Jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie filmów ostatniej dekady spowodował u mnie baaaardzo mieszane uczucia. Z jednej strony faktycznie czuć ducha poprzednich starych dobrych filmów. Jednakże...
Zdecydowanie trzymałem dystans do hype'a na TFA i to był dobry pomysł.
Myślę, że wszyscy możemy się zgodzić do traktowania Gwiezdnych wojen jako sci-fi z przymrużeniem oka. Tym razem było bardzo podobnie, aczkolwiek J.J. Abrams popłynął po całości. To co technika i wiedza pozwalała nam uzupełnić w nowych filmach teraz zostało olane - całkowicie.
Można śmiało powiedzieć, że tym razem dostaliśmy film science fiction w krzywym zwierciadle. Scena superbroni przejdzie pewnie do historii kretynizmów. Ani nie zachęcam ani nie odradzam pójścia do kina. Moi znajomi świetnie się bawili. Sam wyszedłem niestety zawiedziony po trzech 'facepalmach'. Sami musicie ocenić jak się wpisuje w Wasz klimat podejście do aspektu logicznych lub logicznie wynikających sytuacji pokazanych w TFA. U mnie ta kwestia leży i kwiczy po prostu. Co równie mocno uraziło moją szczątkową (wg. pewnie większości z Was) inteligencję to cała ta otoczka o efektach specjalnych opartych na modelach. Bullshit totalny. Było w tym filmie więcej CGI niż w Transformersach.
Przechodząc do konkretów.
Na plus:
Wyrazistość i gra aktorów.
Niektóre efekty.
Przepiękne aczkolwiek niewykorzystane sceny. (Cud miód - naprawdę). Gdyby tylko pociągnąć niektóre obrazy to ta namiastka ciarek które czułem przerodziły by się w opad szczęki.
Audio.
Na minus.
Logika (jakakolwiek - serio). <SPOILER>Cała galaktyka mieszka ze sobą po sąsiedzku. Każdy ma do każdego blisko i albo jakakolwiek namiastka praw fizyki tu nie istnieje albo po prostu następny układ planetarny znajduje się za rogiem poprzedniego. Wyobraźcie sobie również, że wasz towarzysz broni nigdy przez całe swoje życie nie strzelał z Twojego blastera. No ja też byłbym zaskoczony.</SPOILER>
Chronologia. Nie wiem czy dynamizm akcji nie zaszkodził właśnie chronologii. Przeskakiwanie sceny nie pozwoliły wczuć mi się w fabułę i klimat. Ot tu trochę, teraz tutaj, pokażmy jeszcze to. Cięcie. Niby nie było z tym najgorzej bo naturalnie dało się poczuć, że dana reakcja wynika z poprzedniej akcji - ale za szybko. Dla mnie za szybko - nie mogłem się rozkoszować żadną sceną tak jakbym tego chciał.
Aparycja bohaterów. Co tu dużo mówić. To będzie bezczelny spoiler więc sobie daruję.
Scenariusz - rozumiem chęć otworzenia nowego rozdziału. W TFA niestety nie poczułem nic. Zupełnie jakbym oglądał jakiś przypadkowy film. Dzięki temu, że bohaterowie mieli dość proste imiona udało mi się spamiętać ich rolę w tym wszystkim.
Niektóre efekty. To co zobaczyłem w niektórych momentach, szczególnie jeżeli chodzi o postacie/potwory sprawiło, że poczułem się jak na początku 2000 roku. Pozostawiam to oczywiście do Waszej oceny ale jak dla mnie nie ten budżet, żeby pozwolić sobię na taką chałturę!
Koneksje bohaterów.............................
Mógłbym pisać i pisać, uzasadniać każdy krok - ale nie chcę wzbudzać agresji u osób którym film się podobał ;) Prawdopodobnie sporządzę listę 100 idiotyzmów TFA bo jest z czego wybierać.
Oczywiście umiem traktować i układać filmy z przymróżeniem oka. Tutaj jednak nastąpiła przesada i tego J.J. Abramsowi wybaczyć nie mogę.
Film był zdecydowanie zdatny do oglądania, ale chyba muszę go zobaczyć raz jeszcze na spokojnie - może uda mi się wyciągnąć z niego więcej rozrywki niż miałem w kinie.
Pokój!