Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Star Wars: The Last Jedi
2017
6,8 153 tys. ocen
6,8 10 1 153370
6,9 66 krytyków
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Muszę przyznać że do kina szedłem z mieszanymi uczuciami. Druga trylogia była równią pochyłą. Od dobrego "Mrocznego widma" do słabej "Zemsty Sithów", później "Przebudzenie mocy" - całkiem niezłe, ale jednak za słabe jak na początek czegoś dobrego. Nadzieję dawał spin-off "Łotr 1" który jest (IMHO) filmem bardzo dobrym. Zastanawiałem się w którym kierunku pójdzie "Ostatni Jedi" okazało się w idealnym. Bardzo dziwią mnie dwa główne zarzuty stawiane filmowi zwłaszcza, że wypływają one zwykle z ust osób mieniących się fanami uniwersum SW.
Pierwszy z nich to sprawa Snoke'a. Cóż jeżeli ktoś uważa się za fana uniwersum to przypuszczam, że nie ograniczał się jedynie do filmów ale również zapoznał się innymi formami przekazu (a jest z czego wybierać: gry , książki, komiksy i filmy animowane). Zarzut bezsensu sceny śmierci mistrza Sith traci w tym momencie jakiekolwiek podstawy. No bo jak można nie dostrzegać symbolizmu tej sceny? Śmierć mistrza z ręki ucznia jest wśród Sithów czymś naturalnym. Swoistym rytuałem przejścia. Nie ma innego sposobu na zajęcie wyższego miejsca w hierarchii. Uczeń taki sam staje się mistrzem i bierze nowego adepta, który pewnie kiedyś też stanie przeciwko niemu. A już sam motyw podstępnego uśmiercenia Snoke'a przez Kylo, miast stanięcia z nim twarzą w twarz to już kwintesencja zasad ciemnej strony. A że sam wątek mrocznego mistrza został potraktowany po macoszemu? Cóż, przed nami jeszcze jeden epizod. Może wcale nie umarł, a może jego historia będzie materiałem na kolejny spin-off lub całą kolejna trylogię (bo chyba nikt nie wierzy, że epizod IX będzie ostatnim?)
Druga spraw to powracające pytanie jakim cudem córka jakichś złomiarzy i włóczęgów Rey, może być lepsza w używaniu mocy od Kylo, członka familii Skywalkerów, wnuka samego Vadera. I znowu taki zarzut z ust fana dziwi. Do tej pory nie wiadomo kim naprawdę byli rodzice Rey. Tak naprawdę nie wszyscy Jedi zginęli w wojnach klonów. Vader tropił pozostałych przy życiu, ale skoro Obi -
Wan i Yoda przeżyli to może jeszcze komuś się udało i porzuciwszy drogę Jedi spłodził dziecko? A może historia Rey była analogiczna do Anakina, gdzie ojca nie było (Jak ktoś nie kojarzy o co chodzi odsyłam do "Mrocznego widma"). Nie wspominając już o prostym fakcie, że moc może objawić się w każdym, niezależnie od jego drzewa genealogicznego.
Sam film jest według mnie mistrzowsko skonstruowany. Zamiast jak to wcześniej bywało stawiać na akcję, latające wszędzie strzały z blasterów, dziesiątki mieczy świetlnych, wybuchów, i przeskakiwania z jednej kosmicznej batalii w drugą, twórcy postawili na klimat. A ten jest miodny, a właściwie ciężki. I tak ma być! Panująca od początku atmosfer przygnębienia i zaszczucia. Wróg który jest w stanie przejrzeć każdy fortel, zniweczyć każdą nadzieję i odnaleźć nas wszędzie. A kiedy już rebelianci zostają osaczeni w swoistym ostatnim bastionie, nie ma operetkowej, cudem wygranej ostatniej bitwy czy przybyłych w decydującej chwili szwadronów sprzymierzeńców efektownie masakrujących flotę nowego prządku, a jedynie ucieczka przed wrogiem, z którym nie można wygrać.
Wielkie braw należą się również aktorom. Zwłaszcza przypadł mi do gustu Mark Hamill w roli mistrza który przeszedł tak wiele i utracił wszystko. Zniszczony tym porzuca wszystko w co wierzył, odwraca się od mocy, by dzięki Rey na powrót do nie powrócić i odejść w spokoju ducha. Idealna alegoria życia jego ojca. Potęga, strata, porzucenie ideałów i odkupienie.
Również Adam Driver przypadł mi do gustu. W poprzedniej części nie byłem przekonany do jego kreacji. Teraz to się zmieniło. Niestabilny emocjonalnie, nie mogący pogodzić się ze zdradą swego byłego mistrza i cały czas desperacko starający się na nim zemścić. A już scena kiedy uśmierca swego mistrza i próbuję przeciągnąć Rey na ciemną stronę. Mmmm... kwintesencja uniwersum w najlepszym stylu.
Właściwie do filmu mam tylko dwa zastrzeżenia.
Pierwsze to zbyt duża ilość scen humorystycznych co w pewnym stopniu rujnuje klimat.
Drugie to wątek Rose. Ta postać został dodana chyba jedynie po to żeby zadośćuczynić parytetom -"Skoro mamy już murzyna to upchnijmy jeszcze gdzieś Chinkę" A już motyw jej uczuć do Finna razi sztucznością i jest ewidentnie dodany na siłę.
Mimo tych i kilku mniejszych zgrzytów 9/10