeszcze jedno na koniec- efekty specjalne z IV epizodu mnie zaskoczyły- jak na schyłek lat `70 rewelacja:) W tamtych latach musiał to być niezły szok dla widzów:)