Władca może się kryć i reszta filmów, nawet Terminator 1 i Matrix 1 które tez maja swój klimat,oczywiscie chodzi mi o epizody 4,5,6 gwiezdnych wojen,bo te nowe sa duzo gorsze, powiedzcie mi czy jakis inny film ma zarówno na takim poziomie klimat, przełomowe efekty specjalne, muzyke, gre aktorska, humor i szereg innych rzeczy zmontowanych w taka idealna calośc, Ja stra trylogie juz ogladałem 5 razy i z kazdym ogladaniem utwiedzam sie w przekonaniu ze to jest film wszechczasow, a najbardziej w pamiec mi zachodza pojedynki Luke Skywalkera z darthem Vaderem w koncówce Imperium kontratakuje i powrót Jedi,niesamowite efekty powietrznych walk i nie tylko i gra głownych bohaterów, Nie ma duzo tez filmów z tak mrocnym głównym bohaterem co powoduje ze film ma niesamowity klimat,
on tam napisał "mrocznym głównym bohaterem". I masz totalną rację. W ogóle Matrix, choć wpisał się w historię kina, to nic przy "Star Wars".
Ja starą trylogię oglądałem z 17 razy, poszczególne odcinki pewnie i częściej. I choć przyznam, że Imperium prezentuje się najlepiej z pierwotnej trójki ("nową trylogię" lepiej zbyć milczeniem), to cieżko mi przychodzi do porównywania, czy nawet stawiania Gwiezdnych Wojen, czy wymysłów typu Terminator i Matrix na tym samym poziomie co dzieło Petera Jacksona. Właściwie wszystkie twoje pozytywne argumenty pasują bardziej do filmu WP niż do SW. Pozwól, że powtórzę za tobą: Powiedzcie, czy jakiś inny film ma taką fabułę, emocje, klimat, aktorstwo, rozmach, scenografię, muzykę, przełomowe efekty specjalne, humor (no, tu SW wygrywają) i szereg innych rzeczy zmontowanych w taką idealną calość jak Władca Pierścieni? ;)
Ale rozumiem twoje stanowisko. Ja też parę lat temu (przed 1999) byłem
przeświadczony o tym, że nic nigdy nie zdetronizuje GW w moim rankingu.
Byłem przeświadczony, że "Nowe GW" (o których niewiele było wtedy wiadomo) pobiją wreszcie Titanica tak przy kasach jak pod względem nagród. Cóż... wtedy jednak moje horyzonty filmowe były nieco ograniczone (uważałem Independence Day za świetny film...) Teraz, po zaaplikowaniu sobie dawki złożonej z kilkudziesięciu klasyków (późna edukacja ;p) typu: "The Godfather", "Casablanca", "Cinema Paradiso", "Gone With the Wind", "Schindler's List", "To Kill A Mockingbird", "Once Upon A Time in America", "Amadeus", "Lawrence of Arabia" i tym podobnych, GW straciły dla mnie wiele ze swego uroku i klasy. Lecz "Władca" wciąż się trzyma (w czołówce) mimo silnej konkurencji.
Ale wciąż lubię Gwiezdną Trylogię, chociaż bolą te fanaberie i dzieciniady, które Lucas wyczynia w nowych epizodach. A pojedynki na miecze świetlne Luke'a i Vadera w starych częściach faktycznie biją na głowę te bezmyślne machanie kolorowymi pałkami prezentowane w "Nowej Trylogii".
A ja bardzo lubię "Władcę pierścieni", lubię "Casablancę", "Ojca chrzestnego"(pomijając jedną scenę, o której już gdzieś wspomniałam), "Listę Shindlera" i wiele innych ambitnych filmów, a mimo to uwielbiam obie trylogie "Gwiezdnych wojen." Fabuła GW moim zdaniem jest ciekawsza od fabuły WP, zresztą Jackson miał ułatwione zadanie, bo miał książkę i wspaniałe rysunki Lee i Howe'a. A machanie tymi "kolorowymi pałkami" w NT nie jest bezmyśle, tylko bardzo dobrze zrobione i widowiskowe(niełatwo coś takiego zrobić). Walki w KT bardziej działają na emocje, ale technicznie lepsze są te z NT.
Myślę, że GW mogą spokojnie równać się z WP, którego oglądałam wiele razy w wersji rozszerzonej i do dziś mi się nie znudził, z GW boweim jest podobnie, mogę to oglądać i oglądać. Dobra fabuła, emocje, klimat, efekty czy humor są w obydwu filmach, a jeśli chodzi o aktorstwo, to we WP jest, muszę przyznać, lepsze.
A "Terminatora" bardzo lubię, jednak GW i WP nie dorównuje, ale to przecież zupełnie co innego. "Matrixa" nie lubię, nawet pierwszej części, obejrzałam i jedyne co mi się podobało to gra Weavinga, nawet jeśli nie była dobra, to mi się podobała.
Ale przede wszystkim WP powstał na podstawie książki, gdyby jej nie było pewnie nikt by czegoś takiego nie wymyślił i to głównie Tolkienowi należą się ukłony.
Pozdrawiam
"Władca pierścieni" Jacksona jest z całą stanowczością największym crapem jaki oglądałem. Kiczowaty jak jeleń na rykowisku, drętwy jak odpustowa figurka wyciosana z drewna, nieskładny, fatalnie wyreżyserowany (bitwa w "Dwóch wieżach" jest tak nieudolnie zmontowana, że nawet nie da się śledzić jej przebiegu).
Po drugiej stronie mamy "Gwiezdne wojny", cykl filmów potoczyście opowiedzianych, o wiele bogatszych wizualnie, z kapitalnymi dialogami i dużo lepszą fabułą (tu chodzi o coś więcej niż tylko wrzucenie pierścionka do dziury i uratowanie świata). Batalistyka w "Star Wars" jest dopracowana i przejżysta, oglądamy taktykę i zmagania poszczególnych jednostek (wyjątkiem jest "Zemsta Sithów" gdzie Lucas całkowicie spartolił batalistykę). Bitwa o Yawin, Hoth, równolegle rozegrane bitwy w "Powrocie Jedi" - to świetne, emocjonujące bitwy, które kładą na łopatki żałosne popisy Jacksona w "WP".
W filmowym "Władcy" nie ma humoru, nie ma postaci na miarę Vadera, nie ma konfliktu ojciec-syn, nie ma zapadających w pamięć rekwizytów i miejsc, a zamiast mądrego Yody jest głupkowaty Gollum.
Wreszcie soundtrack. Williams stworzył prawdziwe muzyczne universum, w którym każda postać, miejsce czy idea ma swój motyw, podczas gdy Howard Shore bez umiaru nudzi jednym banalnym lejtmotivem.
"Star Warsy" jedzą na śniadanie "LOTR".
Nie wiem, jak oglądałeś LOTR, ale Twoje zarzuty nie mają sensu. I chyba nie wiesz, ile pracy włożono w nakręcenie "Władcy pierścieni", fabuła jest mniej więcej taka jak w książce, muzyka jest piękna, zawsze dopasowana do akcji, każde miejsce ma swój charakterystyczny temat, a temat Uruk-hai jest super, tak jak temat Rohanu, wiele innych też jest super. Bitwa o Helmowy Jar jest zrobiona świetnie, ja nie miałam problemu z jej śledzeniem. Humoru nie brakuje, ale w tym filmie nie ma robotów takich jak R2 czy 3PO, jest humor, ale po prostu inny. Vaderowi żadna postać z LOTR nie dorównuje, ale poza tym bohaterowie nie są gorsi od tych ze SW. Rekwizyty i miejsca mi zapadły w pamięć, scenografii nie można nic zarzucić. Gollum to jak dotąd najlepiej zrobiona komputerowa postać w historii kina.
Skoro ten film to dla Ciebie "crap" to po prostu nie potrafisz docenić prawdziwej sztuki i już na pewno nie potrafisz docenić pracy, którą wielu ludzi włożyło w stworzenie tego filmu.
Ja wolę SW, ale niewiele bardziej od LOTR, a na "Władcę pierścieni" wybieram się nawet na maratonik do Bydy.
LOTR oglądałem w kinie, pierwszą i drugą część, na trzecią już nie miałem siły i nie widziałem jej do tej pory. W dwóch pierwszych natomiast prawdziwej sztuki jest tyle, co w landsztaftach sprzedawanych na rynku przez malarzy-chałturników; mamy więc pocztówkowe obrazki łąk i lasków, po których w nieskończoność pętają się bohaterowie, a w tle przygrywa muzyczka tak słodka jak buzia Orlando Bluma :) Nie ważne ile pracy w to włożyli, ale liczy się efekt; w "Dwóch wieżach" przez 80% filmu dwóch kurdupli chodzi po lesie i nie widać nic, co by wskazywało na te 200 mln. $ budżetu, gdzie okiem sięgnąć tylko drzewka-łączka, drzewka-łączka. I nic. Już wyprawa na grzyby jest bardziej emocjonująca. Towarzyszy im Gollum. Co z tego, że jest on tak super animowany, skoro to zwykły bałwan ciut tylko mądrzejszy od Jar-Jar Binksa?
A teraz weźmy Yodę: zwykła kukiełka, ale emanuje takim ciepłem i mądrością, jak mało która postać w kinie stworzona przez żywego aktora. Nie sztuka wyanimować kretyna strojącego dziwne miny, zwłaszcza gdy ma się do dyspozycji możliwości CGI najnowszej generacji. Sztuką jest to, czego dokonał Frank Oz: stworzyć kukiełkową postać, która na ekranie będzie kimś większym niż życie, która dorówna najlepszym kreacjom aktorskim. Z całej postaci Yody, z jego sylwetki, ruchów, wyrazu oczu, głosu, bije głęboko ludzka mądrość i doświadczenie. Otacza go taka aura że faktycznie wierzymy w jego potęgę, pomimo że ma tylko 50 cm wzrostu. A weź choćby scenę z "Imperium kontratakuje", w której Yoda w jednej chwili zamienia się z wrednego złośliwego skrzata w mądrego mistrza Jedi ("Nie mogę go nauczać. Cierpliwości chłopcu brak".). Genialne. Jeżeli jakakolwiek animowana postać w filmie aktorskim zasłużyła na Oscara to Yoda, a nie jakiś tam Gollum który wygląda przy nim jak Hayden przy Marlonie Brando.
Do książki LOTR nic nie mam, bo jest świetnie napisana; w wersji literackiej Tolkien może i przewyższa "Star Wars", ale nie w nieudolnej przerbóbce Jacksona.
Co do uwagi o "prawdziwej sztuce" to obejrzyj jakiś film Antonioniego, Kurosawy, Mizogushiego albo Leone - przykłady jak można korzystać z pejzażu w sposób olśniewający, bez popadania w banalną wizualizację a'la LOTR.
Filmów Leone i Kurosawy trochę widziałam. To, że do ciebie film nie dociera nie znaczy, że jest kiepski. Bo po prostu nie jest. To bardzo dobry film. Efekty są bardzo dobre, wszystkie makiety, miniatury, kostiumy, rekwizyty. Efekt końcowy pracy tych wszystkich ludzi jest wspaniały, ale film trzeba oglądać, a nie tylko na niego patrzeć.
To film fantasy, wizualizacja jest doskonała, to nie western ani nic takiego. Tego nie można porównywać do filmów twórców, których wymieniłeś. Widać, po prostu udajesz znawcę.
Gollum nie miał być mądry jak Yoda, może filmu nie skapowałeś. Porównywanie Yody do Golluma jest głupie.
"To film fantasy, wizualizacja jest doskonała, to nie western ani nic takiego."
Wczoraj ogladalem "Czerwona Sonie", taki film fantasy, bodaj najgorszy w karierze Arnolda S. "Wladca pierscieni" to ten sam poziom: archaiczna rezyseria, szkolny montaz. Co do uwagi o ogladaniu filmu, a nie patrzeniu, to jednak nie jestem w stanie sie dostosowac do porady. Nie jestem w stanie spokojnie ogladac gniota, na widok ktorego bebechy mi sie przewracaja.
"To film fantasy, wizualizacja jest doskonała, to nie western ani nic takiego."
Wizualizacja jest taka sama jak w "Gladiatorze", "Braveheart" czy "Joannie d'Arc" (tej Bessona) - a wiec solidny standard, nic ponadto. Znjadywalem ciekawsze widoczki w takich filmach fantasy jak "Willow", "Conan barbarzynca" czy "Excalibur" (szczegolnie ten ostatni).
"Tego nie można porównywać do filmów twórców, których wymieniłeś. Widać, po prostu udajesz znawcę."
LOL. Skoro ciagle sie slyszy, ze "Wladca" to film wszechczasow i inne takie bzdury, to to do czegos zobowiazuje, a mianowicie do porownania go z innymi filmami uznawanymi za arcydziela. Skoro na liscie IMDB LOTR wyprzedza "Obywatela Kane'a" i "Rashomon", to chyba raczej wstyd nie porownywac go do filmow tworcow ktorych wymienilem, nieprawdaz? :)
To jedno. A po drugie chodzilo mi o wskazanie przykladow filmowcow, ktorzy potrafili wykorzystywac naturalne walory pejzazu jako srodka dramaturgicznego. Mgly i wichry u Kurosawy, zlana sloncem pustynia u Leone. Czegos takiego u Jacksona nie ma, sa jedynie pocztowki, wiec uwazam zachwyty nad zdjeciami w tym filmie za bardzo grubo przesadzone.
"Gollum nie miał być mądry jak Yoda, może filmu nie skapowałeś. Porównywanie Yody do Golluma jest głupie."
Wyszlismy od porownan LOTRA do "Gwiezdnych wojen" i od dyskusji co jest lepsze. W ogolnym zarysie to dosc podobne filmy, z jedna roznica: trylogia Lucasa jest po prostu lepiej zrobiona jako kino. Ciekawsze filmowo uniwersum (wprawdzie Tolkien to geniusz opisu, ale na ekranie swiat Wladcy nie rozni sie specjalnie od tego, co widzialo sie w dziesiatkach innych produkcji fantasy), wieksza dynamika i przejzystosc w scenach walk, wyraziciej nakreslone postacie, lepsza muzyka itp. Oba filmy maja tez swoja czolowa postac animowana, ale o ile Yoda to postac zupelnie wyjatkowa, to Gollum jest standardowa figurka made by CGI, jakich w dzisiejszym kinie sa setki. Tak wiec "Gwiezdne wojny" miazdza "Wladce" w kazdym aspekcie, nawet w aspekcie lalki :)
Nie chce mi się pisać, więc tylko napiszę, że nie ma drugiej tak dobrze zrobionej postaci jak Gollum, inne postacie robione komputerowo wyglądają dużo sztuczniej.
Za rok, dwa technika animacji posunie sie naprzod, pojawia sie nowe komputerowe lale i Gollum juz nie bedzie wyjatkowy w swojej klasie, a Yoda bedzie. Bo Yoda to cos wiecej niz technika.
Eee tam...Porównujesz Yodę i Golluma, jakby te postacie były podobne. Prawda jest taka, że LOTR i SW długo ludzie będą pamiętać. Gollum jest swietnie zrobiony, to pierwsza tak dobrze zrobiona komputerowo postać i na pewno nie zostanie zapomniana. Yoda też nie zostanie zapomniany. Śmieszą mnie ludzie, którzy uwielbiają GW i nienawidzą WP, albo na odwrót. Ja lubię oba filmy i nic tego nie zmieni. A Yoda oryginalny jest niby w czym? W tym, ze jest mądry? W tym, że ma głos Oz'a?
Yoda jest oryginalny w tym, ze to tak naprawde wielka kreacja. Nie jest to zasluga tylko glosu Oza, lecz wszystkich elementow ktore zlozyly sie na postac Yody, a wiec glosu Oza, tego co mowi i jak mowi, oczu Einsteina, kruchej zgarbionej sylwetki. W tym, ze jak na niego patrzysz, to nie widzisz dekoracyjnej czy chocby nawet swietnie animowanej lali, ale istote udochowiona i potezna mimo swoich dwoch stop wzrostu i mimo tego, ze chwile wczesniej byla tylko niedobrym skrzatem okladajacym R2 laska (transformacja psychologiczna godna McDiarminda). Powtarzam: animowac kauczukowa lalke to jedno, ale sprawic zeby grala jak najlepszy aktor to juz najprawdziwsza sztuka. A Yoda gra jak aktor najwiekszego formatu.
Poza tym Yoda byl pierwsza kukielka symulujaca mimike i sposob poruszania sie zywego czlowieka, gdyby nie on nie byloby Golluma.
"Gollum jest swietnie zrobiony, to pierwsza tak dobrze zrobiona komputerowo postać i na pewno nie zostanie zapomniana."
Dinozaury z "Parku Jurajskiego" tez byly pierwszymi tak dobrze zrobionymi komputerowo istotami, pamietam jak wszyscy padali z zachwytu nad doskonaloscia animacji, podniecali sie realizmem widoku sliny kapiacej z pyska tyranozaurowi itp. Dzisiaj ogladamy "Park Jurajski", patrzymy na te dinozaury - ot, standard. Podejrzewam, ze Golluma spotka taki sam los. Jako postac ma on do zaoferowania tyle co te dinozaury, a wiec nic ponad to, ze jest dobrze animowany i byc moze wyznacza jakis tam punkt zwrotny w dziedzinie CGI.
"Śmieszą mnie ludzie, którzy uwielbiają GW i nienawidzą WP, albo na odwrót."
Bardzo lubie "Wladce" ksiazkowego. Filmowego nie znosze, nie tylko dlatego ze splyca poezje opisu Tolkiena sprowadzajac ja do pakietu pocztowek z Nowej Zelandii i bitew wygladajcych jak intra do gier komputerowych. Rowniez dlatego, ze fetowany jako "film wszechczasow", niczego do kina nie wnosi, malo tego - sprawia wrazenie sredniackiej rzemieslniczo zbitki patentow z dziesiatkow wczesniejszych, duzo lepszych filmow fantasy.
"Gwiezdne wojny" wiele zawdzieczaja Tolkienowi - co do tego nie ma watpliwosci, ale wyznaczyly tez nowa jakosc w kinie (nie tylko techniczna), wykreowaly oryginalne uniwersum i opowiedzialy historie, jakiej wczesniej nie ogladalo sie na ekranie. A co takiego wnosi "Wladca" Jacksona, poza tym ze rozdzielczosc pikseli w efektach jest wyzsza niz w "Dniu Niepodleglosci"? Przeciez to zwyczajne wtorniactwo po filmach "nowej przygody" z lat 80.; juz wiecej ducha Tolkiena bylo w "Willowie".
LOTR to wspaniała adaptacja książki. Może kinowe wersje są skromne, ale rozszerzone to cudo. Brakuje może pewnych wątków, ale gdyby je w filmach umieścić trwałyby one po prostu za długo.
A porównanie Golluma do dinozaurów jest bez sensu, Gollum to postać, która mówi, która oszukuje, w dodatku cierpi na schizofrenię, można by powiedzieć.
Ale nie chce mi się ciągnąć tego tematu. Nie będę krytykować GW, bo je uwielbiam, to samo dotyczy WP. A jak Tobie WP się nie podoba, to Twój problem. Proste rozwiązanie-nie oglądaj, oglądaj sobie "Willow'a", jak wydaje Ci się lepszy. We WP ducha Tolkiena nie brakuje, zaś "Willow" to zabawna bajeczka dla dzieci, którą zresztą lubię, ale nie ma co tego do WP porównywać.
jezus maria kinowe wersje skromne? maja po 3 godziny i skromne??? To to jeszcze bardziej sie da rozszerzyć? I częśc oglądalem z ciekawości, potem oglądąłem ją drugi raz to chciało mis ie spac, II część oglądalem raz i więcej nie chcę a z III widziałem ostatnią godzine i tez o mało nie zasnałem
Kombi
Słuchaj. Od ostatniej części "Władcy Pierścieni" minęły 2 lata. A od Starej Trylogii minęły 22 lata. Co ty myślisz, że jak tylko "Gwiezdne Wojny" weszły do kin, to wszyscy je pokochali? To musi minąć kilka(naście) lat, żeby film stał się kultowy. Dopiero jak się robi sequele i prequele, które nie wszystkim wydają się udane, to się docenia stare części. Jackson (jak sam mówił) zrobił ten film dla fanów książki. A tu proszę, ja który przed obejżeniem "Władcy Pierścieni" widziałem tylko GW i kilka innych filmów to pokochałem i WP. Nie mogę opowiedzieć się tylko po jednej stronie, bo to jak zdradzanie przyjaciela, żeby zyskać nowego.
A to niezły dowcip strzeliłaś ;] się uśiałem:
"Jackson (jak sam mówił) zrobił ten film dla fanów książki."
A jak na tym forum wypominałem że w WP pominięto baaaaaaaardzo dużo (wypisywałem ale już po raz koljny tego nie bedę robił) i dodano zupełnie nowe (niepotrzebne!) wątki to mowili tak:
"Zrobił tak aby ci którzy NIE czytali książki mogli zrozumieć"
"Chciał pokazać swoją wizję, nakręcić w inny sposób"
Taaa ciekawe... I nie mów tylko ze malo zmienil, obejrzyj sobie Two Towers i przeczytaj książki Mistrza Tolkiena to zobaczymy ;]
A teraz co do głownego tematu... Jako filmy to za lepsze w sensie wykonania są SW (stare) ale Lucas miał o tyle łatwiej ze nie musial się trzymać zadnych pierwowzorów, on mógł pokazać to tak jak on chciał. A Jackson jednak jako tako ale musiał się trzymać jedynej prawidłowej wizji czyli wizji Tolkiena. Jednak WP wcale nie jest żadnym "crapem" mimo że na nie narzekam bo Jackson mógł to zrobić duzo lepiej to są to jedne z lepszych filmow jakie kiedy kolwiek oglądałem. A stara trylogia SW? Toż to arcydzieło. I Kombi... Gollum i Yoda ty porównujesz charaktery postaci a nie jak je stworzono... Obie były przełomowe trza przyznać. Mówisz ze ksiażkowo WP przewyższa SW a zaraz mowisz ze Gollum jest kreaturą głupią (hmm moze nie nie wiadomo jak inteligętną ale nie az ze głupią, udało mu się zwabić Froda az do Szeloby) podłą itp. Ale ale! Tolkien własnie takiego go stworzył. Jeżeli jakaś postać miała by dostać Oskara za WP to właśnie Gollum :) Jednak to w SW są bardziej wyraziste postacie, pomijając Yodę, Vader, Han Solo, Luck, Ben Kenobi... Nie wiem co tu by można jeszcze dopisać. Pod względem wykonania jako całości SW przewyższa WP, Jackson zrobil za dużo zmian w swoim filmie dla fanów Tolkiena (HA HA HA). Ale pomijajac te błędy i próbujac zapomnieć iz to adaptacja mojej osobistej "biblii" (:P:P) obie trylogie i WP i SW stawiam na równi... I nie mów ze WP to jak jakaś Czerwona Sonia gdzie fabuła jest sklejona na slinę a Guberminator macha mieczem odwrotnie porporcjonalnym do wielkości jego mózgu ;/ "Willow" natomiast to średnio udana próba nakręcenia czegoś podobnego do WP dla dzieci, ze słabym aktorstwem i efektami. Nie ma tam tej podnisłości, mimo wszystko klimatu (ile razy to mi się zdarzaŁO krzyczeć "Death!" gdy Rohan szykował się aby zadać cios orkom na POlach Pelenoru a zawsze gdy oglądam scenę śmierci Boromira (której Tolkien nie opisał pomijając sam zgon) ledwo opanowuję wzruszenie... ) a i aktorzy grają solidnie... Dobra bo już się placze nie wiem co napisałem co nie... WP i SW to dwie wielkie trylogie, i nie pieprzcie mi tu co który film wniósł do kinematografii tylko zastanówcie się jak który się ogląda! Bo tu nie chodzi o to zeby obejrzeć "ambitny" film poruszający ważny temat ale nie było w tym żadnej emocji żadnej przyjemności z oglądania... I tak na prawde nie ma tak iż grupa ludzi uwazana za "znajacych": się na filmach powie ze film jest genialny w 101% to tak jest na pewno a kazdy kto mysli inaczej jest debilem! Każdemu podoba się co innego. Komus moze się podobac cos takiego jak "Faceci w bieli"(kto widział pierwsze 5 min to chyba wie czemu akurat taki przykład ;]) Każdy ma inny gust. A o gustach się nie dyskutuje!! I to powinien byc koniec tej jałowej dyskusji to niczym...
"Gollum i Yoda ty porównujesz charaktery postaci a nie jak je stworzono... "
Nie, porównuję jak je stworzono. Pisałem przecież o tych wszystkich puzzlach, które współtworzą genialną postać Yody: głosie Franka Oza, oczach Einsteina itp. Rezultat jest niesamowity, na tę kukiełkę patrzy się jak na naprawdę wybitnego aktora, jak na Takashi Shimurę w "Piętnie śmierci" albo Marlona Brando w "Ojcu chrzestnym". Tu nie chodzi tylko o charakter tej postaci określony na etapie scenariusza, bo przecież koncept mozna zrealizować lepiej lub gorzej. Yoda, w takiej postaci w jakiej wymyślił go Oz, jest niezastąpiony, gdy tymczasem w miejsce Golluma można było wkleić jakąkolwiek maszkarę i efekt byłby ten sam.
"Mówisz ze ksiażkowo WP przewyższa SW"
Nigdzie tego nie napisałem. Uważam że książkowy "Władca" to dzieło mniej więcej tego samego formatu co "Star Wars", a dokładniej że "Star Wars" pełni w kinie podobną rolę co LOTR w literaturze: dwie monumentalne trylogie pełne odwołań do mitologii, dające spójną wizję alternatywnego świata fantastycznego. Nie ośmielam się sądzić co jest lepsze, bo każde jest równie znakomite w ramach swoego medium: LOTR od strony literackiej, "Gwiezdne wojny" jako robota filmowa.
"Jackson zrobil za dużo zmian w swoim filmie dla fanów Tolkiena"
Zgadzam się, że ładnie zilustrował książkę, ale niewiele poza tym.
"I nie mów ze WP to jak jakaś Czerwona Sonia gdzie fabuła jest sklejona na slinę a Guberminator macha mieczem odwrotnie porporcjonalnym do wielkości jego mózgu"
Nie chodzi mi o fabułę, bo tę akurat "Władca" ma lepszą (w końcu zawdzięcza ją Tolkienowi), ale o narrację. W obu filmach narracja jest tak samo prymitywna i drętwa.
""Willow" natomiast to średnio udana próba nakręcenia czegoś podobnego do WP dla dzieci, ze słabym aktorstwem i efektami."
1. Aktorstwo w "Willow" jednak jest lepsze niż we "Władcy", gdzie nawet z awanturnika Aragorna można by spokojnie wystrugać Pinokia. Nigdy nie przepadałem za Valem Kilmerem, ale trzeba przyznać że w "Willowie" tryska spontanicznym humorem i energią, czego nie można powiedzieć o sztywniakach Vigo Mortensenie i Orlando Bloomie. Wawrick Davis również wymiata w porównaniu z komputerowo przypłaszczonym Frodem.
2. Efekty specjalne w "Willowie" były optymalne jak na koniec lat 80., a i do dzisiaj nie zestarzały się zanadto.
3. Nie sądzę, żeby film dość brutalny i mroczny, w którym na końcu sklada się ofiarę z niemowlęcia, był przeznaczony dla dzieci. Target raczej ten sam co w wypadku "Gwiezdnych wojen" i "Indiany Jonesa", czyli młodzież i "dzieci tkwiące w dorosłych".
"Nie ma tam tej podnisłości"
Ale za to jest żywioł kina, humor i prawdziwy klimat widowiska przygodowego. Podniosłości zresztą też nie brakuje. "Władca" z tą swoją podniosłością jest ciężki jak zad słoniowy; co mi po podniosłości jeżeli nie ma w tym życia. Np. "Gwiezdne wojny" znajdują doskonałą równowagę między podniosłością a humorem, patosem a dynamiką akcji. We "Władcy" tego nie ma, jest tylko patos, w dodatku osiągnięty w niezbyt wyrafinowany sposób.
"WP i SW to dwie wielkie trylogie, i nie pieprzcie mi tu co który film wniósł do kinematografii tylko zastanówcie się jak który się ogląda!"
Skoro już polecasz mi odnieść się do prywatnego doświadczenia, to powiem tyle że "Gwiezdne wojny" oglądało mi się kapitalnie tak za pierwszym razem jak i za sto pierwszym. Natomiast w "Dwóch wieżach" fajnie patrzyło mi się tylko na napisy końcowe, nie muszę chyba tłumaczyc dlaczego :)
"Bo tu nie chodzi o to zeby obejrzeć "ambitny" film poruszający ważny temat ale nie było w tym żadnej emocji żadnej przyjemności z oglądania..."
Jeżeli ambitny film skutecznie wywiązuje się ze swoich ambicji, to jakaś przyjemność z oglądania zawsze będzie, może nie koniecznie czysto emocjonalna, ale intelektualna chociażby.
"I tak na prawde nie ma tak iż grupa ludzi uwazana za "znajacych": się na filmach powie ze film jest genialny w 101% to tak jest na pewno a kazdy kto mysli inaczej jest debilem!"
Gdyby ktoś mi powiedział, że np. "Powięszenie" jest do dupy, starałbym się dociec co ten ktoś z tego filmu zrozumiał i dlaczego tak sądzi. Jeżeli okazałoby się że nic nie zrozumiał a mówi że film jest do d..., uznałbym że jest debilem :)
Witch Kingu!
Radzę obejrzeć dodatki do specjalnej wersji na DVD wszystkich części Władcy Pierścieni. Tam mówią ci wszystko dlaczego skrócili, pominęli lub dodali jakiś wątek. Np.:
Nie pokazali Porządków w Shire bo przecież trwało by to piekielnie długo.
Ale dano chołd tej scenie w "Drużynie Pierścienia". Kiedy Frodo patrzy w Zwierciadło Galadrieli, widzi Porządki w Shire. A w rozszerzonej wersji "Powrotu Króla" jest scena która łączy Głos Sarumana z Porządkami w Shire. Radzę zobaczyć.
"Od ostatniej części "Władcy Pierścieni" minęły 2 lata. A od Starej Trylogii minęły 22 lata. Co ty myślisz, że jak tylko "Gwiezdne Wojny" weszły do kin, to wszyscy je pokochali?"
Tak było. Inaczej nie odniosłyby sukcesu frekwencyjnego jaki odniosły, wówczas największego w historii kinematografii.
"To musi minąć kilka(naście) lat, żeby film stał się kultowy."
Niekoniecznie. Vide "Pulp Fiction": film który stał się kultowy z miejsca, zaraz jak sie pojawił na ekranach ludzie zaczęli w rozmowach rzucać tekstami z tego filmu.
I tak samo było w przypadku Władcy Pierścieni! Ale zawsze znajdzie się jakaś maruda, żeby ponarzekać na to tamto.
A szanse, że pojawi się coś choćby podobnego do Pulp Fiction wynoszą 1 do 10000000.
"Nigdy mi nie mów o szansach" Han Solo
Tylko że "Władca pierścieni" miał za sobą renomę kultowej książki, był to film na który miliony ludzi czekały wiele lat. Sukces był przesądzony.
"Gwiezdnych wojen" w roku 1977 nikt się nie spodziewał, film pojawił się nagle nie poprzedzony żadną kampanią promocyjną, producenci i koledzy filmowcy wróżyli Lucasowi klapę. Stało się inaczej.
"Tylko że "Władca pierścieni" miał za sobą renomę kultowej książki, był to film na który miliony ludzi czekały wiele lat. Sukces był przesądzony."
? Książki, która miała renomę niemożliwej do sfilmowania. A któż to miał podjąć się adaptacji dzieła, do którego podchodzili Lucas (efektem jest Willow), Coppola (skończył na Draculi)? Jackson? Kto? Ten piosenkarz? :) Aaaa, Peter Jackson? Reżyser kiwi znany może nielicznym fanom ze swych krwistych kultowych horrorkach podrzędnej klasy? I on ma nakręcić film oparty na jednej z najbardziej lubianych i cenionych opowieści w historii? Pewnie miał gwiazdorską obsadę, typu Liam Neeson, Alec Guiness, Ewan McGregor? A skąd! Do tego fani Tolkiena SĄ ZNANI ze swej fanatycznej dbałości o detale i każde nawet najmniejsze odstępstwo od książki (grubej jak Biblia) mogło równać się z potępieniem całego filmu przez bardziej radykalne środowiska. Co zresztą częściowo się stało. Sukces murowany?
Bzdura! Studio wykładając setki milionów na wątpliwej sławy Petera Jacksona i film, którego nawet w wersji animowanej nie zdołano dokończyć (w kilku podejściach), ryzykowało kompletną ruinę. I to jest opinia konkurencyjnego studia, nie moja. To było szekspirowskie zagranie: "Być albo nie być" dla New Line. Do tego podjęto się kręcenia nie jednego, ale TRZECH filmów JEDNOCZEŚNIE, co nie zostało jeszcze nigdy przeprowadzone. Wiele scen z "Powrotu Króla" istniało na długo przed premierą "Drużyny Pierścienia".
"Gwiezdne Wojny" nigdy nie były ograniczone takim ryzykiem. Ich sukces był co prawda fenomenalny, tego nie neguję. Lucas trafił na idealny czas by opowiedzieć swą historię.
Nie mam zamiaru wdawać się w długą i bezowocną dyskusję, swoje zdanie wyraziłem już w zbyt wielu miejscach, a powtarzanie się na każdym forum w kilku językach i próbowanie wyjaśnienia (nie narzucenia!) każdemu malkontentowi mojego punktu widzenia i mojej opinii uznałem niedawno za bezcelowe. Zakończę tylko przypomnieniem, że LOTR odniósł sukces nie tylko przy box-office, lecz także wśród publiczności, wśród fanów Tolkiena (nie przeklęli go :P), wśród krytyków, został doceniony przez Akademię (po raz pierwszy w historii wygrało fantasy) i zebrał całą długa listę innych nagród, wyróżnień i nominacji. Nie twierdzę, sukces kasowy, nagrody, uznanie krytyków, czy uwielbienie publiczności samo w sobie świadczy o filmie... ale o czymś jednak świadczy, czy się to Wam podoba, czy nie, szczególnie, gdy zachodzą wszystkie te zjawiska na raz.
Gwoli ścisłości, gdy oglądałem każdą część LOTR w kinie za pierwszym razem - nie podobały mi się (jestem fanatykiem Tolkiena). Na pierwszy rzut oka zbytnio się oddalały od jego powieści. Dopiero za 3-4 razem zacząłem dostrzegać subtelne nawiązania i ducha powieści pod zewnętrzną otoczką (skierowaną do zwykłego widza). Tak, to jest film nakręcony dla fanów - fanów, którzy spojrzą po efekty specjalne i żarciki Gilmego, dostrzegając fragmenty większego obrazu, który w pełni zawarty jest tylko u Tolkiena, a który tylko częściowo udało się Jacksonowi uchwycić.
Cóż to za fani Tolkiena, co narzekają na Arwenę z mieczem, a nie zwracają uwagi na poezję wizji Arweny, która opłakuje zmarłego Aragorna... który odszedł z własnej woli, usnął oddając się śmierci, pełen majestatu, niczym jego przodkowie z Numenoru - zostawiając Arwenę samotną w swej nieśmiertelności... a są to ważne tematy w dziele Tolkiena. Zresztą, każdy widzi, co widzi, pewnie 85% "fanów" Tolkiena uważa LOTR za książkę przygodową o grupie bohaterów, którzy muszą uratować świat niszcząc Pierścień wulkanie... (no coments) A "Moby Dick" to historia o polowaniu na wieloryba :)) A Ewangelia opowiada o takim jednym człowieku, którego ukrzyzowali, prawda? Trwajcie dalej w swym przekonaniu, ja.. heh, ja się wycofam.. :))
Wybaczcie niespójność mojej wypowiedzi, ale jestem już zmęczony wszechobecną ignorancją (swoją i innych).
KOREKTA:
"Tak, to jest film nakręcony dla fanów - fanów, którzy spojrzą *POD* efekty specjalne i żarciki Gilmego"
Dlaczego na tym forum nie można edytować swych postów?!!
Jasne, ale co jest tym czynnikiem umozliwiającym fanowi spojrzenie pod efekty itp. jeżeli nie znajomość książki? Na tym właśnie polega ilustacyjność: obrazek zyskuje na wartości poprzez odniesienie do treści tekstu który ilustruje. Mi się o to rozchodzi, że "Władca" nie wypala jako samodzielne kino, jest to film który najlepiej ogląda się z książką na kolanach; ot masz w pamięci pięknie napisaną scenę z powieći, widzisz na ekranie obrazek jej odpowiadający - brawo, zgadza się, jak ładnie ten obrazek tutaj pasuje. Ale spróbuj wyobrazić sobie siebie w sytuacji widza nie znającego książki; wtedy pozostaje Tobie tylko ogladanie wyrwanych z kontekstu ilustracji. To tak jak z ekranizacją "Pana Tadeusza" Wajdy, który widzów wychowanych na Mickiewiczu chwytał za serce, a tych którzy do literackiego pierwowzoru mieli stosunek ambiwalentny raczej nudził. Jest to ten sam rodzaj ekranizacji, tj. sprowadzonej do ilustrowania tekstu i nie silącej się na żadną myślową autonomię.
Częściowo możesz mieć rację... nie neguję, że nieświadomie mogę uzupełniać sceny ksiażką i pomijać niezgodności. Lecz czemu tylko w przypadku tego filmu? Dziesiątki "ekranizacji" powieści Verna czy Dumasa (znacznie łatwiejszych do przeniesienia niż księga Tolkiena) zwykle mnie wręcz zniesmaczają (zamiana płci bohaterów! przerośnęte skorupiaki! uch!), i nie jestem w stanie ratować sytuacji książką. A ponieważ próba "zapomnienia" książki (a szczególnie ducha Tolkiena) i obejrzenie filmu z perspektywy osoby powieści nieznającej/nielubiącej przekracza skromne możliwości moich nielicznych neuronów. Dlatego oceniam film po efekcie jaki na mnie wywołuje - wzrusza, wywołuje ogromne emocje, zachwyca, zapiera dech w piersiach, a przede wszystkim daje REALNĄ nadzieję... pod tym względem żaden inny film nie dorównuje "Władcy Pierścieni", który dla mnie (a z obserwacji nie jestem jedyny) jest czymś więcej niż filmem - jest doświadczeniem; nie jest filmem przygodowym - jest PRZYGODĄ w której uczestniczę. Nic nie równa się 10 godz. maratonowi od zmierzchu do świtu, gdy wychodzisz skołowany z kina o brzasku dnia nie wiedząć, czy wszedłeś tam wczoraj po zapadnięciu zmroku, czy miesiąc temu...
Technika kamery, najlepsze zdjęcia czy nowatorskie podejście to nie wszystko. LOTR tego nie ma. Ma za to świetnie wyważony sposób opowiadania historii, niczym symfonia, w której dialogi, słowa i gesty zdają się trafiać doskonale w nuty i emocjonalne akcenty. Nieliczne filmy (głównie klasyki, ale nie wszystkie) mają taki efekt na mnie (a praktycznie żaden w takim stopniu). Najbardziej zdumiewającym osiągnięciem Petera Jacksona jest to, że mimo faktu, że dostrzegam błędy, słabości i wady filmu, to gdy go oglądam - słowa "najlepszy", "klasyk" wręcz cisną się na usta. Gdy oglądałem ostatnio "Citizen Kane" nawet przez myśl by mi nie przeszło, że jest on uważany za *najlepszy* film w historii (a wiedziałem o tym zawczasu). Znawcy zbytnio koncentrują się na technicznych innowacjach (w których podobno Kane wiedzie prym), błędnie jednak (mom zdaniem) kierują pochwały, które należą sie reżyserowi Kane'a, a nie samemu filmowi.
Nie uważam LOTR za najlepszy technicznie, czy innowacyjnie film, lecz biorąc pod uwagę efekt jaki na mnie wywołuje, stawiam go w pierwszym szeregu. Cóż z tego, że The Godfather jest lepszy jako film, gdy nie angażuje mnie emocjonalnie i jest więcej niż wątpliwy moralnie? Za to "Cinema Paradiso" i "To Kill a Mockingbird" ruszyły mnie jak mało który film. Jeśli chodzi o Gwiezdne Wojny, to (pomijając NT milczeniem), teraz, po 7 latach "osłabionych stosunków" z nimi, dostrzegam ich wady. Moje wymagania co do filmu wzrosły tak znacznie (po LOTR), że praktycznie żaden z filmów z ostanich lat nie przeskoczył poprzeczki. Gdy przesieje Nową Nadzieję tym sitem, zostaje jedna (sic) świetna scena, pojedynczy błysk geniuszu Lucasa - to Binary Sunset, Podwójny zachód słońc - uchwycenie tęsknoty za przygodą w swej najczystszej formie. Reszta filmu jest nieźle opowiedziana, z fantazją, ale fimowo jest przeciętnie.
"Imperium Kontratakuje" jest juz znacznie lepsze. Yoda przetrwał próbę czasu i rzeczywiście jego gra jest genialna (tym bardziej boli ten komputerowy cyrk z NT). Konflikt Ojciec-Syn, majaczące we mgle AT-AT, pas asteroid, miasto w chmurach, "I know" Hana Solo, i wiele innych momentów - działa wciąż doskonale. Jednak cała ta historia nie wpływa na życie widza - jest po prostu świetną historią. LOTR poprzez szczerość, brak ironii, a przede wszystkim poprzez traktownie siebie i przedstawianych tematów śmiertelnie poważnie - działa z mocą przekraczającą barierę ekranu i trafia do serca. GW, tak jak i Indiana Jones, Willow itp. "mrugają oczkiem do widza" jakby mówiąc - "to tylko film", nie zauważam tego we "Władcy".
Zgadzam się, że LOTR nie ma tej "magiczności" obecnej w "Willow" czy starych GW. Nie ma, ponieważ jest on pchnięty bardziej w stronę realizmu i historyczności, niż w kierunku baśni. "Władca Pierścieni' jest między innym opowieścią o przemijaniu - największą z epopei - o przemijaniu Ery Baśni i Legend i początku Ery Historycznej. Peter świetnie to uchwycił - czasami ma się wrażenie, że to baśń (Balrog, klimat FOTR), czasami, że tradycyjny epos w stylu Lawrenca z Arabii (Edoras, klimat TTT). Film jest opowiedziany na wielu płaszczyznach - jedną z nich jest kontrast Legenda-Zwyczajność.
Dzieje Aragorna są legendarne - wielkie bitwy, oblężenia, idealistyczna miłosć - wyczyny Froda i Sama nie odbiegaja od tego co każdy z nas mógłby wykonać/przeżyć (dlatego dla wielu są nudne bo *nic* się nie dzieje). Frodo nie ma Mocy, magicznej różdżki, nie włada magią jak Potter - jest słaby, niepozorny - szary człowiek. A "Powrót króla" ukazuje że to właśnie szary człowiek decyduje o losie świata - a nie wielkie bitwy Wielkich i Możnych - na co zdałoby się męstwo Aragorna i mądrość Gandalfa, zwycięskie bitwy i chwalebna śmierć - gdyby nie wytrwałość i pośwęcene tych dwóch małych postaci wędrujących po spustoszonej ziemi?
Film koncentrował się na bitwach, coraz większych i większych - lecz pod koniec natępuje nagłe przesunięcie akcentu - dwie pozornie nieistotne postacie z tła nagle wychodzą na pierwszy plan, bitwa nagle przestaje być ważna - nigdy nie była - reżyser ukazał błędną fascynację bitwami obecną w wielu filmach, najpierw podnosząc poprzeczkę spektakularności do stratosfery, by następnie skoncentrować się na dramacie dwóch osób decydującym o całej historii, podczas największej z bitew - jakże nieistotnej. Jakże śmiesznie wyglądaja przy tym Alexander, Królestwo Niebieskie, Troja, Król Artur, próbując przebić Władcę jakością grafiki i ilością wojsk..
Ale już skończę, bo godziny mijają a ja i tak nie czuję się kompetentny do wyjaśniania tego filmu. Jak już mówiłem, każdy widzi co widzi, i każdy co innego. Czyż nie o tym mówił Tolkien, wspominając o interpretacji swej powieści? Każdy ma własne skojarzenia, odpowiednie do jego doświadczenia i wiedzy, ten film i ta książka nie są alegorią i nie mają ukrytego przesłania od reżysera/autora - odpowiedzialność za interpretację jest u widza/czytelnika. Ja potrafię dostrzec głębię i *czerpać z niej korzyści* emocjonale/intelektualne/relig ijne/filozoficzne. Dlatego nie zgodzę się, że LOTR jest filmem pozbawionym tych wartości, filmem złym - może po prostu ich niedostrzegacie/nierozumiecie? Powtarzam, LOTR nie jest filmem akcji, nie jest filmem o bitwach, a już na pewno nie jest filmem przygodowym grupie bohaterów którzy próbują uratować świat. To wszystko przykrywka, akcenty leżą zupełnie gdzie indziej (tak, jak i u Tolkiena). Lecz nawet ta przykrywka w postaci filmu przygodowego jest świetna sama w sobie. Kończę już to szaleństwo! :) Dobrego dnia, mam nadzieję, że nikogo nie obraziłem, często jestem nieuważny w doborze słów :)
"Dziesiątki "ekranizacji" powieści Verna czy Dumasa (znacznie łatwiejszych do przeniesienia niż księga Tolkiena) zwykle mnie wręcz zniesmaczają (zamiana płci bohaterów! przerośnęte skorupiaki! uch!)"
Są złe ekranizacje, bardzo złe i dobre. Jeśli chodzi o Verne'a i Dumasa to "20 tysiecy mil podmorskiej żeglugi" Fleishera jest filmem o niebo lepszym od "Władcy" Jacksona, a "Trzej muszkieterowie" Lestera to chyba wogóle jedna z najżywszych adaptacji klasyki.
"pod tym względem żaden inny film nie dorównuje "Władcy Pierścieni", który dla mnie (a z obserwacji nie jestem jedyny) jest czymś więcej niż filmem - jest doświadczeniem; nie jest filmem przygodowym - jest PRZYGODĄ w której uczestniczę."
Ech... no cóż, chyba mogę tylko zazdrościć, bo we mnie LOTR wywołuje co najwyżej odruch zwrotny. Uszy mi więdną od grafomańskiej pustej gadaniny (przy której dialogi z "Ataku klonów" brzmią jak Szekspir); tym bardziej trudno mi się tym przejąć akcją i losami bladych figurek jak Aragorn czy Legolas. Już chyba "Wiedźmina" przeżywałem intensywniej.
"Jeśli chodzi o Gwiezdne Wojny, to (pomijając NT milczeniem), teraz, po 7 latach "osłabionych stosunków" z nimi, dostrzegam ich wady. Moje wymagania co do filmu wzrosły tak znacznie (po LOTR), że praktycznie żaden z filmów z ostanich lat nie przeskoczył poprzeczki. Gdy przesieje Nową Nadzieję tym sitem, zostaje jedna (sic) świetna scena, pojedynczy błysk geniuszu Lucasa - to Binary Sunset, Podwójny zachód słońc - uchwycenie tęsknoty za przygodą w swej najczystszej formie. Reszta filmu jest nieźle opowiedziana, z fantazją, ale fimowo jest przeciętnie."
Binary Sunset to ładna scena, ale można się przyczepić że wieje od niej sentymentalizmem :) Za to reszta jest wzorcowa właśnie od strony filmowej; wartki rytm, montaż, muzyka, wyraziste aktorstwo (pewnie, aktorstwo nie na miarę "Dawno temu w Ameryce" ale postacie pełnokrwiste, nawet księżniczka has guts:)). Dla mnie oglądanie "Nowej nadziei" jest jak słuchanie Bolera; Lucas gdy to kręcił miał niesamowite wyczucie rytmu i dynamiki. Finałowa bitwa kosmiczna jest wyreżyserowana i zmontowana doskonale, z suspensem. A "Wladca"... cóż, dzisiaj raz jeszcze obejrzałem sobie bitwę o Helmowy Jar i gdyby Gandalf na końcu nie wyjasnił że bitwa sie skończyła to chyba bym do tej pory nie wiedział :) Jackson wykazał się taką indolencją reżyserską że szkoda gadać.
"LOTR poprzez szczerość, brak ironii, a przede wszystkim poprzez traktownie siebie i przedstawianych tematów śmiertelnie poważnie - działa z mocą przekraczającą barierę ekranu i trafia do serca. GW, tak jak i Indiana Jones, Willow itp. "mrugają oczkiem do widza" jakby mówiąc - "to tylko film", nie zauważam tego we "Władcy"."
Ja też nie zauważyłem i o to między innymi mi się rozchodzi - o brak dystansu, choćby odrobiny humoru, którego "Gwiezdne wojny" i "Willow" mają pod dostatkiem a "Władca" ani trochę. "LOTR" próbuje być tak poważny w prezentacji infantylnej w gruncie rzeczy fabuły, że przekracza barierę patosu i staje się żałośnie pompatyczny. Do tego Jackson nie potrafi reżyserować, no bo jak osiąga tę niby powagę sytuacji? Przez tanie chwyty rodem z telenoweli, a więc gg (grafomańskie gadulstwo), sentymentalną muzę i łzy z gliceryny na twarzy Arweny. Estetyka produkcji telewizyjnej.
"Jakże śmiesznie wyglądaja przy tym Alexander, Królestwo Niebieskie, Troja, Król Artur, próbując przebić Władcę jakością grafiki i ilością wojsk..."
Nie jestem fanem żadnego z tych filmów, ale ostatnio oglądałem "Królestwo Niebieskie" i bije "Władcę" o lata świetlne jeśli chodzi o oprawę czysto techniczną, zdjęcia, montaż, batalistykę itp. Gdyby wywalić Blooma byłby to całkiem niezły film :)
Nie zgodzę się tez, że Jackson koncentruje się na pokazywaniu bitew. Tam nie ma żadnej batalistyki, przynajmniej w dwóch pierwszych częściach.
"Władca Pierścieni' jest między innym opowieścią o przemijaniu - największą z epopei - o przemijaniu Ery Baśni i Legend i początku Ery Historycznej. Peter świetnie to uchwycił - czasami ma się wrażenie, że to baśń (Balrog, klimat FOTR), czasami, że tradycyjny epos w stylu Lawrenca z Arabii (Edoras, klimat TTT). Film jest opowiedziany na wielu płaszczyznach - jedną z nich jest kontrast Legenda-Zwyczajność. Dzieje Aragorna są legendarne - wielkie bitwy, oblężenia, idealistyczna miłosć - wyczyny Froda i Sama nie odbiegaja od tego co każdy z nas mógłby wykonać/przeżyć (dlatego dla wielu są nudne bo *nic* się nie dzieje)."
Są nudne bo film jest nudny :) W zasadzie można powiedzieć że kompetencje Willowa są identyczne jak kompetencje Froda, a Matmortigana takie same jak Aragorna. Pierwszy jest everymanem któremu każdy może nakopać a drugi herosem z bajbaśni. Obie historie jadą na tych samych archetypach, tylko że jedna została stworzona dla literatury (LOTR) a druga dla kina. Jedna po przeniesieniu na ekran się rozleciala a druga żyje sobie życiem niezależnym od żadnego innego medium.
Cóź, widzę, że obaj mamy dosyć odmienne postrzeganie ;) W takim przypadku przydługie esseje na podrzędnej stronie filmowej nie wpłyną znacząco na nasze opinie o tym czy innym filmie. Zostańmy więc przy naszych pozycjach i dajmy temu spokój, bowiem ja zdania wciąż nie zmieniłem (ani o jotę), a i ty swego także nie zmienisz, jak się wydaje. W takim przypadku dalsza dyskusja "pozycyjna" nie ma sensu. Pozdrawiam.
widzę że obaj macie ograniczone horyzonty umysłowe!WŁADCA PIERŚCIENI był-jest-i będzie najlepszym filmem jaki sie dotąd ukazał!(i oczywiscie Skazani na Showshank)a reszty nie będe wymieniał bo to moja sprawa:P
"Są gusta i guściki"
"O gustach się nie dyskutuje"
To, że komuś nie podoba się to co tobie nie znaczy, że ma ograniczone horyzonty ymyslowe... Wg mnie WP do najlepszego/ych filmu/ów jaki/e sie dotad ukazaly calkiem daleko, niestety... Gdyby nie fakt ze jest fanem Tolkiena to Two Towers obejrzałbym gora 2 razy (1 raz normal + 1 raz rzyserska wersje = 2 razy), reszte moze troche wiecej, a nie po 10 razy (:P)
Niekoniecznie. Przecież jak zrobili animowanego "Władcę..." to była klapa. :-(
Chociaż mi się podobał.
Kombi, masz 100% racji. Star Wars rules choćby dlatego, że Lucas sam stworzył cały wszechświat od podstaw, a Jackson po prostu kupił licencję i nie stworzył nic nowego. Lucas go pokonał także na polu fantasy - tworząc samodzielnie niezapomnianego Willow....
z WP podobała mi się tylko pierwsza część. a to, że trzecia dostała 11 oscarów to śmiech na sali. część w któej była sama batalistyka i zero aktorstwa - 11 oscarów ROTFL ROTFL ROTFL
YES YES YES YES YES YES YES YES YES YES YES YES!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
z całym szacunkiem dla SW - zdecydowanei wolę LOTRa, zarwno jeśli chodzi o fabułę, efekty specjalne czy muzykę (Williams mnie czasami naprawdę zanudza, tymczasem spokojnie i z przyjemnością mogę przesłuchać soundtrack Drużyny Pierścienia w wersji 3cd)
No ale SW też jest świetne, zwłaszcza stare epizody.
HLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL LIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIP JAK TO ZANUDZA !?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!
Moim zdaniem też muzyka w ST jest ciut monotonna. przez 3 filmy mamy praktycznie 1-2 powtarzające się motywy. szczególnie wtedy kiedy widać krążowniki Imperium. W nowej trylogii muzyka jest o WIELE lepsza. nie dość że jest bardziej urozmaicona to jeszcze pasuje do akcji dziejącej się na ekranie. Np EP1 Duel of the fates i walka Maula z Kenobim i Qui-Gonem. EP 3 Battle of heroes i walka Anakina z Kenobim.
Ooo !!! Ja też się zgodzę że w cześciach 1, 2 i 3 muzyka jest lepsza. Battle of the Heroes (czy bardziej Anakin vs. Obi Wan utwór 9) to poprostu orgia. Ale do cholery nie można powiedzieć że w Starej Trylogii (AVE !!!) muzyka była MONOTONNA !!! Znaczy, można, ale to tylko świadczy o tym jak jej słuchałeś.
Jesli uwazasz, ze marsz imperatora to monotonne gowno, prosze bardzo sprzeczaj sie ze mna, ale jest to chyba najgenialniejszy utwur gwiezdnych wojen. a jesli chodzi o epizody II i III, szmelc totalny, lucas nie wie jakie gowno stworzyl.
Co tu dużo gadać... podobnie jak przedmówca 11/10. Marsz Imperialny oczywiście jest świetny. Mi podobała się też muzyka z A New Hope. Przychylałbym się do opini, że muzyka w starej trylogii jest lepsza. Jakoś po prostu zapadła mi głęboko w pamięć. A o to chyba chodzi...