Wielkie brawa dla każdego, kto dotrwa do końca :)
Jedni krytykują, inni chwalą, a ja, biedna sierotka, nie wiem, co myśleć. Czy to wina reżysera, fabuły, a może po prostu mojego zdebilenia?
Bardzo lubię książki o Harrym Potterze i, mówiąc szczerze, z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej ekranizacji. Od początku zdawałam sobie sprawę, że nie mogę spodziewać się wspaniałej gry aktorskiej na poziomie Deppa czy Ala Pacino, genialnej reżyserii w stylu najbardziej zasłużonych fachowców w historii kina czy oscarowej muzyki filmowej najlepiej w wykonaniu Kaczmarka. Idąc do kina postawiłm przede wszystkim na dobrą zabawę podsyconą dreszczykiem emocji. Chciałam zobaczyć magię.
Absolutnie nie żałuję czasu i pieniędzy przeznaczonych na kino. Zawsze zresztą wychodzę z założenia, że każdy film jest wart obejrzenia choćby po to, by widz mógł sobie wyrobić o nim własną opinię; niestety, w tym przypadku mam problem.
Sceptycy krytykują mówiąc, że za dużo scen pokazujących perypetie miłone bandy nastolatków, że bez sensu wycięli ważne momenty tylko po to, by zastąpić je innymi, że Daniel Radcliffe zepsuł postać Harry'ego Potter'a. Wszystko ok, ale...
Z drugiej strony oglądając film można się napradwę nieźle pośmiać, dodane momenty wcale nie psują ogólnego efektu, a skoro od początku wiemy, że Radcliffe to nie np. Al Pacino, to czego się czepiamy? (poza tym, Daniel wcale nie grał źle) Wszystko ok, ale...
Gdzie tu magia? To już nie to samo, co np. Więzień Azkabanu, wątek ukazania widzowi niezwykłości i niecodzienności został zastąpiony scenami miłosnych zmagań nastolatków, w wilu miejscach dość żałosnych (legendarne już sznurówki). Ludzie decydujący się na Pottera chcą na chwilę chociaż oderwać się od szarej rzeczywitości, pośmiać, owszem, chociaż nie na tym ma opierać się cały film, ale przede wszystkim pobudzić wyobraźnię, w dzisiejszych czasach u wielu uśpioną i na pozór bezużyteczną. Za to oprócz "komedi romantycznej" dostają mało przekoujące efekty specjalne (scena rozwalania mostu przez śmierciożerców). Mało tego inferiusy kojarzą się przede wszystkim z Gollumem z Władcy Pierścieni [w tym mnie] a nieliczne chwile grozy zamiast wystraszyć powodują śmiech (znane już HARRY NACHYLA SIĘ NAD JEZIOREM - SALA MILCZY, RĘKA WYSKAKUJE - SALA KRZYCZY, CHWILĘ PÓŹNIEJ - SALA SIĘ ŚMIEJE). Wszystko ok, ale...
Można tak w nieskończoność wyciągać argumenty za i przeciw, a fakt, że ja już postanowiam skończyć nie oznacza, że brak mi pomysłów, tylko czasu :).
Jeszcze nigdy nie miałam tak, że nie wiedziałam, co myśleć o filmie. Zawsze umiałam powiedzieć: słaby, świetny, całekim niezły, ale czegoś brakuje...
Powiedzcie proszę, czy macie tak samo? Jeżeli tak, to co za tym stoi? na chwilę obecną mogłabym opowiedać się zarówno po stronie sceptyków, jak i optymistów, a to chyba nie jest do końca normalny objaw...