Już nie pierwszy raz spotykam się ze stwierdzeniem, że gra Gaspard'a to minus filmu. W dodatku wypowiadają się w ten sposób głownie namiętni fani "Milczenia...", którzy porównują grę aktorską doskonałego aktora (Hopkins) z młodym wchodzącym tak naprawdę w światła sceny (na taką skalę) odtwórcą roli w "Hannibalu...".
Sam fakt takiego porównania jest już niesprawiedliwy, a prawda jest taka, że film niezupełnie okazał się klapą. Ba, powiem nawet- że się przyjął w ogólnym przekonaniu widzów. I tych co widzieli "Milczenie..." i tych co dopiero zaczynają przygodę z Hannibalem.
Film jest INNY, ale nie znaczy, że to jest jego główną wadą. Wierzę, że właśnie w takim spokojniejszy i bardziej "mroczny"- w sensie psychologicznym, miał być przedstawiony ten film (co oczywiście nie zmniejsza banalności powodów działań głównego bohatera, ale nie o tym chciałam pisać:))
Jeszcze raz proszę- nie porównujcie Hopkinsa z Ulliel'em, bo nie sądzę, że taka miała być idea filmu.
:) Pozdrawiam!
(nie krzyczcie tylko:P)