Ciężko mi to pisać jako fanowi, ale nowe Gwiezdne Wojny nie spełniły oczekiwań. Nie jest to film zły, ale zdecydowanie nie dorównał ani swojej legendzie, ani marketingowej pompie. Finn, Ray i Kylo Ren to jedyne wyraziste postacie w filmie, przy czym tylko te dwie pierwsze budzą pozytywne skojarzenia. Kylo wywołuje opinię wyrazistą, ale bynajmniej nie pozytywną - jest po prostu żałosny. Przypomina rozwydrzonego gówniarza, któremu tata wyłączył internet, wyładowuje więc swoją frustrację na wszystkim i wszystkich dookoła.
Już ostatni Star Trek wywołał u mnie mieszane uczucia, ale po Przebudzeniu Mocy J.J. Abrams jest u mnie skreślony. To reżyser nadający się do kręcenia Power Rangers.
Kylo Ren miał być i jest postacią zupełnie inną niż Vader i którykolwiek z czarnych charakterów ze Star Wars. To miła odmiana i powiew świeżości, tym bardziej że "Przebudzeniu Mocy" zarzuca się wtórność fabuły, odtwórczość, zrzynanie ze starej trylogii, a nawet bycie remakiem "Nowej Nadziei".
Kylo Ren to adept Ciemnej Strony, który chce być tak potężny jak Vader, ale nie jest. Jest niezrównoważony emocjonalnie, targany wątpliwościami i rozterkami. Nie będąc zadowolonym z tego, że jego twarz jest zwyczajna i nie budzi grozy, nakłada maskę i używa modulatora głosu, żeby wyglądać i brzmieć groźniej.
A z tym Power Rangers, to ewidentnie przesadziłeś.