PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=671050}

Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Star Wars: The Rise of Skywalker
5,9 87 024
oceny
5,9 10 1 87024
4,5 48
ocen krytyków
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Nie planowałem obejrzeć TRoS, ale tak jakoś wyszło, że obejrzałem więc mogę się o tym filmie wypowiedzieć nie na podstawie recenzji i przecieków w końcu.

Zanim zjadę ten film i tą trylogię - a zapewniam, że to zrobię więc jak masz z tym problem to nie czytaj i zjeżdżaj - chciałbym zaznaczyć jedną rzecz.

Ta trylogia była kompletnie zbędna. Prequele były słabe, ale opowiedziały początek historii którą znaliśmy i kochaliśmy z oryginalnej trylogii. Oczywiście było to wszystko nieudolne bo Lucas ma wizję, ale marny z niego pisarz i reżyser. Było nieudolne i w sumie nie było konieczne, ale nie było zbędne. Opowiadało pierwszą połowę historii, o której istnieniu wiedzieliśmy (dzieje powstania imperium, upadku republiki i zakonu jedi i powstanie Darth Vadera). I to powinien być koniec, poznaliśmy początek a koniec już znaliśmy - był w Powrocie Jedi. Ale disney zapłacił za markę 4 miliardy i choć mógł kręcić spinofy (jak rogue1, mandalorian, obi1) postanowił wykopać z grobu zwłoki oryginalnej trylogii i zrobić z nich teatrzyk kukielkowy. Udawać, że Powrót Jedi nie był finałem a przerwą na reklamy.

I pomimo, że nowa trylogia nie miała racji bytu od samego początku (to tak jakby nakręcić nową trylogię władcy pierścieni gdzie Aragorn został zabity przez syna swojego i Arveny a Gandalf uciekł umrzeć samotnie na wyspie, ale wszystkich uratowała wnuczka Saurona) była kompletnie zbędna... mogła odnieść sukces. Mogła udowodnić, że zasługuje na miejsce w kanonie jako 1/3 większej sagi. Ale warunkiem było (i powtarzam to od lat) by znaleźć kogoś kto napisał (albo byłby w stanie napisać) świetną historię na nakręcenie której wydaliby górę $ i jeśli historia byłaby odpowiednio fascynująca, epicka i pasująca do reszty sagi... pewnie ludzie daliby się przekonać. Nawet tacy sceptycy jak ja. To, że ludzie zaufali temu projektowi (bo przecież, że o wyniku świadczył kredyt zaufania płynący z nostalgii a nie jakość ep.7) świadczy ile zarobiło przebudzenie mocy.
Ale LucasFilm pod "światłym" przewodnictwem zdradzieckiej żmii Kathleen Kennedy nie miał historii którą chciał opowiedzieć. Ale miał chrapkę na kasę którą mógł zarobić. I miał polityczne przekonania którymi chciał wykastrować universum gwiezdnych wojen. Ale o nich może niżej jak przejdę do omawiania ostatniego filmu (i może skrótowo poprzednich troszkę).


Ten film był jeszcze głupszy niż się spodziewałem. Nie gorszy. Bo momentami bawiłem się nieźle a nie mogę tego powiedzieć o poprzedniej części. Ale głupszy. W sensie takim, że nie spodziewałem się po Abramsie niczego wielkiego, ale nie sądziłem, że napisze gorszy scenariusz niż byłby w stanie napisać przeciętny 9latek. Chociaż w sumie z TFA było to samo poniekąd^^

No właśnie TFA - cały film to jedno wielkie kopiuj/wklej scenariusza Nowej nadziei tylko pozmieniano trochę nazw własnych żeby oszukać program antyplagiatowy. Wszyscy to wiemy. Ale jeśli przyjrzeć się bliżej... to czym jest TFA? Jednym wielkim nudnym pościgiem za bezsensownym mcguffinem. Który od początku był bardzo głupim i leniwym rozwiązaniem, ale głębię jego fatalności poznaliśmy dopiero gdy w TLJ okazało się, że Luke zostawił mapę choć wcale nie chciał być znajdywany i wcale nie poleciał medytować nad sposobem pokonania first orderu a by sobie umrzeć spokojnie ze starości żłopiąc niebieskie mleko.

TLJ najchętniej bym przemilczał, ten film nie ma zalet. Dosłownie. A ja i tak się rozpisuję więc szkoda mi na niego czasu. Ale choć TRoS olewa totalnie poprzednika ja olać tu go nie mogę. Bo wiele spraw z ep.7 rzutuje na 8 (a niektóre na szczęście nie - pozdrawiam Rose "zbędną" Tico). Carrie Fisher zmarła na miesiące przed premierą TLJ, a choć nikt nie wiedział o czym ma być finał bo Ruin Johnson zostawił po sobie spaloną ziemię plan był taki, że ona wytrenuje Rey. Ale Carrie zmarła. I był czas zmienić scenariusz. Wystarczyło poprawić 2-3 rzeczy a drastycznie poprawiłoby się poziom TLJ, zmniejszyło wojnę LucasFilm vs Fani SW, ułatwiło pracę nad finałowym epizodem. Leia ginie razem z admirałem Allahakbarem czy jak mu tam (sry zmęczony jestem wyleciało mi jego nazwisko) - tym samym znika wyśmiewana do dziś Leia Popins. A luke nie umiera po swoim holograficznym triku jak debil. Znikają 2 może najbardziej hejtowane sceny w historii cyklu a Luke (którego bezproduktywna obecność, śmierć i robienie z niego głupiego capa oburzyły fanów) miałby szansę odkupienia w ep.9. Mógłby wytrenować Rey a potem na początku filmu zginąć by ją uratować, dać jej czas na dokończenie szkolenia i odniesienie zwycięstwa. I bum - nie mielibyśmy świetnych filmów, ale chociaż zbliżające się do przyzwoitości.

Dlaczego tego nie zrobiono? Tu niestety wchodzimy w politykę a to trudny temat, jestem osobą mega tolerancyjną, ale uczciwą i jak widzę takie nadużycia to się z tym nie kryję i wielu fałszywie i ślepo poprawnych politycznie oszołomów ma mi to za złe i robi ze mnie naziola. Smutne. Ale wracając do polityki. Kathleen Kennedy to patofeministka. Ruin Johnson w sumie też chyba. Albo oboje zaplanowali pewne sprawy albo ona zaplanowała a on podobnie jak Jar Jar Abrams nie miał jaj i na wszystko się zgodził. W każdym razie Rey jest jaka jest (święta, obdarzona boskimi mocami bez żadnego treningu, pokonująca oddział świetnie wyszkolonych przeciwników bo raz machała mieczem nad kamieniem, najlepsza pilotka, mechaniczka, strzelec a jak pokaże przyszłość także żeński odpowiednik Jezusa) bo taką chciała pani feministka. Dlatego Rey nie ma Hero Journey bo to zakłada jakieś niepowodzenia i rozwój a silna niezależna kobieta nie odnosi niepowodzeń. Tak swoją drogą to tłumaczy też czemu Finn cały film biega za jakąś z dupy wyciągniętą Wietnamką a fioletowowłosa feministka udaje, że jest admirałem i psychicznie kastruje Poe Demrona.
No i to tłumaczy dlaczego nie zabito Lei a nie zostawiono Luka. Bo żaden biały facet nie będzie uczył mocy naszej bohaterki. Smutne ale taka prawda (chyba, że ktoś się nie zgadza a ma bardziej sensowną teorię dla której mistrzem Rey nie jest prawdziwy mistrz i główny bohater połowy sagi?)


Ufff w końcu mogę przejść do epizodu 9. Przepraszam gaduła ze mnie. W każdym razie ten film jest idiotyczny. Już na napisach początkowych pierwszy facepalm. "Galaktykę przeszywa transmisja, imperator palpetine żyje. Olaboga" 30 lat budujesz flotę i armię w sekrecie (i pytam jak czym i za co skoro cała ta armada była uwięziona pod lodem?) a potem na miesiąc przed atakiem puszczasz ostrzeżenie żeby wrogowie mieli czas się zmobilizować? Poprzednia porażka niczego waćpana nie nauczyła? Zacznijmy od tego, że sam first order był bezsensownie potężny z dupy i zbudowany w tajemnicy. Teraz nagle się okazuje, że w tajemnicy przed first orderem ktoś zbudował jeszcze większą armię z niczego. Mało tego, Imperator nie miał miniaturowych dział gwiazdośmierciowych u szczytu potęgi, ale możecie się założyć, że po 30 latach bycia przykutym do aparatury podtrzymującej życie na lodowym zadupiu będzie je miał. Ktoś sobie je najwyraźniej wynazał na poczekaniu.

Ale jak się okazało najgorsze było dopiero przed nami. Pamiętacie ten wstep o bezsensownym mcguffinie z TFA? no to tutaj będą 2 bezsensowne mcguffiny. A nawet 3 w sumie. Bo - i skupcie się bo to tak głupie, że można nie ogarnąć. Imperator buduje flotę na "nieoznaczonej legendarnej planecie sithów". Jedyny sposób by go znaleźć to 2 urządzenia zwane wayfinderami (dosłownie znajdywaczami drogi - polski dystrybutor chyba ogarnął jakie to idiotyczne więc nazwał je jakoś inaczej z dupy jakieś "tetrionidydy" czy coś^^). Czyli nieznajdziesz Wayfindera nie znajdziesz planety. Bo tak działa kosmos^^ No to go szukają, ale nie znaleźli, ale znaleźli sztylet który jest jedynym sposobem na znalezienie Wayfindera. Troszkę szkoda, że gdzieś tam po drodze zabrakło kompasu który byłby jedynym sposobem by znaleźć sztylet.

Coś wam powiem ten film był tak głupi, że większości już nie pamiętam. Gdyby nie spoilery z przecieków jakie od miesięcy krążyły w sieci (media uparcie głosiły, że to fejki... ja na filmie wysyłałem koleżance smsy o treści będącej opisem następnych scen^^ mega fejki) pewnie nic bym nie pamiętał. Teraz w sumie bardziej pamiętam te przecieki niż film^^

Aha jeszcze zanim Rey ruszy szukać imperatora (a raczej sztyletu który zaprowadzi ją do urządzenia które zaprowadzi ją do imperatora - który na nią czeka więc nie pytajcie czemu po prostu nie przesłał jej trasy pocztą) Rey odbywa trening. Teraz. Nagle. Po pokonaniu Kylo w ep.7, oddziału elitarnych gwardzistów snoka w ep.8 i po przerzuceniu góry kamieni pod koniec ep.8 teraz nagle zaczęła trenować jak się okazało, że i bez treningu nikt nie miał z nią szans. W każdym razie trening to też jedna z epickich scen filmu. Mała i łatwa do przeoczenia, ale pokazująca jaki idiota pisał scenariusz albo w jakim pośpiechu składano film (co potwierdza, że kręcono go do kilku tygodni od premiery a potem w pośpiechu zmontowano). Mianowicie Rey oddaje swój miecz Lei mówiąc "może kiedyś będę gotowa by go dzierżyć" 2 minuty później Leia podchodzi do Rey z mieczem i mówi "Rey masz miecz" a Rey "o dzięki ciociu".


Chyba pominę cały środek bo był nudny i głupi (Finn w jednej scenie morduje żołnierzy first orderu i krzyczy radośnie "woohoo" a w następnej użala się nad smutnym losem żołnierzy first orderu którzy są porywani w dzieciństwie i szkoleni na bezwzględne i posłuszne narzędzia).

Przejdę do finału. Finał byłby spoko. Serio. Oczywiście ma wiele głupich momentów. Palpetine zmienia się w dementora a Rey odpala Avatar State. Jest też scena niemalże na żywca skradziona z endgame ("on your left" i armia herosów tam, a "yolo jesteśmy" tutaj i ogromna armada) w sumie to "jestem wszystkimi sithami" "a ja wszystkimi dżedajami" też trochę przypomina "i am inevetable" "i am iron man". A na scenie kiedy kylo umiera po wskrzeszeniu i gorzko gorzko z rey ja i kilka innych osób w kinie spontanicznie parsknęliśmy śmiechem. O jednym absurdzie będzie na końcu. To wszystko prawda - to wszystko ssie. Ale ten film ma momenty. Kompletnie byłem oziębły na nim, ale myślę, że gdyby do tego filmu prowadziły dwa dobre i byłyby sceny w rodzaju rey wysyłających miecz mailem do otoczonego kylo czy tej armady przylatującej z odsieczą mógłbym się wzruszyć. Ten film powinien być hitem na miarę endgame, ale by tak było TLJ musiałoby być jego infinity warem a było jego BVSem tylko bardziej. Może gdyby poprzednie części były dobre i wytyczyły jasny kierunek dla finału ten film byłby dużo lepszy a ludzie patrzyliby na niego dużo przychylniejszym spojrzeniem.

O tym jak nisko upadli twórcy niech świadczy scena gdzie dowództwo Resistance dowiaduje się, że Palpetine żyje i ma ogromną flotę w której każdy statek może niszczyć planety. Luke żył i do niedawna był czynnym mistrzem gdy toczyło się TFA a jakoś ludzie uważali go za legendę. Palpetine zginął wraz z imperium 30 lat wcześniej a teraz ktoś się za niego podaje a wszyscy "aha wszystko jasne" "czułem, że to on kieruje tym z ukrycia". Bardzo desperacko próbowali nam wmówić, że jego obecność jest sensowna a nie oznaką desperacji.

A właśnie co do tego. Obecność Palpetina to ostateczna (no może nie bo jeszcze jedna sprawa o której zaraz) zniewaga dla orygynalnej trylogii. Luke to przegryw całe zycie, nie powstrzymał palpetina, głupi facet, rey to naprawi. Myślę, że jak już jechali po bandzie zrobili by lepiej odkurzając Darth Jar Jara. "Misa was waiting for disa Rey, Yousa Rey Binks!". No nie bomba?

Apropos Rey Binks. Kiedyś czytałem, że Rey miała być Kenobim, ale możliwe, że to tylko czyjaś fantazja a nie realna opcja. Myślę, że byłoby to stosunkowo dobre rozwiązanie. Ale nie idealne.

Wmawiano nam, że ta trylogia to ostateczna konkluzja rodu skywalkerów. Ostatnim skywalkerem był Luke który zmarł w TLJ wskutek zatwardzenia i nadużycia mocy. Leia była Solo, Ben też (Skywalkerem był po kądzieli a nie po mieczu). Rey była Palpetinką. A film kończy jak po prostu odrzuca tamto nazwisko i bierze sobie Skywalker bo modniejsze. To jest to odrodzenie Skywalkerów? Jakaś laska z rodu palpetine zawłaszcza sobie nazwisko Skywalker i udaje, że jej się należy? Nietakt ze strony Abramsa wobec sagi, Georgea Lucasa i fanów...

Tak czy inaczej czy film jest tak zły jak TLJ? hell no! Czy jest dobry? Hell no! A szkoda. Powinien być kamieniem milowym w historii kina. A jest... hm... wcześniejsze porównanie z BVS nie jest głupie tak sobie myślę. Powinien być epokowym wydarzeniem, a jest przykładem jak niekompetencją zabić markę która musiała być hitem a kończy shitem.

ocenił(a) film na 1
Cross_23

Od zarania dziejów jedne istoty zabijają drugie żeby przetrwać, prawa natury łaskawe nie są. Jeżeli Vader miał w intencji uratować swojego syna, zabicie Imperatora było "złem" koniecznym.

ocenił(a) film na 2
Cross_23

Czy ty naprawdę jesteś tak bardzo głupi że nie widzisz różnicy między prawdą a fikcją ? Fikcją filmową, serialową, teatralną ?

ocenił(a) film na 2
Cross_23

Jeśli już to uiściliśmy przepowiednia, która dotyczy przywrócenia równowagi poprzez zniszczenie
Sithów. Otóż nie, nie było pewnosci czy była dobrze odczytana o czym mówi z kolei Mace Windu
w Zemście Sithów podkreślając tym samym swoją ciągłą nieufność wobec Anakina Skywalkera. A
to że Anakin zabił Imperatora ma znaczenie, bo raz że Imperator był de facto ostatnim z Sithów a dwa że ratuje życie syna który poprzez swoje poświęcenie budzi w Anakinie dobro. Bo Anakin był
dobrą persona, ale bał się utracić to co kocha najbardziej.

Rinzler

No właśnie. Najważniejsze pytanie - co było tą równowagą.

ocenił(a) film na 2
nbl_raziel

Przecież to jest oczywiste dla każdego kto nie jest Dzieckiem Disneya

Rinzler

No to zapodajesz nie-dzieciaku nie-disneya.

nbl_raziel

Nie odpowie bo prawda jest taka że nigdy w Star Warsach nie będzie żadnej równowagi :)

buterfly

Nie odpowie, bo to zwykły cymbał. Ale fakt, równowagi w Star Wars nie będzie, bo wtedy byłoby to Star Peace ;)

nbl_raziel

Dla mnie gadanie o równowadze jest kompletnie bezsensowne ;) - Przecież to Star Wars baśń w której wiadomo że ostatecznie i tak wygra dobro :)

ocenił(a) film na 3
Cross_23

Mace Windu nie nawija czasem o wybrańcu?

ocenił(a) film na 2
Smok_Eustachy

Widzisz i taka jest dyskusja z osobami którą chcą się wypowiedzieć o Gwiezdnych Wojnach, uważają się za
fanów a nie znają faktów i mają problem z najprostszymi wątkami tych filmów. Jest to po prostu bezcelowe

Cross_23

Palpatine nie przeżył, tylko się sklonował. Jego mistrz, Darth Plagueis posiadł zdolność oszukania śmierci - być może właśnie taki - klonowanie.

ocenił(a) film na 2
nbl_raziel

Problem w tym że sam sobie to dopowiedziałeś a nie jest to przynajmniej na razie stwierdzone oficjalnie

Rinzler

Bo takim mędrkom jak ty trzeba wszystko na złotym talerzu podać.
I daruj sobie kolejną "błyskotliwą" ripostę "chyba ty".

ocenił(a) film na 2
nbl_raziel

Dziękuje że masz mnie za mędrca czyli za człowieka o wielkiej wiedzy i doświadczeniu. Z nas dwóch ktoś musi nim być :) Żebyś się nie trudził zbytnio to może być to srebrny talerz, nie przepadam za złotem tak szczerze mówią. No chyba ty wolisz złoty pucharek to spoko. Czym tu jeszcze ''zabłyśniesz'' i czego użyjesz aby dyskusja z tobą nie była wcale ani trochę merytoryczna ?

Rinzler

Mędrca który sarkazm bierze za komplement. Dzięki, że potwierdziłeś to co podejrzewałem od początku.

ocenił(a) film na 2

Piękniejszej recenzji tego gniota już nie przeczytam. Człowiek od razu ma lepszy humor w Wigilię. Pozdrawiam :)

użytkownik usunięty
Torguan

dzięki, trochę za bardzo ględzę jak piszę a potem samemu mi się to źle czyta, ale tym bardziej doceniam pozytywne reakcje=] wesołych świąt

ocenił(a) film na 4

Byłem, widziałem, trochę na filmie spałem...
...zgadzam się całkowicie z podsumowaniem nowej trylogii.
Mroczne Widmo uważałem przez długi czas za najsłabszy film z całej sagi, ale zmieniło się to po postaniu epizodów nr 7,8,9.

użytkownik usunięty

SW disneya to prawdziwa kopalnia absurdu, choćbym wypisał 50 największych to i tak co jakiś czas przychodzą mi do głowy większe i mniejsze nowe.

Np. jak pisałem o TRoS tutaj zapomniałem o scenie która chyba najbardziej obrazuje idiotyzm całej tej trylogii.

Rey przylatuje na planetę jakąś pustynną (ale nie jaku ani tatooine) trwa jakieś party, c3p0 obwieszcza coś w stylu "o mamy szczęście trafiliśmy na festiwal srutututu odbywa się tylko raz na 40 lat" minutę potem na festiwalu jakieś dziecko ubiera rey wisiorek minutę później rey odbiera połączenie na tym Force Skypie od kylo rena i w trakcie pogaduchy Kylo zrywa z niej wisiorek i woła "aha! tam jesteś"

Czyli k*rwa podsumowując. W poszukiwaniu jakiegoś gadżetu z dupy wyciągniętego przez Jar Jar Abramsa trafili na planetę X znaną z tego, że co 40 lat odbywa się tam festiwal na którym dzieci rozdają wisiorki, akurat przypadkiem festiwal trwa, rey dostaje wisiorek a kylo w trakcie rozmowy toczącej się w ich głowach zabiera jej wisiorek z szyi i w jakiś z dupy magiczny sposób ma go w ręce i po nim dowiaduje się gdzie ona jest.

Mówcie co chcecie o prequelach ale tam nigdy nie było aż tak absurdalnych sytuacji. Były nudne, ale pisane z głową na tyle by wszystko tworzyło spójną całość - one między sobą i wspólnie jako wstęp do oryginalnej trylogii. TFA nijak nie wynika z RotJ (nie możesz sobie z dupy wyjąć armii która nagle odebrała republice panowanie nad republiką i nagle świat wygląda jakby ta nowa siła była imperium a republika była rebelią i obwieścić tego w napisach początkowych!) TLJ nijak nie wynika z TFA. Cały ep.7 wszyscy szukali mapy do skywalkera - jedni by go zabić nim zrujnuje ich plany a drudzy by prosić aby ich uratował i niby po to żeby w razie czego mogli go wezwać w ogóle zostawił tą mapę chyba. Nagle w ep.8 okazuje się, że mapa nie powinna istnieć bo Luke nie chciał być odnaleziony a obie strony nie miały po co go szukać bo Luke chce tylko dożyć spokojnej starości żłopiąc niebieskie mleko z cyców obleśnego kosmicznego mutanta. TRoS jest tak głupie, narzuca tak dużo idiotycznych i zbędnych wątków (wayfindery, sztylety które pokażą ci gdzie coś jest ale tylko jak w całym kosmosie trafisz 100 metrów od celu) jakieś żetony które pozwalają byle komu wylądować na pokładzie okrętu dowodzenia first order bez żadnej weryfikacji.... Zabili Chewiego, ale potem uznali, że jednak przeżył bo tak. Wykasowali pamięć C3pO, ale oczywiście 5 minut potem ją odzyskał. Walić tą trylogię każdego kto maczał palce w jej tworzeniu (nie licząc obsługi technicznej i aktorów - chodziło mi o ludzi którzy tworzyli "historię" tej trylogii i wydawali innym polecenia) i każdego fana oryginalnej trylogii który uznał to gówno za coś zajebistego. Bo casualom mogę wybaczyć ignorancję - nie mają obowiązku znać i rozumieć całej sagi idąc do kina a nie znając i nie rozumiejąc niczego może te filmy nabierają jakiejś jakości w czyichś oczach (choć nawet tego nie rozumiem bo są idiotycznie napisane, nudne i nie trzymają się kupy choć same są gównem)

Zgadzam się z twoimi zarzutami, tak jak zazwyczaj twoje negatywne podejście zgadzają się z moim, choć myślę, że już przed oglądaniem byłeś w podejściu "wyłapać wszystko co g##wniane".
Ta część pokazała, że TLJ było nie potrzebne, a z kolei tu mamy dwie fabuły! Może by coś z tego było jakby rozdzielić na dwa filmy...
Postacie były napisane zbyt prosto czasem niekostnienie. Patrząc się na nich z perspektywy niby źle nie jest ale jakby spróbować ich rozłożyć, to już to słabo wygląda. Film jest zbyt szybki. Ta część mi się najbardziej podobała, choć poprzednie dwie to niski poziom, jedna kopiuj-wklej a druga, szkoda gadać.

użytkownik usunięty
Bilet95

Cóż nie przystąpiłem do oglądania z planem wyłapania wszystkiego co gówniane skoro już musiałem to oglądać próbowałem miło spędzić czas. Aczkolwiek kiedy oglądasz kolejną część cyklu po obejrzeniu poprzednich dwóch którego masz ochotę komuś walnąć (kobiet się nie bije więc zostaje ruin i jar jar... jar jar w sumie bardziej nieudolny niż złośliwy więc zostaje ruin... ale bym mu chociaż z liścia pociągnął:() ciężko o pozytywne nastawienie. Siadając do Endgame po infinity War byłem tak nabuzowany pozytywnymi emocjami, że każda sekunda mnie bawiła film trwał 3 godziny a ja nie nudziłem się ani na jednej scenie. Wchodząc na TRoS byłem tak przybity nie tylko filmami ale tą całą atmosferą wokół nich, wojną mediów i hipokrytów z fanami, polityczną otoczką wszystkiego której większość ludzi nie widzi a jakbyś chciał im wytłumaczyć wezmą cię za wariata... nawet gdyby ten film był autentycznie dobry nie wiem czy by mi się podobał. Może bo to co w tym było dobre dostrzegłem (głównie chemia między postaciami czwórki głównych bohaterów - fina z poe, całej dwójki z rey, rey z kylo... dodałbym do tego komfort obecności chewiego który jest jedynym elementem OT nie zniszczonym niemal w nowej). W każdym razie jakby na to nie patrzeć film nie był dobry i nawet rozumiem tych którzy uważają go za gorszy niż TLJ aczkolwiek dużo złego w TRoS wynika z desperackich prób naprawienia tego co poprzednik zrypał. Gdyby TLJ było bardziej kompetentne i mniej obraźliwe dla cyklu, jego bohaterów i fanów... to SWToR byłoby kręcone w większym spokoju i bez takiej presji.

Tak to już jest z serią filmów, ocenia się całokształt a nie ten jeden film.

ocenił(a) film na 2

A cóż to się stało drogi kolego że zmieniłeś ocenę z 5/10 na 3/10 ?

użytkownik usunięty
Rinzler

Nic się nie stało. Moja ocena nie oceny widzów na Rotten Tomatoes (które utknęły na 86% pierwszego dnia i ani drgnęły przez tydzień - ciekawe czemu) i może się jeszcze zmienić. 5/10 wynikało z tego, że ten film choć nie podobał mi się miał momenty, ale nie był aż tak beznadziejny jak TLJ. Z perspektywy myślę, że jednak jest dokładnie tak samo beznadziejny jak TLJ. Ale - TLJ samo z siebie nasrało nie tylko na OT ale nawet na tą trylogię wykolejając ją na drugiej części. A wiele problemów tego filmu to nieudolne próby posprzątania po tamtym. Więc muszę go ocenić nisko ale moim zdaniem wyżej niż TLJ jest uczciwiej (choć rozumiej każdego kto niżej ocenia ep. 9 od 8 - możliwe, że obiektywnie jest jeszcze słabszy).

Anyway to jest właśnie to. Tam wyżej ktoś się ze mną kłócił, że Engame miało łatwiej niż TRoS bo marvel jest na topie. Szerzej rozwinąłem tam. Ta trylogia była na topie na starcie, a marvel nie - musiał sobie to wypracować. Infinity było owocem 10 lat i 20 filmów tworzących spójny przemyślany świat i od pewnego momentu przemyślanego "złego". Thanosa poznaliśmy kilkanaście filmów przed infinity war i dobre kilka lat było wiadomo, że MCU zmierza do walki z nim. Disney Star Wars to gówno w którym nie potrafili zrobić 3 spójnych filmów opowiadających konsekwencje jedną historię. W ostatniej części z dupy wyciągnęli Palpetina. I dlatego winię TLJ za 80% klęski tej trylogii (tylko 80% bo i bez tego filmu była daleka od ideału).

Endgame spiło śmietankę hypu po infinity war, a TRoS spija rzadkie gówno po tym jak TLJ się zesrało na cały projekt.

ocenił(a) film na 2

Ja się generalnie zgadzam. TLJ jako druga część tej trylogii mogła tak wiele zmienić i zmieniła... na gorsze. Przez
co TROS zmuszony był do karkołomnej próby uporządkowania bałaganu, co jednak nie usprawiedliwia samego
filmu. Niemniej właśnie, w przeciwieństwie do TLJ miał momenty, które stawiają go nieco wyżej. Choć są i tacy,
ci obecnie krytykujący TROS którzy uważają że TLJ wnosił coś nowego i próbował zaskoczyć widza. Zgodzę się z
tym że to robił, ale z opłakanym skutkiem. Nigdy nie zapomnę tej sceny kiedy Luke'a Skywalkera dostaje od Rey
miecz i go sobie wyrzuca. To było tak złe, że podobna scena w TROS była niczym miód na serce nie jednego fana.

Zacznijmy od tego że Marvel miał plan, jasny kierunek na rozwój MCU który był konsekwentnie realizowany. Nie
było tzw. walki reżyserów. Było to spójne i przemyślanie dzieło. Thanos był pomału wprowadzony, po pierwszym
Avengers już było wiadomo że zmierza to wszystko do konfrontacji z nim. Nie było takiej sytuacji że nagle jest on
wyciągany w ostatnim filmie z du**. Co ciekawe to ten sam Disney, tylko inni ludzie. Co pokazuje samo chyba w
jak najbardziej dobitny sposób że muszą zajść jakieś głębokie zmiany personalne w LucasFilm jeśli tak popularna marka jak Star Wars znów ma błyszczeć i być na ustach wszystkich w pozytywnym oczywiście tego słowa znaczeniu

użytkownik usunięty
Rinzler

Mi los ep.9 przypomina los DCEU.

Zaczęli od man of steel, "świeże" spojrzenie na supermana i bardziej "realistyczne". Średnio przyjęte delikatnie mówiąc. Potem BVS który mógł być przynajmniej hitem na miarę civil war, ale było za długie, zbyt nudne i nie miało sensu a dobre fragmenty to kilka minut w chyba 3 godzinach filmu (albo tyle trwał albo zdawał się trwać bo był tak nudny) no i po fatalnym BVS Liga sprawiedliwości była skazana na katastrofę z góry, nie pomogło zamieszanie dodatkowe (zmiana reżysera, dokrętki, skrócenie filmu z dwuczęściowego do pojedynczego)

Tutaj była TFA przyjęte entuzjastycznie, nawet fanów większość była za, nieliczni już wtedy głosili, że film jest do dupy. Potem TLJ który mógł być Infinity Warem który zbudowałby grunt pod sukces ep.9, ale był BVS'em który nie tylko ssał, ale też sprawił, że nikt nie czekał na kolejny film na który teoretycznie powinien czekać cały świat (z perspektywy liga sprawiedliwych przy Avengers wydaje się nic nie znaczyć, ale myślę, że nim nastąpił rozkwit MCU to DC miało więcej atutów - o wiele szerzej znanych herosów, Marvel nawet z pełnym pakietem był ciut mniej rozpoznawalny, a przecież większość najważniejszych bohaterów była w obcych rękach - stąd antmany i guardiani galaktyki a nie X-men czy coś takiego).

Także będę bronił Marvela jak niepodległości. Nie dam nikomu głosić, że to było nudne przereklamowane i bez znaczenia. Te filmy też zmieniły świat. Infinity War spajało bohaterów z kilku innych serii filmowych w jeden, była magia, było sci-fi, była komedia, był dramat, ale przede wszystkim było kilkudziesięciu bohaterów z czego z 10 głównych rzecz niewyobrażalna a osiągnięta z pozorną łatwością. Tak jak mówię DCEU i nowa trylogia nie potrafiły kompetentnie paru filmów ułożyć w jakąś spójną całość (akurat dc nawet nie musiało nic szczególnie całościować - wystarczyłoby żeby każdy film przed JL był przyzwoity). W JL było bodaj 5 bohaterów i chaos i nikt nie miał nic do roboty ciekawego większość czasu.

Także z trójki
DC w rękach WB
SW w rękach Disneya
Marvel w rękach Disneya

To marvel miał najtrudniej. Najbardziej rozpoznawalni bohaterowie (x-men, fan4stic, spiderman) w obcych rękach i musieli lepić głównie z drugo i trzecioligowców tego universum które i tak zawsze w kinie było w cieniu batmana i supermana. Mimo tego, że o wyścigu nikt nie wiedział pewnie gdyby ludzie mieli obstawiać nikt nie postawiłby na Marvela. Powiem szczerze nim ruszyli z MCU dla mnie samego byli przegrani. Wiedziałem co to JL (z kreskówek - były mega^^) a Avengers musiałem googlować. Także dla mnie nie tylko byli teoretycznie najsłabsi w tej wielkiej trójce (a raczej potencjalnie wielkiej dwójce i próbującym ją gonić marvelu) tak szczerze w moim osobistym rankingu stali początkowo za X-men.

I z tych wszystkich wielkich projektów gdzie każdy film setki milionów i każdy miał tworzyć świat pełen kolejnych dziesiątek filmów przez kolejne wiele lat wszyscy pozabijali się o własne nogi ledwo linię startu przekroczyli. Tylko Marvel ukończył wyścig we wspaniałym stylu chociaż większą część drogi nie musiał się spieszyć bo wiedział, że biegnie sam a reszta leży, płacze i robi pod siebie.

With that said - chwalę pod niebiosa 3 pierwsze fazy MCU. Uważam, że zboczyli z kursu i 4 faza choć raczej nie ostatnią (mają za dużo sukcesów by szybko się poddać po paru wtopach) to będzie początkiem końca który nastąpi w piątej raczej szybko. Chociaż tak będą pisały media - że gdzieś tam w 4 fazie coś się zpsuło. Ja wiem swoje. Preludium do katastrofy była Kapitan Marvel. I nie dam sobie zamydlić oczy jej miliardem tak jak nie dałem sobie ich zamydlić "sukcesem" TLJ^^

ocenił(a) film na 2

Z tym że Joker pokazał że DC może konkurować z Marvelem a nawet robić lepsze filmy. Pytanie tylko teraz kiedy swojego Jokera i czy w ogóle będą miały kiedykolwiek obecne Gwiezdne Wojny ?

użytkownik usunięty
Rinzler

Nie mówię, że DC nie może robić filmów na miarę Marvela czy nawet lepszych. Joker jest świetny (podobno) a Dark Knight był świetny. Natomiast DCEU które miało zniszczyć MCU przegrało samo z sobą bo robiła je banda paralityków. Joker tyle ma wspólnego z DCEU co Ghost Rider z Nicolasem Cagem z MCU. To osobny film w dodatku nakręcony długo po przegranej wojnie. I też chyba przypadkiem, wydaje mi się, że WB nie wierzyło w projekt stąd mały budżet i mały marketing (o filmie było głośno dzięki widzom robiącym mu reklamę, ale reklam jako takich nie było dużo).

Obecne Gwiezdne Wojny mają swojego jokera tylko nie w kinie - mowa o Mandalorianinie. Tylko tego też nie widziałem i nie wiem na ile hype jest uzasadniony bo wiedźmin też niby super, oceny widzów wysokie a serial nudny strasznie i niezbyt wciągający (momentami wciągał, ale koniec końców lipa).

Ze Star Wars problem bardziej złożony niż z DC tak swoją drogą. DCEU umarło, ale nigdy nie miałem tak, że jakby wyszła JL2 ja bym powiedział "nie chcę tego" myślę, że z ciekawości bym prędzej czy później obejrzał.
Ze Star Wars problemem była nie tylko jakość filmów ale też podejście twórców wobec fanów. Fani powiedzieli, że film jest zły. Ruin i Kathleen powiedzieli, że fani to incele, rasiści i zakompleksione bachory które krytykują film tylko dlatego, że główną rolę gra kobieta a w obsadzie jest czarny i żółta. Prawie 2 lata trwała ta retoryka i powstała przepaść której prędko nie obejdziesz. Duża w tym wszystkim rola mediów bo dla clickbaitu 2 lata robiły artykuły o złych fanach niszczących znane marki. Tak było z GB2016, potem z TLJ potem z dark fejtem i aniołkami charliego (to nie jedyne przykłady). To media jątrzyły i rozdmuchiwały sprawę.


I tu taka ciekawostka łącząca DC z Wiedźminem. O Cavilu.
Z miesiąc temu jakaś dziennikarska menda próbowała go zbejtować w pojechanie po fanach. Zaczął od pytania w stylu "jako aktor grający supermana doskonale znasz tą najgorszą stronę sławy w postaci agresji toksycznych fanów" (coś w ten deseń)
A Cavil - i za to do końca życia ma u mnie plusa jak stąd do Chicago - zamiast przytaknąć odruchowo jak pewnie każdy inny zwłaszcza złapany takim pytaniem z zaskoczenia odpowiedział:
"Fani reagują różnie. Czasem pozytywnie a gdy coś im się podoba to negatywnie. Ale nie odbieram tego jako toksyczności ani wrogości. Uważam, że to normalne, że jeżeli zależy im na czymś i uważają, że ich zdaniem to na czym im zależy jest przedstawiane w zły sposób to reagują emocjonalnie"
W roli supermena go nie lubiłem, ale to pewnie bardziej rola scenariusza niż jego. W roli wiedźmina bardziej mi pasuje choć podchodziłem do tego sceptycznie.
Ale za te 2 zdania w tym jednym wywiadzie już zawsze będzie miał szczególne miejsce w moim serduszku:P W tych czasach tak łatwe i modne jest obwinianie i atakowanie fanów przy każdej okazji i tak niewiele osób potrafi i chce stanąć w ich obronie. A nikt nie zrobił tego z większą klasą niż on w tym przykładzie. Brawa.


PS: a wracając do SW widzę szansę na poprawę ale 2 warunki muszą być spełnione minimum. Kathleen Kennedy wylatuje i zastępuje ją ktoś pokroju Favrou (albo chociaż Feigi z marvela, ale ten zmieniłby SW w marvele a to nie tędy droga). Robią nowe filmy, najlepiej w starej republice (revan?) i robią to z klasą. To mogłoby odbudować za parę lat pozycję marki. A gdyby jeszcze mieli jaja i przyzwoitość usunąć sequele z kanonu.... Błędy można popełniać ale lepiej umieć i chcieć je naprawić. Ale nawet bez tego. Ja starej republice dam szansę. Ale każdy film toczący się w czasach oryginalnej trylogii (albo po niej) jest dla mnie skreślony bo skażony epizodami 7-9. Czyli ep. 10 nie będzie dla mnie kontynuacją sagi a kiepskiej fanfikcji sequeli i na bank bym go nie obejrzał.

ocenił(a) film na 3
Rinzler

Joker jest mocno przecenianym filmem. Wybitna rola Phoenixa, ale kiepski Joker. Wyobrażasz sobie, że ktoś tak "pierdołowaty" byłby jakimkolwiek wyzwaniem dla Batmana? Joker to tylko hasło marketingowe, a film jest o zupełnie innej postaci, która nie ma nic wspólnego z DC.

ocenił(a) film na 2
Ryloth

Absolutnie się nie zgodzę. Joker to z blockbusterów 2019 roku najlepszy film.
''pierdołowaty'' ? Oglądałeś go w ogóle ?! Widziałeś co ta postać robi w filmie ?!
Ciekawe o której postaci jest ten film jeśli nie o Jokerze właśnie. Wytłumacz mi

użytkownik usunięty
Rinzler

Nie ocenię filmu bo go nie widziałem, nawet jakbym zobaczył mógłbym nie zrozumieć (nie chodzi o nie nadążanie za fabułą tylko o dostrzeżenie jej prawdziwej głębi - biorąc pod uwagę konwencję filmu to może być trudne)

Aczkolwiek Joker to film z kategorią R który zarobił ponad miliard a kosztował z tego co pamiętam 50-60 baniek. W dodatku musiał uzyskać swoje przychody bez Chin - rynku drugiego po amerykańskim (a dla niektórych filmów przynoszącego więcej niż USA). Także tylko z tego powodu zasługuje na szacun.
Ep.9 to "finałowa część epickiej sagi" kosztowało kilkukrotnie więcej jeśli chodzi o produkcję i marketing, było dostępne na całym świecie dla publiki w każdym wieku i osiągnie podobny wynik w box office. Joker osiągnął w mniejszej skali wynik na miarę Endgame. A SW to jedna wielka kompromitacja. Nie ma ani jakości ani przychodów. LucasFilm zmarnował 5 lat nic koniec końców nie zarobił a obniżył wartość marki o połowę. Brawo.

ocenił(a) film na 2

Dziekuje za super analize i komentarz.

Hej. A co uważasz o informacji, że J.J Abrams narzeka, że Disney pociął film bez jego wiedzy?

użytkownik usunięty
Bilet95

mialem o tym robic temat pare dni temu, ale nie chcialem zasmiecac forum znowu.

W dużym skrócie? Uważam, że teoria iż disney sabotował film żeby zniszczyć karierę jar jar abramsa i tym samym nie dopuścić by uratował MCU przed groźną konkurencję adaptacji DC comics pod berłem Abramsa to bajka.

Natomiast wierzę, że Disney przerabiał film za plecami Abramsa i ludzie którzy przy filmie pracowali (reżyser, aktorzy) mogą go teraz nie poznać oglądając. Wierzę, że Disney wymusił na Abramsie przywrócenie palpetina i wciśnięcie na siłę "romansu" kylo z rey. Nie dlatego by sabotować film, ale dlatego, że garniaki z disneya uznały to za genialne rozwiązania i myśleli, że uratują tą trylogię tymi paroma ruchami.

Jakoś trzeba było ratować film, w końcu fanboye ratowali postać tekstami, że jest wnuczką/córką kogoś potężnego od SW7. Choć twórcy się zarzekali, że już czegoś takiego nie będzie, bo każdy może poczuć moc. Ale przecież tego już nikt nie pamięta XD
A skoro romans chciały "fanki", to go dano! Bo "force is female" więc dla nich wszystko... Ja nie wiem jak można było chcieć tego romansu, najwyraźniej panie lubią być poniewierane przez facetów, BO TAKI WŁASNIE BYŁ TEN ZWIĄZEK! Jakoś bardzo rzadko widzę, szczególnie w aktorskich historiach, good boy + bad girl, więc się o tym nie wypowiem.

użytkownik usunięty
Bilet95

ten romans nie byłby głupim pomysłem... w lepszej trylogii. W której może Kylo przez 2 filmy nie zachowywał się na przemian jak beksa i jak psychopata - tym niby ją uwiódł? I gdyby nie maczał palców w ludobójstwie i nie zabił własnego ojca dla kaprysu.

Przez 2 pierwsze filmy romans w tym był z góry skazany na klęskę bo nawet jakby cały film kręcił się wokół ich przełamywania lodów jak w komedii romantycznej to i tak nie miałoby to sensu w kontekście 2 poprzednich filmów.

Od przynajmniej 2 lat powtarzam to samo - nie było planu. Jakby zaplanowali zarypistą (ich zdaniem) opowieść której fani by nie kupili to bym sam ich bronił. Ale ta trylogia jest wrzodem na sadze a nawet jako osobny byt jest fatalna. Tego się nie ogląda jak sagi to się ogląda jak 3 samodzielne kiepskie filmy.
TFA szukamy mapy pozostawionej przez skywalkera bo to jedyna nadzieja galaktyki
TLJ - Luke nie chciał być odnaleziony (więc po co ta mapa? w pierwszych 5 minutach filmu nasrał na całą fabułę poprzedniego) i nie jest ządną nadzieją tylko menelem
TFA - New Order poniósł klęskę i stracił swoją najważniejszą bazę i główne siły
TLJ - akcja dzieje się sekundę po poprzednim a to republika jest osłabiona a nowe imperium jeszcze silniejsze
TFA - kim jest snoke? kim są rodzice rey?
TLJ - snoke jest zdechłym nikim, rodzice Rey to też nikt (reżyser pisząc te momenty nie myślał o tym co lepsze dla historii, po prostu wiedział, że widzowie chcą odpowiedzi na te pytania więc postanowił ich strollować po chamsku żeby im pokazać kto tu rządzi - wynik finansowy filmu i jego skutki pokazały, że ruin tylko się łudził, że to on rządził)

i dalej
TLJ - Rose jest główną bohaterką
TRoS - Rose jest elementem scenografi
TLJ - manewr holdo
TROS - cancel manewe holdo from kanon
TLJ - nieważne kim był snoke i rodzice Rey
TRoS - oto kim był snoke i rodzice Rey
TLJ - Luke odwrócił się od mocy i bycia jedi i chce by wyginęli
TRoS - Luke jako duch pilnuje żeby rey nie odwróciła się od bycia jedi bo nie chce by wyginęli


I PS: taka ostatnia refleksja. Byliśmy przez 2 lata nazywani rasistami bo krytykowaliśmy TLJ - film w którym w głównych rolach byli kolorowi ludzie (ale przecież nie za to krytykowaliśmy ten syf - ale co tam jakby nie wyciągali za nas zarzutów wobec filmu które niby mamy a tak naprawdę nie mamy to NIC nie mieliby na obronę tego filmu).
Ale Fin miał papiery takie same albo lepsze niż Rey na bycie protagonistą. A zrobili z niego Jar Jara. Rose nawet jako główna bohaterka nic do filmu nie wniosła a potem została zmieniona oficjalnie w statystkę. Więc kto tu jest rasistą? To my zrobiliśmy film z kolorową obsadą w której jedyne 2 ważne postacie są białe a wszystkie w innych kolorach to statyści i scenografia?

I jeszcze - wszyscy stękali kim są rodzice Rey (i nawet ich nie winię - to te filmy notorycznie stawiały to pytanie i programowały je w widzach) a Fin został porwany jako niemowlę. Ale widać reżyserów nie obchodziło kim są rodzice czarnego. Ale to z nas robili rasistów^^

Pewnie, że nie był, ile już wodziłem filmowych par które wychodziły z tego samego miejsca a kończył na dwóch rożnych krańcach akceptowalności. Przez te 2 filmy nijak się nie kleiło, a jak przeczytałem teorie i fanfiki fanek to aż się za głowę łapałem jak to jest widziane... Jak punkt wyjścia dla romansu była nawet scena po torturach...
"rodzice Rey to też nikt " To akurat zalecenie imperatorki Kennedy :D która się chwaliła tym, jak Rey nie musi mieć nikogo silnego za sobą, bo po czuje moc. Rey i Kylo może i by się udało, ale na siłę chciano dać bohaterkę która nie może mieć wątku romantycznego... w ogóle nawet przyjaciół, same przytulanie się to przedstawianie relacji na siłę.

Mi się nie podobało już TFA, ile hejtu na mnie wylano bo wystawiłem ocenę nie 10/10 a 6/10 za kopiuj wklej.
Od początku przeczuwałem, że będzie tak samo jak w 4-6 choć sądziłem, że zamiast Palpatina będzie Darth Plagueis by pokazać genialność Rey i "ona>Luke". A Fin był tylko dodatkiem bez pomysłu, trzy postacie poboczne w jednej, choć i tak wole go od Rey której jedyną drogą bohatera było "jestem samotna i mi z tym źle" by przez całą trylogie wszystko robić samemu a na końcu zostać pustelnikiem XD Miałem swoją terie, że skoro Anakin był zrodzony z mocy i kobiety to Rey została zrodzona z samej mocy i tak sama od siebie na pustyni się pojawiła i przetrwała.

Dlatego sądziłem, że ta trylogia będzie zrobiona na podobieństwo wojny klonów Disney'a ale 40 lat po epizodzie 6 ale po SW7 wszystkie moje podejrzenia znikły. Choć jeszcze trzymała mnie nadzieja, że nie będzie wątku mistrz i uczeń a uczniów zostanie kilku...

Świetna opinia. Jednak nie podzielam jej w całości.

TLJ uważam za najlepszy a nie najgorszy obraz z całej trylogii. Motywacje i decyzje postaci są tam jasne i klarowne i mają rzeczywisty wpływ na przebieg akcji i wydarzenia. Luke nie tyle że przyleciał sobie zemrzeć na wyspie, ale odnalazł pierwszą świątynię jedi. Zrozumiał na czym polega moc. Że nie tylko machanie mieczem daje zwycięstwo (Luke w starej trylogii odniósł prawdziwe zwycięstwo jak odrzucił miecz, tak samo jak Obi-Wan) ale że trzeba wykorzystać moc odpowiednio i jej się poddać. Jest to spójne ze starą trylogią, a moment odejścia Luke'a nie jest "jednym z najbardziej żenujących momentów cyklu" a właśnie godnym wskrzeszeniem legendy.

Zresztą, spójrzmy trochę przez pryzmat mitologii tego świata, a nie nasz empiryczny ogląd - Luke jednocząc się z mocą, nie umiera. Wzrasta jeszcze bardziej w potęgę. Jeszcze bardziej może pomagać bohaterom (jak Obi-Wan już w pierwszej części cyklu).

TLJ rozwija za to bardzo postać Kylo Rena. W końcu mamy czarny charakter, który chce stworzyć coś swojego, iść własną drogą. Przestaje bawić się w przebieranki.

TLJ zawodzi natomiast w mało wyraźnym zostawieniu furtki do finału (chociaż mam całkiem niezły alternatywny epizod 9 w głowie) no i protagonistka Rey, której wszystko przychodzi z totalną łatwością (może tylko decyzja o nawróceniu Bena Solo jej nie wyszła).

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>> >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

"Rise of Skywalker" natomiast.... ehhhh... Ten film dobitnie pokazał, kto tutaj niszczy sagę. To nie Johnson, a Disney, Abrams i Kennedy. Abrams zrobił kopiuj-wklej z "Nowej Nadzieji" fatalnie otwierając trylogię i fatalnie ją skończył dając kompletnie strachliwy, niedopracowany, na szybko i pod presją sklecony film. I to widać.

Patrząc na te wszystkie trzy filmy, naprawdę nie rozumiem obwiniania Johnsona. Przecież to widać, kto fatalnie rozpoczą i kto fatalnie skończył, natomiast jeśli przyjrzeć się środkowi, widać tam usilne próby ratowania filmu, wprowadzenia czegoś świeżego, po mimo fatalnego odbicia z kalki ANH.

O samym ROS nie chce mi się pisać. Dodam tylko że już w TFA w napisach początkowych dostaliśmy:

"Luke Skywalker has vanished!"

Pierwsze słowa filmu z ust staruszka brzmiały:

"Nareszcie zrobimy to tak jak trzeba"

zaś tytuł "Force Awakens" odnosił się tak jak "Rise of Skywalker" do Rey.

W TLJ Luke sam mówi: "You don't need Luke Skywalker".

Czyżby to wszystko były słowa do świadomego widza? Że cała legenda, i Skywalkerowie z Lukiem na czele są teraz wywalani do śmietnika, a wprowadzona jest nowa feministyczna super heroina?

Niby w duchu Gwiezdnych Wojen jest to, że moc wykracza ponad życie i śmierć i jednoczy wszystko (co momentami dobrze starał się pokazać epizod IX), więc teoretycznie nie ma tutaj ograniczeń. Jednak w takim razie, czy wciskanie nazwiska nie jest pewnym nietaktem?

Czyż nie jest ogromnym nietaktem sugerowanie nam, że powinniśmy zapomnieć o Luke'u, że moc nie należy do jedi, by w finałowej scenie przypiąć nazwisko głównych bohaterów do nieudanej Mery Sue?

Moim zdaniem jest to nietakt i to obrzydliwy, paskudny, absurdalny, który zdradza obrzydliwą politykę Disneya (nie mam na myśli feminizmu, a coś dużo gorszego). Politykę zawłaszczenia sobie legendy, na której wychowały się miliony ludzi i pokazanie, że z ich umiłowanym dziełem można teraz żąglować jak się chce, nawet nie wysilając się ani trochę nad dobrym scenariuszem a ludzie i tak przyjdą, kupią bilety i zabawki na podstawie marki.

Disney za to powinien być obnażany. Nowa trylogia pewnie już teraz każdemu jawi się jako twór kompletnie bez pomysłu, a momentami nawet bez inteligencji, gdzie dobre pomysły są tylko płaszczem ukrywającym absurd i obrzydliwy zamach na serię.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones