Na ten film czekano od lat, jednak forma scenopisarska i reżyserska Georgea Lucasa sprawiła, że kolejna odsłona "Gwiezdnych Wojen" trafiła do działu marzenia nierealne. Tymczasem po wykupieniu Lucas Arts przez firmę Disneya fani wpadli w popłoch bo obawiali się słodkości, która wylewałaby się z ekranu. Nic z tych rzeczy. Film "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy" to nie rodzinna bajeczka w stylu "Mrocznego Widma". Dzieło Abramsa skąpane jest w czerni i czerwieni. Postacie rozpisane i rzeczywiste. Wiele osób sarka, że film kopiuje wiele elementów z innych części, jednakże jako całość prezentuje się nader imponująco a kategoria wiekowa PG-13 nie została nadana przypadkowo. Produkcja Disneya/Bad Robot czerpie z kultury, mamy wątek niczym z tragedii greckiej, złoczyńcę, który scala w sobie elementy Hansa Grubera ze "Szkalnej pułapki" i Stansfielda z "Leona Zawodowca". Na plus trzeba tu dodać koniecznie fakt, że żołnierze Nowego Porządku, nareszcie przestali być bezwolnymi istotami, komediowym przerywnikiem. Jeśli idzie o nastrój Lawrence Kasdan znakomicie przeplata komediowe i dramatyczne wątki, lokacje zmieniają się, napięcie budowane jest w sposób fachowy a postacie prezentowane z rozmachem. Oceniam że jest to najlepszy film z sagi po "Imperium kontratakuje" co prawda zakończenie jest nieco przedłużone i wygląda jak doklejony początek kolejnego filmu. Wszystko pięknie wyważone i zbalansowane, arcydzieło science - fiction.
Co do tego przeplatania wątków komediowych i dramatycznych to się nie zgodzę. Po jakiejś mocniejszej scenie zamiast zachować powagę, sytuację rozluźniano jakimś one-linerem.