Stek bzdury i nonsensow, jak to zwykle w takich produkcjach bywa. Sceny w których bohater przebija siłą i sprawnością (również intelektualną) Predatora i Terminatora razem wziętych krzyżują się ze scenami rodem z przedszkolnego placu zabaw. Dałbym 5/10 ale kiedyś podkochiwałem się w J.L. więc...
A jak dla mnie nieźle. Slashery nigdy nie były przesadnie realistyczne. Nadludzka siła Michaela przewijała się w serii od początku.
Nie nastawiałem się na wiele bo kino intelektualne to to nie jest. W dobie poronionych remake'ów w stylu nowych "pogromców duchów", czy nieudanych prób odcinania kuponów od sukcesu w stylu "Zakonnicy" ta kontynuacja nawet się broni. Plus subtelne nawiązania do estetyki pierwszych części poprzez muzykę (nie tylko temat przewodni), czy czcionkę napisów. Bawiłem się w kinie dobrze chociaż, fanatykiem serii nie jestem.
Zdecydowanie lepszy od "Halloween 3" :)
Możliwy spoiler:
Czy kiedykolwiek w historii tego typu filmów konwój więźniów dotarł do miejsca docelowego?
Co do muzyki masz absolutną rację - Carpenter jest klasą sam dla siebie. Transfer więźniów (czy pacjentów) też prawie zawsze kończy się tak samo. A to koledzy ich odbją, a to Predator ich napadnie albo choćby zwykłą gumę po drodze złapią. Jeśli zaś chodzi o nadludzką siłę Michaela to bądźmy konsekwentni - uwaga spoiler!
Jeśli łamał karki jak zapałki rosłym facetom, to jak J. L. mogła się wyrwać z jego uścisku albo wdać się w walkę wręcz niemal jak równa z równym. Poza tym to bezbłędne tropienie - wszyscy biegają jak opętani po okolicy (albo jeżdżą samochodami) a M. M. jest o krok za swoją ofiarą (cały czas z buta) i to za każdą, która mu przyjdzie na myśl. To trochę żałosne bo przypisuje mu się nadprzyrodzone moce, których przecież nie miał.