Nie mogłam znieść banału i płaskości tej historii, w połączeniu z motywem literatury. Dlatego wpadłam na taką myśl, że Harry nie istnieje. Dopiero wówczas wszystko nabrało sensu: to nieprawdopodobne spotkanie z kolegą z liceum to tylko kłębiące się myśli głównego bohatera. Nikt nie zabija rodziców - mają zwykły wypadek. A może wypadku też nie było? Może główny bohater zaczyna widzieć zalety swojego uporządkowanego życia, co owocuje udanym opowiadaniem "Jajka"?