Nie mogę się zgodzić z osobami które besztają ten film i pozwolę sobie na własny komentarz tego jak ja odebrałem ten film, tak dla przeciwwagi :) Co mi się w tym filmie podobało, to rola Borysa Szyca, który zagrał człowieka z problemem alkoholowym, który zmaga się ze sobą w nierównej walce. Osią filmu jest podróż, którą główny bohater chce odbyć do Lourdes, by podziękować za cud zerwania z nałogiem. Wydaje się to prostym zadaniem, wystarczy przecież zebrać potrzebną na paliwo kwotę (przy pomocy żarliwych opowieści o walce z nałogiem) i w drogę. Ale jak się okazuje, nasz bohater musi przede wszystkim pokonać drogę w sobie, zmienić się, przejść niejako katharsis. Wścieka się, nie akceptuje zmian, nie wyobraża sobie innej możliwości podróży. A jednak gdyby nie dzieci które spotkał jestem niemal pewien, że nie zerwałby z nałogiem i nigdy do Francji nie pojechał. Udało mu się to, ale pojechał już jako zupełnie inny człowiek. Nie ma w życiu dróg na skróty. Klimat filmu trochę mi przypomina "Wszystko będzie dobrze", jeżeli spodobał Ci się tamten, to zapewne spodoba Ci się również ten.