dla mnie wszystkie 3 części próbujące podążać za milczeniem owiec i stanąć z nim na jednej półce to zwyczajnie zagubione części jakiejś zupełnie innej historyjki. nieco nudnej, pospolitej i pozbawionej polotu. mogę je oglądać bez specjalnych emocji a już na pewno bez związku z lecterem. mój hannibal to człowiek pochodzący z dobrej, prawdopodobnie zamożnej rodziny, wychowany troskliwie, rozpieszczany i znakomicie wykształcony. w efekcie szatańsko inteligentny i przenikliwy, obyty i oczytany - prawdziwy gentleman starej daty. Człowiek wrażliwy na piękno i ludzką głupotę, znieczulony i pozbawiony skrupułów, świadom swojej wartości, bez wahania niszczy to, co staje mu na drodze, nie ogląda się za siebie, wie, że i tak nikt go nie dogoni.
dlatego od pierwszego obejrzenia milczenia owiec hannibal jest moim idolem i jedynym wytworem kina, który zrobił na mnie jakiekolwiek wrażenie, mimo, że filmów/powieści znam kilka lepszych, to jednak żadna z nich nie wykreowała tak charakterystycznej postaci, która sama w sobie stanowiłaby historię, spychającą główny wątek na marne pobocza.
jest to postać, która ma w oczach szlachetność, majestat i dostatek i wszelkie trudne dzieciństwa, wyboje losu i nieszczęścia są dla mnie tak niewiarygodne jak element układanki, który na siłę ktoś próbuje dopasować w zupełnie inne miejsce.
nie da się ukryć, że taka wersja jest zupełnie nie hollywoodzka i marny stanowi materiał na kinowy hit, to oczywiste! bo też historia lectera powinna zakończyć się w tym miejscu, w którym pozostawiło ją milczenie owiec. no i dla mnie tam właśnie została.