Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Star Wars: Episode VII - The Force Awakens
2015
7,2 261 tys. ocen
7,2 10 1 261200
7,3 64 krytyków
Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Zaraz pojawi się treść, bo chciałem dodać przed chwilą i ściana mojego tekstu zniknęła - wyświetlił się tekst, że nie odnaleziono strony. Także teraz piszę poprzez "edycję"

ocenił(a) film na 7
WhiteSkiesAboveUs

Nie wiem czemu nie mogę edytować mojego posta z tematu, dlatego treść wrzucam w odpowiedź. Przepraszam, i proszę Moda/Admina o poprawienie tego.

Film oceniam na 8/10. Jako fan oryginalnej trylogii i generalnie dobrych filmów.

Zacznę od tego, że BARDZO pozytywnie się zaskoczyłem. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze. Przede wszystkim w filmie było coś, czego nie było w żadnej części prequelowej - PRZYGODA! Świetna, zakręcona przygoda. Ale był też dramat i przeżywanie - jednym słowem film wywołuje emocje i ekscytacje!

Druga sprawa - Disney i JJ Abram w kapitalny sposób wprowadzili nowe postaci i wątki - tutaj dobry scenariusz zrobił swoje. Nowi aktorzy - chociaż nie wybitni - spisali się naprawdę przyzwoicie. Reżyserom udało się wykreować ciekawe i oryginalne postaci z krwi i kości, z którymi widzowie bardzo szybko mogą się zżyć. Dodatkowo ich losy bardzo "sprytnie" przeplotły się z bohaterami Oryginalnej Trylogii - i tutaj już pewnie sztab specjalistów z Disneya zadziałał - w niesamowicie naturalny sposób "Stara ekipa" przekazała pałeczkę nowej drużynie. Przez pierwsze ~30 min śledzimy losy nowych bohaterów i nagle na scenę wkracza... Han Solo i totalnie zamiata. Kradnie całą uwagę widzów, ale w toku rozwoju wydarzeń, scenarzystom sprytnie udaje się tą uwagę przenieść na nowe pokolenie bohater. Wszystkie wątki bardzo naturalnie się pojawiają i wzajemnie zazębiają. Jak dowiedziałem się, że Luke uciekł i zaszył się gdzieś to zgrzytałem zębami - jak taki wielki wojownik i w ogóle legenda galaktyki uciekł tak po prostu - nie pasuje mi to zupełnie. Ale moment, w którym uświadomiłem sobie, że Luke zawiódł jako Wujek, Brat, mistrz Jedi i nauczyciel - i sprowadził syna swojej SIOSTRY na ciemną stronę mocy i przyczynił się do tego, że Kylo Ren zamordował wiele osób oraz odwrócił się od matki i ojca - wow, to ma sens. Legenda galaktyki, która taką sromotną porażkę poniosła. W ogóle wszystko bardzo naturalnie wychodziło - przebudzenie mocy w Rey, motywy dla których powracali bohaterowie oryginalnej trylogii - nie byli tylko sentymentalnym zapychaczem dziur - etc. Nie było takich zgrzytów jak w trylogii prequelowej, gdzie wątek romantyczny Anakina i Padme wyglądał jak wstępniak fabularny do filmu porno klasy B. Mam tylko nadzieję, że twórcy kolejnych części nie będą starali się na siłę przedstawić genezę mocy Rey - zupełnie akceptuje wyjaśnienie, że raz na jakiś czas w kosmosie rodzi się istota, która ma niezwykle silną wieź z mocą. Obawiam się, ze twórcy chcąc wyjaśnić jej siłę, polecą w jakiś tandetny banał typu - Rey jest drugim dzieckiem Hana i Lei, ale Ci w obawie przed tym co się stało z Kylo Renem, postanowili ją "odciąć od spuścizny Skywalkerów" i dlatego ją porzucili na Jakku. Albo jeszcze gorzej - że jest to córka samego Luka.

No i ostatnia walka!

Ostatnia walka była ABSOLUTNIE kapitalna - świetna scenografia. Poza tym całe szczęście, że zrezygnowali z tych walk a'la "choreografie - taneczne" - które - trzeba przyznać - były bardzo efektowne, ale niewiele miały wspólnego z walką (polecam ten film, pokazujący jakim absurdem jest fantastycznie wyglądająca walka Obi Wana i Qui-Gona vs Darth Maul https://www.youtube.com/watch?v=J0mUVY9fLlw ). Nie zapominajmy, że walka w Gwiezdnych Wojnach była stylizowana od zawsze na szermierkę, a nie akrobacje. W końcu Ci bohaterowie próbowali dźgać się wzajemnie (było nawet kilka pchnięć). Super klimat i super pojedynek.

Co do ludzie, którzy krzyczą - Jak to możliwe, żeby Lord Sithów przegrał z jakimiś dwoma cieniasami, co nigdy miecza świetlnego w dłoni nie trzymali. Po pierwsze - Kylo Ren NIE JEST Sithem, a już na pewno nie Lordem.

W ogóle cały jego wątek może być kapitalny jeśli trochę się o tym pomyśli - chłopak z legendarnej rodziny największych rycerzy Jedi galaktyki. Jego przeznaczeniem było zostać równie potężnym wojownikiem co wujek (Luke) oraz dziadek (Darth Vader). Ale co, jeśli on nie potrafi tak władać mocą jak jego rodzina? Co jeśli on nie sprostał oczekiwaniom całej galaktyki? Tak prawdopodobnie było - został "zmuszony" do treningu (coś jak rodzice lekarze, którzy pragną aby ich dziecko też było lekarzem i każą się uczyć chemii i biologii), ale mu nie wychodziło. I dowiedział się nagle prawdy o dziadku - o tym, że siła Anakina wzięła się z ciemnej strony mocy. I co robi? Wybija wszystkich, szuka kogoś, kto go nauczy tajników ciemnej strony mocy - i... odnosi pewien sukces. Gniew i nienawiść uaktywniają w nim tą wrodzoną MOC Skywalkerów. Ale on nie do końca czuje się z tym dobrze, jest rozdarty. Nie potrafi władać mocą tak, jakby tego sobie życzył. Już nie mówiąc o tym, że zbyt wielu pojedynków na miecze nie stoczył w swoim życiu. Jest młodym młokosem, który szuka sposobu na dorównanie swojemu dziadkowi i wujkowi. Widać to po jego dziecinnym zachowaniu - jak się denerwuje to jak rozpieszczone dziecko tnie i niszczy wszystko. A przed Snookiem sam mówi, że nadal czuje słabość.

Więc Kylo Ren - pomimo, że moc jest w nim silna - wcale nie jest potężny. Wszyscy go porównują z Vaderem (nawet widzowie), ale prawda jest taka, że to młokos, który nie przeszedł nawet pełnego treningu. Ma ogromny potencjał, ale nie do końca umie go wykorzystać. Wszystkie swoje sztuczki potrafi zrobić tylko na osobach, które mają a) słaby umysł b) nie są związani z mocą. A jak przychodzi czas na konfrontacje z kimś, w kim moc jest równie silna - to wymięka.

Dla mnie to było ogromne zaskoczenie i wielki plus, że Kylo Ren nie okazał się Darth Vaderem ver. 2.0.


Niestety - co do twarzy aktora muszę się zgodzić. Ciężko się patrzy na tego aktora i jego specyficzną twarz oraz królicze zęby. Rozumiem, że musiał być młody i nie mógł być to badass z zarostem etc. ale jakos tak... nie pasuje. Może chodziło właśnie o to, żeby postać była taka "wykrzywiona" mocą czy coś...

Ale sama walka była ABSOLUTNYM MISTRZOSTWEM. Co do machania jak cepem - Kylo Ren ma specyficzny miecz,na który poleciało sporo hejtów ze względu na "bezużyteczny" jelec. Jak się okazało - jelec był bardzo użyteczny. Ale Kylo Ren nie mógł sobie pozwolić na wymachiwanie nim jak drewnianym patykiem w prequelach, bo po prostu by się zranił.

Aspekt techniczny pominę - jest ładnie i fajnie, a niektóre ujęcia JJ Abramsa są kapitalne.

Co do minusów - jest ich naprawdę dużo, ale są to generalnie przywary komercyjnych, Holywoodzkich megahitów. Momo to wady te nie rzucają się tak bardzo w oczy. Ciesze się, że bohaterowie nie są super pięknymi modelami, tylko ludźmi z krwi i kości.

Największym minusem jest oczywiście skopiowanie głównej osi fabularnej nowej nadziei. Jestem jednak to w stanie zrozumieć - JJ Abram oraz Disney podjęli się ogromnego ryzyka próbując wskrzesić tak wielką markę (zwłaszcza mając na uwadze jak kiepsko odebrana została trylogia prequeli) i chcieli sobie zapewnić pewien bufor bezpieczeństwa - w razie jakby ludziom nie przypadły te wszystkie nowości, to damy fabularne nawiązanie do nowej nadziei, coby fani nie byli tak do końca wściekli. Kolejna- już 3 - superbroń jest naciągana i trochę trąci myszką - ale wszystkie nowe wątki nabudowane na tej osi fabularnej wynagradzają tę - całkiem sporawą - niedogodność. Ale jeśli kolejna cześć będzie schematem przypominać epizod V to już nie będę tak wyrozumiały.

Uważam, że film w swojej klasie - przygodowy/akcji - jest świetny. Jest też świetną kontynuacją Gwiezdnych Wojen. Z kina wyszedłem absolutnie uradowany, a i w nocy spało się spokojniej wiedząc, że marka żyje i ma się dobrze.