Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Star Wars: Episode VII - The Force Awakens
2015
7,2 261 tys. ocen
7,2 10 1 261218
7,3 64 krytyków
Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

5 problemów TFA

ocenił(a) film na 2

“In J.J. we trust!” – wołał świat przed premierą najnowszych “Gwiezdnych Wojen” – miałem swoje obiekcje, gdyż Abrams nie do końca zrozumiał ideę Star Treka, czyniąc (moim zdaniem) z filmu sf typowy blockbuster fantasy – dobrze się sprzedający, ale jednak – fantasy. Z drugiej strony ten sam człowiek stał za rewelacyjnym “Lost”. Poszedłem do kina i wyszedłem z niego z uśmiechem. Im dłużej jednak się zastanawiam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że nowe “Gwiezdne Wojny” nie są dobrym filmem. Że J.J. Abrams wcale nie dał rady – zrobiliśmy to sami, bardzo chcąc, by ten film był świetny. A wyszło…

Czym jest dobry film? Czy tylko “widowiskiem”, jak to się teraz ładnie nazywa, po którym wychodzi się z kina rozluźnionym i wraca do swoich zajęć, czy czymś, co w nas zostaje – historią, którą przeżywamy wciąż i wciąż, rozkładając na czynniki pierwsze? Być może i tym i tym, w końcu nie górnolotnych historii oczekuje się po wytworach Marvela, a dobrego widowiska właśnie. Napięcia. Dawki emocji. Z drugiej strony są filmy, które nie powinny schodzić poniżej pewnego poziomu. Dla mnie zawsze takimi filmami były “Star Wars” – mitologia naszych czasów, zbiór wszystkiego, co już było w nowym i smacznym sosie. Moc była pewną filozofią, Jedi i Sithowie narzędziami swoich idei. W nowej trylogii Lucasa, chociaż krytykowanej, pojawiła się wspaniała intryga polityczna, która bardzo dużo wniosła do Uniwersum. To nie były pełne namysłu, filozoficzne filmy, ale też nie były jej pozbawione – szczególnie części IV-VI. Robiły to, co fantastyka zawsze robiła dobrze – przemycały pewne wyższe myśli pod maską prostej historii.

I tu dochodzę do “The Force Awakens” – zaraz po seansie byłem naprawdę wniebowzięty. W trakcie niego, w pewnych momentach miałem w oczach łzy. A potem doszło do mnie, że to po prostu nostalgia. Chciałem by film był dobry, a Abrams sprawił, by nie był aż tak zły. Jak sprytny czarodziej zaczarował mnie na czas seansu i parę chwil później. Każda iluzja jednak kiedyś się kończy – oto parę problemów, które sprawiają, że film nie umie sam siebie obronić. Od premiery minęło dużo czasu, dlatego pozwalam sobie na spoilery.



#1 PROBLEM Z ZAWIĄZANIEM AKCJI

Każda opowieść ma początek – nawet osobne kawałki tego samego cyklu muszą trzymać się pewnej struktury tworzenia opowieści. Powód jest prosty – odbiorca nie może się pogubić. Podobnie jak w IV części, w TFA zostajemy wtrąceni w środek pewnego konfliktu, o którym w gruncie rzeczy niewiele wiemy. Abrams miał ułatwione zadanie, bo w przeciwieństwie do “Nowej Nadziei” widz wie już bardzo dobrze, czym jest i jak wygląda świat SW. A mimo to wykazał się niezgrabnością. U Lucasa w historię jesteśmy wprowadzani stopniowo. Zaczyna się od “trzęsienia ziemi”, haustu powietrza przy ogromie pokazanego nam Gwiezdnego Niszczyciela, potem zaś przenosimy się na farmę do młodego chłopaka, który spotyka mistrza. I wszystko zaczyna się powoli rozkręcać. Abrams, mam takie wrażenie, chciał widza oszołomić natarczywością i terrorem “First Order” – i trochę przesadził. Oto jakaś planeta, jakiś obóz, jakiś człowiek którego nie znamy (chwilę później umiera), tajne plany i pilot rebelii – moment i nadlatuje Imp… First Order, zaczyna się eksterminacja. Akcja gna do przodu na łeb, na szyję. Ani chwili oddechu. Wybuchy, akcja, jeszcze więcej akcji. I tak naprawdę do końca nie wiadomo, co się działo przez te trzydzieści lat, jaka jest sytuacja Republiki, czemu Ruch Oporu ciągle istnieje – czemu istnieje Imp… First Order? Tak się teraz robi filmy, wiem – szybko i widowiskowo. Ale trochę żal, bo po poczuciu dezorientacji nie następuje wyjaśnienie, a film rwie dalej, przeplatając sceny akcji, z humorystycznymi i dramatycznymi – jak w momencie, kiedy niszczona zostaje siedziba Republiki, Rey zostaje porwana, jeszcze nie przebrzmiał mi w uszach krzyk milionów istnień, a tu już Han rzuca dowcipną uwagę o włosach Lei. Jeżeli Abrams chciał swojego widza wrzucić na głęboką wodę, to już go tam pozostawił – i to bez koła ratunkowego.



#2 PROBLEM Z FABUŁĄ

To, że sama akcja rwie wciąż naprzód, to nawet nie byłby taki problem, gdyby TFA miało coś do dodania swoją fabułą. Ale nie ma. Mamy dziewczynę z pustynnej planety (dla niepoznaki nazwanej Jakku), która zostaje wybrana do misji (i zostania Jedi), która spotyka pierwszego mistrza (Han), który wskazuje jej drogę, a który jeszcze w tym samym filmie zginie pokonany przez badassa nr.2 (jeżeli chodzi o rangę). Mamy postać humorystyczną (Finn), podbijającego serca robota z WAŻNYMI PLANAMI (BB8), które muszą dostać się w określone miejsce i depczące po piętach Imp… First Order. No dobrze, jest jeszcze najwyraźniej wolna Republika, ale z tym problemem Abrams radzi sobie po prostu ją wysadzając, zanim w ogóle coś więcej zostanie o niej powiedziane. Mamy małą bazę Ruchu Oporu, kilku dzielnych śmiałków, wspaniałego pilota-zawadiakę (czyli co by było, gdyby Han wstąpił do wojska), wreszcie JESZCZE WIĘKSZĄ Gwiazdę Śmierci, którą (znów dla niepoznaki) nazwano “Starkiller”. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję przynajmniej na trochę poważniejszą bitwę kosmiczną, ale nie – dzielni rebeliańci znów polecieli w paru na wielką bazę i dzięki odnalezieniu słabego punktu zmietli ją w pył. Jupii. Wielkie zwycięstwo, radość, tajemnicza scena, napisy.

“Gwiezdne Wojny” Lucasa nigdy nie były zbyt innowacyjne, bo czerpały garściami z popkultury, baśni, mitologii. “Gwiezdne Wojny” Abramsa czerpią jednak garściami z… samych siebie, w pewnym sensie zyskując trochę autoironiczny wydźwięk. To po prostu “Nowa Nadzieja” podana jeszcze raz. I jeżeli tamte rozwiązania (kilka X-Wingów vs. wielka baza wojskowa) można zrozumieć poprzez problem pieniędzmi na efekty specjalne (i w ogóle problem z efektami), to już tu cała sprawa wygląda po prostu śmiesznie. Tam to była heroiczna, samobójcza misja dzielnych Rebeliantów, tu oczekiwanie aż “znów im się uda”. Epicki wybuch był po prostu fajerwerkiem, który i tak musiał nastąpić. Nuda.



#3 PROBLEM Z REY

Sierota, pustynna planeta na peryferiach galaktyki – przeznaczenie w końcu wyciąga rękę. Rey to żeńska wersja Luke’a. Ale podczas, kiedy Luke długo (chociaż i tak bardzo krótko jak na Jedi) odkrywał, czym jest Moc, Rey już od początku filmu jest cudowna. To silna kobieta, wręcz terminator Jedi. Bez problemu pilotuje Sokoła Millennium, mimo, że wcześniej nie miała styczności z tak dużymi statkami. Ba, robi to lepiej niż Han Solo, nawet rozgryzając poszczególne podzespoły statku. Jak się okazuje później, mieczem robi lepiej od szkolonego przez samego Luke’a mordercę innych szkolonych Jedi. Zapewne dlatego, że na plecach nosi kij i na Jakku musiała go używać. Mało tego, kiedy Luke mozolnie poznawał tajniki mocy i dopiero w drugim filmie jest zdolny (przy dosyć dużym skupieniu) przyzwać swój miecz, Rey robi to parę godzin po tym, jak dowiaduje się, że coś takiego jak Moc istnieje – i to w środku walki. A jakby jeszcze było mało – pokonuje w pojedynku na Moc Kylo Rena – tak, dokładnie tego samego człowieka, który na początku filmu samą siłą woli unieruchomił w powietrzu strzał z blastera i nawet niespecjalnie się tym przejął. Rey jest idealna, potrafi wszystko i za co się nie weźmie, to zrobi doskonale. Jak widz się może z nią zidentyfikować? Otóż nie może. Bo Rey jest po prostu zbyt idealna. Kropka.



#4 PROBLEM Z KYLO

Czego oczekiwałbym, gdybym wcześniej usłyszał, że w TFA czarnym charakterem będzie osoba, która znienawidziła rodziców, zabiła wszystkich uczniów Luke’a, sprawiła, że Luke uciekł na jakąś planetę i się ukrywa, a w dodatku jest tak silna Mocą, że robi dokładnie to, co Neo z pociskami w “Matrixie”? Na pewno nie skrzywdzonego chłopca, tupiącego nóżką, o wiecznie obrażonym obliczu, który – kiedy jest zdenerwowany – siecze mieczem… pokój w którym się znajduje w przypływie bezsilnej i histerycznej agresji. Ale taki właśnie jest Kylo “Och, Jak Bardzo Chcę Być ZUY” Ren. Na pewno czeka go metamorfoza, ale obraz który dostaliśmy na początku filmu zupełnie nie pokrywa się z tym, co dzieje się w trakcie. Myślę, że uczniowie Luke’a musieli mieć po prostu pecha i sami nabili się na swoje miecze. Albo wydrapali sobie oczy, kiedy Kylo zaczął tupać nogami i krzyczeć przez łzy, że ich nienawidzi. Pomysł, by “drugi Vader” zamiast opanowanego i mrocznego Lorda był załamanym i cierpiącym młodzikiem jest sam w sobie dobry. W końcu Vader też skrycie cierpiał. Ale Kylo Ren jest po prostu żałosnym nieudacznikiem, którego film bezskutecznie próbuje kreować na wielkiego wojownika Ciemnej Strony (tylko, że z problemami osobowościowymi).

#5 PROBLEM Z PHASMĄ

Kiedy ogłoszono, że niezwykle utalentowana Gwendoline Christie wcieli się w Kapitan Phasmę, byłem pewien, że to będzie COŚ. Chociaż osobiście widziałem w niej potencjał na wspaniałego, mrożącego krew w żyłach Sitha. Wyobraźcie to sobie. Ale trudno się mówi. Ona na pewno będzie świetnym czarnym charakterem. Czyżby? Fanatyczka First Order bez chwili wahania pomaga Rebeliantom i… tyle ją widać. Nie wątpię, że jej postać zostanie rozwinięta w następnych filmach, ale i tak już straciła na wiarygodności. W dodatku nie została prawie w ogóle wykorzystana. Kiedy Poe Dameron pojawiał się i znikał (chociaż nie wiadomo skąd tak naprawdę), ona tylko przemknęła przez film. Wielka, wielka szkoda.

Jak lubić nowe “Star Warsy”, kiedy jako sam, pojedynczy film, nie umieją się obronić? Kiedy tak rażące błędy pojawiają się, psując całą radość? Da się – to dalej dobre widowisko. Dla każdego fana Sagi to nostalgiczna podróż, mimo wszystko dająca dużo dobrych emocji. Niestety, zmuszony jestem ocenić, że – chociaż podoba mi się kinowy odwrót od nadużywania CGI – jest to najgorsza część “Gwiezdnych Wojen”. Pełna niezłego humoru (“kciuk” BB8), zwrotów akcji, a także przygody. Co z tego jednak, kiedy nie radzi sobie sama ze sobą? Kiedy twórcy nawet nie wysilili się na złudzenie oryginalności w kwestii fabuły, czy bardziej wiarygodny rozwój postaci? Kiedy Abrams, tak bardzo starający się zrobić dobrze fanom starej trylogii, pomija nową tak, jakby nie miała miejsca? “The Force Awakens” to nie jest zły film. Mimo wszystko – miałem na ustach uśmiech. Iluzja się udała, magik zrobił Show i dało mi frajdę. To było dobre widowisko. Szkoda, że tylko widowisko.

ocenił(a) film na 9
Cedrik

1. Wszystko co się działo przez te 30lat specjalnie jest pozostawione w tajemnicy, ponieważ musieliby wszystko opowiedzieć i od razu wyjawić kim jest Snoke - zapewne największy spoiler tej całej fabuły.
3. A dlaczego nie mogę się z nią identyfikować? niech sobie będzie dobra we wszystkim, jakoś ja z tym problemu nie mam, byleby te jej umiejętności jakoś sensownie wyjaśnili.

Cedrik

Odniosę się do punktu dotyczącego Rey.

<< Bez problemu pilotuje Sokoła Millennium, mimo, że wcześniej nie miała styczności z tak dużymi statkami. Ba, robi to lepiej niż Han Solo, nawet rozgryzając poszczególne podzespoły statku. >>

Nie wiemy, z jakim statkami miała styczność Rey. Słyszymy tylko, że jest pilotem i że już latała kilkoma statkami, ale nie opuszczała Jakku. Tuż po ucieczce z Jakku Rey mówi do Finna: "I've flown some ships, but I've never left the planet." Nie ma tam żadnej informacji o rozmiarach tych statków, więc równie dobrze mogły to być nawet duże transportowce.

Aha, i podaję wersję oryginalną, bo w polskiej jest: "Latałam, ale tylko w atmosferze", a to jest moim zdaniem nadinterpretacja tłumaczy. Z oryginalnej wynika, że Rey mogłaby też latać nawet po orbicie dookoła Jakku, polska wersja ogranicza te możliwości i wprowadza pewne przekłamanie, nawet nie wiadomo z niej, że tych statków było więcej niż jeden.

Pilotuje Sokoła bez problemu? To, że w ogóle pilotuje to nic dziwnego, ale sama jest zdziwiona tym, że udało się jej tak zgrabnie uciec przed TIE-fighterami. Wygląda na to, że używała Mocy, sama tym nie wiedząc. Czy to jest dziwne w tym uniwersum? Mały Anakin też nie słyszał wiele o Mocy, a był świetnym pilotem, bo nieświadomie jej używał jeszcze przed szkoleniem. (Qui-Gon coś mówił na ten temat - że Anakin dzięki Mocy widzi przyszłość i dlatego jest takim dobrym pilotem, mniej więcej tak, ale nie pamiętam dokładnie słów).

Widać, że Rey była już na pewno wcześniej w Sokole, bo zaraz po wejściu na poklad bezbłędnie i bez zastanowienia kieruje Finna na dół do stanowiska strzelca: "Gunner position is down there".
Dlaczego rozgryza podzespoły statku? - Przecież wie doskonale jakich przeróbek dokonał na nim Unkar Plutt - może była ich świadkiem? Może przy nich pracowała? Może zdobywała poszczególne części? Nie wiemy, jaka jest zależność Rey od Unkara - czy u niego po prostu pracuje, czy jest w niewoli, ale na pewno jest w jakiś sposób związana z nim i ze statkami i dużo o nich wie.
Rey doskonale zna się na budowie statków i ich podzespołach - można to poznać po tym, że nie przynosi Unkarowi do skupu przypadkowego żelastwa, którego z wraków statków mogłaby wiele wyciągnąć, ale znajduje i przynosi jakieś określone części, a jako osoba zainteresowana tematem, mogła z własnej ciekawości dokładnie przyjrzeć się też Sokołowi i jego budowie.

<< Ale podczas, kiedy Luke długo (chociaż i tak bardzo krótko jak na Jedi) odkrywał, czym jest Moc, Rey już od początku filmu jest cudowna. To silna kobieta, wręcz terminator Jedi. >> <<Mało tego, kiedy Luke mozolnie poznawał tajniki mocy i dopiero w drugim filmie jest zdolny (przy dosyć dużym skupieniu) przyzwać swój miecz, Rey robi to parę godzin po tym, jak dowiaduje się, że coś takiego jak Moc istnieje – i to w środku walki. >>

To Luke nigdy wcześniej nie słyszał, że Moc istnieje. Jego przybrani rodzice sami o Mocy raczej nic nie wiedzieli, a nawet jeśli cokolwiek o tym słyszeli, to prawdopodobnie ukrywali to przed Lukiem, żeby go w swoim pojęciu chronić. No i rzeczywiście mozolnie poznawał tajniki Mocy, zwłaszcza Yoda go ciągle krytykował za brak cierpliwości i skupienia. Za to Rey czekając na powrót krewnych na Jakku nauczyła się cierpliwości i wytrwałości aż za wiele, a i zdolność skupienia się może miała dzięki temu lepszą?

Rey o Mocy musiała wcześniej słyszeć. Z filmu wynika, że znała historię Luke'a i Hana, ale myślała, że to tylko legenda. Słysząc nazwisko Hana Solo Finn pyta: "To ten generał rebeliantów?", a Rey mówi: "Ten przemytnik". Znała ze słyszenia Sokoła Millenium i jego rekord szybkości (tyle że mówi o 14 parsekach a nie 12). Jeśli tak, to przy całej historii mogła spokojnie słyszeć o działaniu Mocy i nawet o "mind trick", ale wcześniej myślała, że to tylko baśń.

A skąd to znała? Być może opowiadał jej o tym Lor San Tekka, ale może w tajemnicy (nie wiadomo, jaka była sytuacja na Jakku i ile wolno było tam mówić oficjalnie) i celowo w formie baśni, żeby nauczyła się tego co trzeba, ale nie za wcześnie, i żeby była gotowa w odpowiedniej chwili? Może taki był czyjś plan? Może na tym polegała część jej szkolenia, dokonana w jakiejś tajemnicy? Może uczono ją czegoś jeszcze? Nie wiemy, ale może to się wyjaśnić w następnych częściach razem z tożsamością Rey.

W filmie Rey dowiaduje się od Finna, że Luke jest prawdziwą postacią, a od Hana, że Moc istnieje. Tym samym dowiaduje się, że różne umiejętności, o których słyszała, są rzeczywiste - przyciąganie przedmiotów i inne.
Jako że mind trick działa tylko na osoby o słabszych umysłach, możemy wywnioskować, że inne podobne techniki Jedi/Sith też, czyli Kylo może czytać w myślach tylko osób mentalnie słabszych od niego, a Rey okazuje się pod tym względem z natury od niego silniejsza. Nie widzimy, co odczytała z umysłu Kyla oprócz jego strachu, że nie dorówna Vaderowi, ale mogła odczytać coś więcej - podobno, według wykazu wyciętych scen, planowano pokazać co zobaczyła Rey - m.in. jak Kylo posługuje się Mocą, ale zrezygnowano z tego i skrócono scenę, co nie wyklucza tego, że Rey coś podobnego zobaczyła, ale albo pozostawią to dla naszych domysłów, albo wyjaśnią w kolejnych częściach - zobaczymy.

Właściwie nie widać dokładnie, w jaki sposób Rey przyzywa miecz. Jest pokazane, że miecz przelatuje obok Kyla, a potem Rey go chwyta. A potem jest pokazana zdziwiona twarz Kyla i potem Rey przenosząca w zdumieniu kilka razy wzrok z trzymanego przez siebie miecza na Kyla i z powrotem. Rey sama jest zdziwiona, że coś takiego nastąpiło, tak jakby miecz sam do niej przyleciał, a ona go złapała..., albo próbowała go jakoś instynktownie przyciągnąć, ale sama nie wiedziała, że to się uda.

<<Jak się okazuje później, mieczem robi lepiej od szkolonego przez samego Luke’a mordercę innych szkolonych Jedi. Zapewne dlatego, że na plecach nosi kij i na Jakku musiała go używać>>

Kylo był prawdopodobnie szkolony przez Luke'a, ale cierpliwości z natury raczej ma o wiele mniej niż Luke, więc czy wiele się od niego nauczył? Chyba wolał iść ścieżką ciemnej strony, która jest "szybsza".
Nie wiemy, czy Kylo sam wymordował innych szkolonych Jedi. Czy jest w filmie takie zdanie? Czy jest coś bezpośrednio powiedziane o wymordowaniu przez niego innych uczniów i to w pojedynkę? Jeśli tak, to powiedzcie mi gdzie. (Pytam poważnie, bo może rzeczywiście gdzieś jest, jeśli nie w filmie to w którejś książce?)

Z tego, co wiem, Han mówi do Rey: "He was training a new generation of Jedi. One boy, an apprentice, turned against him, destroyed it all." (Szkolił nowe pokolenie rycerzy. Jeden z uczniów zbuntował się [przeciw niemu], zniszczył wszystko.) Co tak właściwie zniszczył? Na pewno zniszczył plany Luke'a względem szkolenia Jedi, no i coś się musiało stać z pozostałymi uczniami, ale jeśli pozostali uczniowie zostali wymordowani, mógł to zrobić Kylo razem z innymi rycerzami Ren, albo Kylo tych rycerzy tylko wprowadził, albo zrobił coś innego, co im to umożliwiło. Z samego tego zdania niewiele konkretnie wynika.

Rey rzeczywiście musiała się posługiwać kijem, żeby przeżyć na Jakku i dzięki temu osiągnęła pewną sprawność, która jej w pewnym stopniu pomogła w walce mieczem. Cała scena z oprychami na Jakku i z walką kijem jest przedstawiona właśnie po to, żeby pokazać, że Rey ma w tym zakresie pewne umiejętności, i żeby uwiarygodnić jej późniejsze posługiwanie się mieczem. Technika na pewno trochę się różni, ale Rey mieczem wcale się nie posługuje od razu rewelacyjnie. Początkowo rzuca się na Kyla, niewiele myśląc, bardziej po to, żeby jakoś pomścić pokonanego właśnie Finna i żeby honorowo od razu się nie poddawać, ale bez wielkich szans na powodzenie. Zaraz Kylo zaczyna atakować, a Rey przegrywa, cofa się i stara się uciec. Dopiero kiedy Kylo "przypomina" jej o Mocy, Rey skupia się i to bardziej Moc w niej działa niż ona sama. Podobnie jak było u Luke'a zdającego się na Moc przy trafieniu w pierwszą Gwiazdę Śmierci.

Rey dziwi się, że potrafi aż tak sprawnie latać Sokołem, potem mówi Finnowi, że nie wie jak jej się udało uciec od Kyla ("I can't explain it"), potem dziwi się że złapała miecz. Widać, że działa tu coś więcej - zarówno dla Rey jak i dla widzów to zagadka do wyjaśnienia w kolejnych filmach. Tak, jak sam napisałeś: "Przeznaczenie w końcu wyciąga rękę."

<< Rey jest idealna, potrafi wszystko i za co się nie weźmie, to zrobi doskonale. Jak widz się może z nią zidentyfikować? Otóż nie może. Bo Rey jest po prostu zbyt idealna. >>

Rey jest przedstawiona jako uboga dziewczyna z trudem zarabiająca na życie, samotnie żyjąca na pustynnej planecie, z której nie może się wyrwać na wolność. Sama nie ma zbyt wysokiego poczucia własnej wartości - Hanowi przedstawia się "I'm just a scavenger" - "Jestem tylko zbieraczką złomu". (W polskim tłumaczeniu opuszczono słowo TYLKO i jest bardziej neutralne "... a ja zbieram złom". - znowu brak pełnego znaczenia). W zwiastunie jest jeszcze zdanie "I'm no one" - "Jestem nikim".
Potem okazuje się, że ta dziewczyna ma zdolności, jakich sama się nie spodziewała i jest ważną osobą, od której wiele może zależeć.
Myślisz, że nie ma w naszym świeci ludzi, którzy chcieliby się utożsamić z taką postacią?

ocenił(a) film na 9
Nerwen_AG

Też się sama zdziwiła w tej scenie https://www.youtube.com/watch?v=lZWbBCdcOJY I reakcja BB-8. Wyraźnie widać że zrobiła to dzięki mocy, wcześniej Han mówi że to nie takie proste i dużo przed nią nauki:)