Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Star Wars: The Rise of Skywalker
2019
5,8 91 tys. ocen
5,8 10 1 91119
4,2 67 krytyków
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Trylogia Gwiezdnych Wojen dobiegła końca, niedługo ostatnia część przestanie być wyświetlana, ale choć jeszcze wiele lat będzie tematem debat, kontrowersji i analiz (pomimo, że niektórzy krytycy i widzowie nadal bronią projektu, nie można zaprzeczyć, że jest on jedną z najbardziej kompromitujących katastrof w historii kina) więc nie ma co czekać z podsumowaniem aż zamieszanie ucichnie bo prędko to nie nastąpi.

W tym miejscu chciałbym dokonać subiektywnej (ale uczciwej) oceny nowej trylogii pod względem treści, wytłumaczyć dlaczego uważam projekt za finansową klęskę (co może budzić kontrowersje skoro trylogia zarobi ponad 4 miliardy) i przeanalizować nie tylko co moim zdaniem schrzaniono, ale też co można było zrobić aby klęski uniknąć.

Wiele osób porównuje nową trylogię do prequeli (bo wiadomo, że do OT nowej trylogii nie porównamy - choć oceny krytyków sugerują, że są na podobnym poziomie, ale nie chcę otwierać puszki pandory z tematem kompetencji i uczciwości krytyków w ostatnich latach). Uważam, że to nie ma sensu. Prequele były słabe, miały kiepski scenariusz, były na bank nudniejsze niż sequele. Mimo to porównanie tych dwóch skrajnych trylogii jest bezsensowne. Prequele są elementem tej samej opowieści co OT. Te dwie trylogie tworzą spójną całość, choć mam świadomość, że jedna połówka tej całości jest piękna i zdrowa (choć nie bez wad) a druga nadgniła. Mimo to prawda jest taka, jak wiele razy podkreślałem - czy prequele były konieczne? nie! czy były zbędne? nie! A nowa trylogia była niepotrzebna i okazała się bardzo szkodliwa.

Fani nowej trylogii (po ostatniej części jest ich o wiele mniej o czym zaraz więcej) wypominają prequelom żenujący poziom, kiepskie recenzje i hejt fanów. To wszystko prawda. Ale prawdą są też 2 inne fakty o prequelach (i to, że tak jak mówiłem wcale nie były zbędne). A mianowicie każda część prequeli zarobiła pieniądze jak na swoje czasy spore. Tak wszystkie przyniosły zysk. A trójka zarobiła dużo więcej niż dwójka. Co więcej przy całym negatywnym zamieszaniu żaden fan nie odwrócił się od sagi. Dowodzi tego wynik finansowy TFA. Myślicie, że te 2,06 miliarda to zasługa nowych właścicieli? Oni po prostu nakręcili film po którym nikt nie wiedział czego oczekiwać. Te miliony widzów którzy ruszyli do kin to zasługa poprzednich filmów. Wszystkich sześciu bo prequele też mają swoich fanów tak jak trylogia sequelowa ma swoich. TFA trafiło do kin 10 lat po Zemście Sithów a rozbiło bank bo marka po prequelach nadal była potęgą. Dowodzą tego ponad 4 miliardy jakie Disney zapłacił Lucasowi za nią.

Na wytykanie wszystkich błędów trylogii sequelowej zmarnowałem wiele czasu na innych tematach. Jeżeli będzie potrzeba zrobię to później. Tutaj chciałbym się skupić na najważniejszych apektach tych trzech filmów.

Po pierwsze tak jak wspomniałem były niepotrzebne. Historia miała swój koniec. Nie było sensu w niej grzebać. Co więcej nie było powodu ani pośpiechu - to nie jest tak, że Disney nie mógł robić filmów bez numerów 7+. Mogli robić filmy dziejące się w czasach starej republiki, spinoffy o poszczególnych bohaterach: Losy Obi Wana między ep 3 a ep 4. Boba Fett itp.
A jak już nabraliby w tym wprawy zdobyli zaufanie widzów i przygotowali świetną historię - wtedy brać się za epizody 7-9. Mogli oczywiście od nich zacząć. Ale na bogów nie bez historii bo to ona powinna być najważniejsza.

No właśnie historia - to ona jest najważniejszym (choć jednym z miliona innych) mankamentów tej nowej trylogii. Nie wzięło się to znikąd. Pierwszą część napisali na szybcioszka byle jak byle było, opowiedzieli niemal identyczną historię jak w nowej nadziei tylko gorzej. I tu zaczęły się problemy.

Powrót Jedi kończy się (a raczej kiedyś kończył bo już nie kończy) śmiercią imperatora z rąk Vadera którego duszę przywrócił światłu Luke. Druga większa gwiazda śmierci zostaje zniszczona przez Lando a rebelia pokonuje imperium i przejmuje władzę w galaktyce odtwarzając republikę pod pieczą taki postaci jak Leia i Luke. Ep. 7 powinien się toczyć w republice zagrożonej przez tajemniczego wroga (np zwolenników imperium szykujących się 30 lat do własnej rebelii, gromadząc siły, kasę, surowce i obsadzających najważniejsze urzędy we władzach republiki a nawet może w radzie Jedi) ale dotąd stabilnie rządzonej dzięki staraniom Lei. Łatwość z jaką new order pokonał republikę nie ma sensu i świadczy fatalnie o Lei i Luku, że na to pozwolili. To mnie wkurzało od samego początku, ale z perspektywy to bzdura w porównaniu z innymi grzechami nowej trylogii. A największy z tych grzechów to fakt, że nie jest spójna wewnętrznie.

Prequele? Nudne. Ale atak klonów choć toczy się przynajmniej 10 lat po Mrocznym Widmie wydaje się jego naturalną kontynuacją. Zemsta Sithów też dość naturalnie wynika z Ataku Klonów i tworzy grunt pod Nową nadzieję. Mam jeden zarzut do tej trylogii (znaczy poza tymi, że nudna i niezbyt fajnie napisana). Niemal całe wojny klonów musieli pokazać w kreskówce bo zabrakło na nie czasu. A gdyby pierwszą częścią był atak klonów i nie pokazywali by niepotrzebnego filmu o czasach kiedy anakin opuścił przedszkole to możnaby wcisnąć jeden dobry film poświęcony tej wojnie między AK i ZS. Ale mimo to - ta trylogia tworzy spójną całość i udanie tworzy grunt pod OT.

OT też jest idealnie spójna ze sobą. Imperium jest chyba najlepszą środkową częścią trylogii w historii (tu można debatować bo to kwestia gustu). I nie można mieć pretensji do OT, że nie jest dobrze ustawiona pod TFA. Bo to TFA kręcono wiele lat później i to jego obowiązkiem było dostosować swój początek do zakończenia powrotu jedi. Nie zrobiono nawet tego czym już na starcie sprawiono, że wejście w nową trylogię wywołuje niesmak.

Ponadto każdą część nowej trylogii robił inny za przeproszeniem idiota bez żadnej współpracy z pozostałymi. I nie tłumaczy tego, że pracowało przy niej 2 reżyserów. Bo przy OT pracowało trzech!

Nowa Nadzieja pierwotnie nazywała się po prostu "Gwiezdne wojny" nie miała być początkiem trylogii tylko samodzielnym filmem. A mimo to i mimo faktu, że każdą część kręcił kto inny jest ona jedną z najlepszych trylogii w historii i zapoczątkowała markę będącą do niedawna największą i najbardziej dochodową w historii kina.

Nowa trylogia była zaplanowana jako trylogia. Ale nie została tak zrealizowana. Była zaplanowana jako zwieńczenie 9 filmowej sagi. Ale nie została tak zrealizowana.

Tak jak mówiłem TFA fatalnie wywiązało się z obowiązku zaczęcia w sposób naturalnie wypływający z ep.6. Ponadto ep. 6 to film bez fabuły. To jedna wielka pogoń za mcguffinem - mapą do Skywalkera. Który pozostawił ją by można go było odnaleźć gdyby był potrzebny a ruszył szykować się do ostatecznej walki z New Orderem, Snokiem i Kylo Renem. Wpleciono w to wszystko wojnę, Rey i gwiazdę śmierci na sterydach, ale mimo wszystko fabularnie ten film jest kpiną.

I tu przechodzimy do chyba największego grzechu nowej trylogii. Nie tego co zrobiono z Lukiem, nie tego co dla OT oznacza wyciągnięcie z tyłka Palpetina. Mówię o fakcie, że to nie jest trylogia. To 3 osobne filmy które zamiast wspólnie budować jedną historię próbują sobie nawzajem szkodzić. Co mam na myśli?

ep. 7 - JJ Abrams nakręcił film o poszukiwaniu Luka bo ten miał być nauczycielem dla Rey, miał zostać jednym z bohaterów opowieści i zapewne prędzej czy później zginąć poświęcając się dla niej niczym Obi Wan Kenobi dla niego samego niegdyś - akurat takie kopiuj/wklej fabuły miałoby sens.

ep 8 - Ruin Johnson nakręcił film o tym, że Luke jest niepotrzebny i zdechł w samotności. CO OZNACZA, ŻE NIEMAL CAŁA FABUŁA POPRZEDNIEGO FILMU TO BZDURA. Ponadto Ruin zabił Snoka pozbawiając tą trylogię najważniejszego przeciwnika. Co byłoby do przełknięcia gdyby Kylo Ren miał potencjał by dorównać jako antagonista Vaderowi. Ale ten film przedstawił Kylo jako rozchwianą emocjonalnie beksę. To z kolei wymusiło drastyczne i głupie kroki by ratować ep.9 ale o tym zaraz. Ten film z perspektywy zniszczył tą trylogię i cały projekt Disney SW. Do tego tematu jeszcze wrócę. Natomiast dodam jeszcze parę innych elementów z ep.7 które ep.8 pozbawił znaczenia. Fin mógł być bohaterem na mianę Rey sugerowało TFA. TLJ zrobiło z niego nowego Jar Jara (pamiętacie scenę jak budzi się ranny przypięty do jakiegoś baniaka komicznie przeciekającego?:/) no i odbierając Lukowi możliwość szkolenia Rey pozbawiono go wpływu na tą opowieść a ją wartości. Kupiłbym Rey potężną wojowniczkę szkoloną w drugiej części przez ostatniego żyjącego mistrza Jedi. Nie kupuję Rey potężną bo tak i już - bez żadnego treningu z kimkolwiek.

ep. 9 - wrócił JJ i musiał ogarnąć burdel pozostawiony przez poprzednika i schrzanił sprawę. Nie wierzę w teorie spiskowe, że Disney celowo sabotował film by zaszkodzić jego karierze. Ale wierzę, że Disney chcąc ratować ten film zmuszał Dżejdżeja do różnych decyzji i edytował film za jego plecami. Wskrzeszenie Palpetina czy absurdalnie głupi i wciśnięty na chama romans Kylo i Rey wydają się pomysłami na które mógł wpaść tylko jakiś garniak nie mający pojęcia o opowiadaniu historii. JJ nie jest mądry ani utalentowany, ale nie jest aż takim idiotą. Tak czy inaczej pod wieloma względami ep. 9 jest najgorszy w całym cyklu. Brak fabuły, znowu pogoń za mcguffinami jeszcze głupszymi niż kiedyś (way findery pozwalające namierzyc planetę Sithów, sztylet pozwalający namierzyć Way finder o ile stoi się w konkretnym miejscu na konkretnej planecie patrząc pod konkretnym kątem w konkretną stronę i o ile cel poszukiwań nie został przeniesiony w inne miejsce^^) film gna do przodu bezsensownie zmienia wątki co chwila ktoś ginie albo traci pamięć a 10 sekund do 10 minut później wraca do życia/zdrowia. Kylo, Rey, Chewie, C3PO. Ale się rozpędzam a zapomnę zaraz o najważniejszym - ten film też wykreśla wydarzenia i postacie z poprzedniego.
w ep. 8 Rose była główną bohaterką (choć potrzebna jak łysemu grzebień) a w ep.9 jest manekinem. W ep.8 Luke pouczał Rey że moc i Jedi są niepotrzebne a sam wyrzucił swój miecz, w ep. 9 duch Luka łapie miecz wyrzucony przez Rey i patrząc w kamerę tłumaczy jej, że Jedi są niezbędni a w poprzednim filmie chrzanił jak potłuczony.

To największy problem tej trylogii. Nie była potrzebna. Nie wypływała naturalnie z poprzedniej. Nie była dobra jako całość ani żaden jej element (w sensie film) nie był dobry. A do tego wszystkiego składa się z trzech filmów które zamiast wspólnie coś większego niż suma ich części (jak MCU) próbują sobie nawzajem szkodzić:| Wyobrażacie sobie gdyby MCU nie miało żadnego planu jak Disney SW a do tego gdyby reżyserzy kręcący poszczególne mniejsze filmy próbowali nawzajem niszczyć dzieła kolegów? Iron Man by poleciał do Asgardu zniszczyć Bifrost i uziemić tam thora bo go nie lubi. Thor w swoim filmie uwiódłby Pots rozbijając jej małżeństwo z Tonym. Czarna Pantera żeby zrobić na złość Spidermanowi w swoim filmie zwołałaby konferencję pradową i ogłosiłaby światu jego prawdziwą tożsamość. Thor w jednym filmie walczyłby z Lokim, skończyłby się na cliffhangerze i miał rozstrzygnąć w kolejnym... ale przed jego premierą w filmie o innym bohaterze ten by sobie zabił Lokiego bo tak. I Lokiego w kolejnym Thorze musiałby zastąpić nowy przeciwnik - Palpiloki. Porównanie Disney SW z MCU pokazuje jak wiele mogło osiagnąć to pierwsze gdyby zostało dobrze zaplanowane i realizowane z sercem i rozumem. A jednocześnie pokazuje jak nisko mogło upaść to drugie gdyby Disney sam chciał zarządzać Marvelem zamiast dać wolną rękę Kevinovi Feigiemu.

Kończąc bo strasznie dużo czasu zabrałem każdemu kto chciałby to przeczytać (brawa dla każdego kto da radę - szacun, mi by się nie chciało^^) Disney Star Wars to klęska finansowa. Pierwsza część zarobiła bardzo dużo. Ale tylko ona. Zyski TLJ i TRoS choć przekraczające miliard nie robią wrażenia w naszych czasach. W ostatnim dwudziestoleciu ponad 40 filmów przekroczyło próg miliarda. Robią to średnio 2 filmy rocznie (początkowo było to rzadsze, ale ostatnio osiągają to przynajmniej 3 filmy w roku). To żaden sukces - kwoty podobne i większe niż TRoS osiągnęło wiele mniej znanych filmów. Co ważne - nie dajcie sobie wmówić, że marka Star Wars już nie przyciąga tak widzów jak kiedyś to i zyski mniejsze. Znaczy tak - już tak nie przyciąga. Ale przyciągała jeszcze kilka lat temu. To disney ją zniszczył. A raczej era disneya, bo rola disneya stosunkowo w tym niewielka.

Mam dowody na wszystko w liczbach. TFA zarobiło 240 baniek na otwarcie a 2,06 miliarda w sumie. TLJ zarobiło 220 baniek na otwarcie a 1,3 miliarda w sumie. TRoS 177 baniek na otwarcie, w sumie nie wiadomo, ale raczej o grosze przekroczy miliard. Zauważcie tutaj jedną rzecz. TLJ na otwarcie zarobiło niewiele mniej niż TFA ale ostatecznie niewiele więcej niż TRoS. Czemu? Pewnie w mediach przeczytacie na ten temat wiele bajek bo media bardzo chcą usprawiedliwić disneya. Prawda moim zdaniem jest dużo prostsza. Otwarcie TLJ było ogromne bo fani ruszyli do kin. Ep.7 skończył się niezłym cliffhangerem. Rey wręczyła Lukowi miecz. Ruin mógł zrobić z tym tak wiele dobrego. A wiemy co zrobił. I gdy rozniosło się jak wiele zniszczył w tym filmie ludzie przestali napływać. Stąd pomimo, iż pierwszy dzień pozwalał liczyć, że TLJ dorówna (może nawet pokona) TFA zyski szybko zaczęły spadać i ostatecznie oba filmy dzieli niemal 800 milionowa przepaść. TRoS miał nieszczęście trafić do kin po filmie który zniszczył nową trylogię stąd na sukces nie miał szans.

A dla odrobiny perspektwy - TFA 2,06 miliarda. Tak jak mówiłem film trafił do kin 10 lat po poprzednim w cyklu a tym poprzednim był ostatni ze znienawidzonych prequeli. A mimo to marka miała się tak dobrze po niemal 40 latach istnienia a niemal 10 latach pustki, że nowy film z nieznanymi nikomu bohaterami zarobił ponad 2 miliardy. Taka była siła marki 5 lat temu. Tak niedawno SW było tak potężne. Marvel którego finał wdeptał sukcesem epizod 9 w błoto? Już nawet nie będę wyliczał wyników pojedynczych bohaterów bo mniejsze, ale: The Avengers 1,5 miliarda. Ultron 1.4 miliarda. Infinity War 2.5 miliarda. Tak! MCU budowane 10 lat z sukcesami zdawało się największym gigantem na rynku a pierwsza część jego wielkiego finału minimalnie uległa w dochodach pierwszej części nowej trylogii. Marvel po 10 latach budowania swej potęgi nie był silniejszy niż star wars po wielu latach posuchy na początku nowej drogi. Z tego budowali. MCU rosło z roku na rok. A dzięki TLJ Disney SW skończyło się nim zaczęło.

Pamiętam wywiady z wyszczerzonym grubym ryjem ruina johnsona jak to niby star wars nigdy się nie skończy a kolejne filmy będą robić w nieskończoność. Szedł na gotowe po sukcesie poprzedniej części kiedy wydawało się, że faktycznie jeszcze wiele lat disney będzie na marce kosił miliardy. Okazało się, że ten idiota zabił projekt disneya chwilę po tym jak paplał o tym, że ten nigdy nie umrze. Nie docenił swojej niekompetencji... Disney miał wielkie plany wobec SW. Miało być ono drugim MCU. I choć nigdy się do tego nie przyznali ani nie wskazali winnego to Ruin jednym filmem zabił 50 lat tradycji i wartą 4 miliardy markę.


Teraz tak. Przepraszam, ze się rozpisałem, ale nim znowu zapomnę chcę poruszyć jeszcze jeden ważny wątek. Bo dużo osób chwaliło TLJ za to, że ten film był odważny i zaskakujący. I, że fani OT nie potrafili zaakceptować zmian i obrazili się jak dzieci.

Ten ostatni zarzut jest o tyle głupi, że był wysunięty przez fanów filmu który pasożytował na sadze srając na jej dokonania i tradycje i fanów wobec tychże fanów OT którzy uznali to za świętokradztwo. Obecnie ci sami fani TLJ którzy nabijali się z reakcji fanów OT na TLJ mieszają z błotem TRoS i obniżają mu oceny bo jest inne niż TLJ. Patrzcie jak szybko zmiany przestały być dobre kiedy przestało to być na rękę...

A teraz o samym TLJ i jego zaletach. Czyli tym, że niby odważne i zaskakujące.
Czy zaskakujące? Tak, ale czy to dobrze zaraz wyjaśnię. Natomiast odważne? W czym? Rose i Fin stoją przed plutonem egezkucyjnym. Ich śmierć w tym momencie byłaby odważna. Ale ratuje ich bb8 sterując AT-ST. Fin próbował poświęcić życie by ratować niedobitki rebelii niszcząc działo mające sforsować wrota bazy rebeli. Rose spycha go z drogi żeby dostac buziaka. Rey była w rękach Snoka, gdyby zginęła ona a nie on i jej rolę musiał przejąć Fin (zamiast cały finał biegać i krzyczeć "rey" jak debil) też byłoby odważne.

Niee kochani. Nazywacie posunięcia Ruina odważnymi bo były zaskakujące. Ale to nie było wcale odważne tylko głupie. Ustawienie miski z wodą na chodniku i próba wskoczenia do niej z dachu wieżowca jest zaskakująca. Ale odważna czy głupia?

Wydaje mi się, że Ruin ma kompleksy. Zazdrościł "I am your father" jego roli w popkulturze. Uznał, że ta scena została legendą bo była zaskakująca i może cały film stał się legendą (w jego głowie) dzięki tej zaskakującej scenie. Więc postanowił, że jego film będzie lepszy bo bardziej zaskakujący niż imperium. Gdybam. Może się mylę. Ale jaka nie byłaby jego motywacja i tak się do tego zabrał. Bo "I am your father" to scena nie tylko zaskakująca, ale i zwyczajnie epicka. Jej okoliczności - Luke po przegranym pojedynku z Vaderem ściska kikut swej ręki i czeka na śmierć.... Han został pojmany i zmieniony w rzeźbę... Tak wiele ważnego działo się do tego momentu dodając mu dodatkowej wartości.

Natomiast Ruin Johnson nie poszedł w jakość tylko w ilość. Liczył, że jak zrobi 100 zaskakujących scen to statystycznie któraś musi stać się lepsza niż "I am your father" nie musiały. Zwłaszcza, że większość tych jego "odważnych zaskakujących decyzji" to nie były właśnie momenty epickie jak ten wiele razy tu wspomniany. To były idiotyczne gagi na poziomie Jar Jar wdepnął w gówno na Tatooine.

Przykłady? Rey daje Lukowi miecz - cliffhanger z poprzedniego filmu na którego dalszy ciąg miliony czekały 2 lata. Luke wyrzuca miecz za siebie z iście komiczną manierą. Wyglądałoby to jakby Ruin kręcąc tą scenę wyobrażał sobie śmiech widowni. W kinach nikt się nie śmiał.

W ep. 7 Fin jest ciężko ranny walcząc przeciw Kylo w obronie Rey. W ep. 8 mamy wspomnianą scenę w szpitalnej pidżamie z tym cieknącym baniakiem.
W ep. 7 i 8 Snoke przedstawiony jest jako tajemnicza i potężna istota która budzi grozę w swoich wrogach i sojusznikach. Tylko, że w ep.8 ginie jak frajer i leży przeciety na pół z komicznie wywieszonym jęzorem.
W ep. 7 ten blond generał armii Snoka młody przedsawiony jest jako praktycznie równorzędny wobec Kylo - byli rywalami. W ep. 8 jest upokarzany na każdym kroku, Snoke ciska nim o ziemię a on kwiczy jak prosiak. Dla gagu Ruin zrobił z niego takiego frajera, że Abrams musiał w kolejnej części go zabić i zastąpić innym generałem bo było wiadomo, że ten nie ma żadnego szacunku w oczach widzów.

Gdzie w tym filmie odwaga? Bo zabili Luka? Zabili go z tchórzostwa żeby nie przesłonił Rey jak dadzą mu cokolwiek do roboty. Że zabili Snoka? To prędzej byłoby odważne gdyby nie to jakie to było głupie.

Prawie każda scena ma akcent komediowy. Rose w jednej scenie płacze bo straciła siostę a w drugiej cieszy się jak debil jadąc konikiem przez kasyno beztrosko gdy tymczasem first order zabija jednego po drugim ostatnich rebeliantów.

Powtarzam to od roku przynajmniej w każdym sporze o TLJ. To nie sztuka kręcić na siłę zaskakujące sceny. Nie ich ilością mierzy się jakość filmu. I nie bez powodu są głównym elementem parodii a nie porządnego kina. To nie były odważne zaskakujące momenty tylko głupie gagi które miały śmieszyć a budziły zażenowanie.

Teraz mogę skończyć zwłaszcza, że widzę iż pisałem to 2 godziny i jestem zmęczony^^

PS: Mauler wrzucił recenzję TRoS. Jeśli ktoś zna angielski a nie zna tego człowieka to gorąco polecam. Jego recenzje TFA i TLJ są dużo dłuższe niż same filmy. Ale też o wiele ciekawsze. To o czym ja tu próbowałem mówić rzeczowo i z sensem a ględziłem bez ładu i składu (prawdę, ale nieuporządkowaną^^) on potrafi gadać godzinami ale bez ględzenia. Niemalże naukowo a jednocześnie ciekawie. Polecam serio:) Lecę oglądać:P

HentaiSenpai

Podziwiam za tak długi tekst. Pozdrawiam. :)

cloe4

On miał być mądry a nie długi, ale wyszło jak zwykle:P

HentaiSenpai

Spoko, jest wartościowy. Zgadzam się z nim. :D