...jest to najsłabszy filmowy Potter. Podobieństwo do książki praktycznie zerowe (latający dementorzy bez kapturów na głowach mnie rozbroili). Film mknie do przodu niczym Błędny Rycerz, omijając mnóstwo ważnych wątków, wstawiając dużo niedorzeczności o ograniczając większość dialogów do krótkich zdań, wypowiadanych niczym kałasznikow - tratatata. Cuaron niech lepiej trzyma się "Małej księżniczki", a fantastykę zostawi innym. Ile bym dał, żeby ten film nakręcił Columbus albo Newell...
Dodam jeszcze, że mam takie same odczucia na temat tego filmu jak PrettyWoman w swojej recenzji (pomijając dementorów) - Lupin faktycznie skojarzył mi się z jakimś hydraulikiem czy konduktorem, a wilkołak - Gollum wywołał czyste niedowierzanie - co oni zrobili?
To ma być prowokacja? "Dementorzy bez kapturów"? Pomyliłeś ekranizacje. W Więźniu Azkabanu dementorzy właśnie mieli kaptury (!), a nie mieli ich w marnej ekranizacji, jaką jest ZF. Porównaj je sobie: te Cuarona są czarne, upiorne, oślizgłe, mają kaptury, a u Yatesa - nie mają kapturów, są szarzy i wogóle nie są wierni książce.
Co do dialogów chyba też Ci się z ZF pomyliło - jakoś Cuaron znalazł czas, żeby Harry porozmawiał długo z Lupinem na moście. Znalazł czas, żeby zrobić wspaniałych dementorów. Znalazł czas, żeby idealnie odwzorować Hardodzioba.
WA to właśnie najlepsza ekranizacja, pełna magii (chodzący lizak, postacie z obrazów przemieszczające się z ram do ram na drugim planie, świetni dementorzy), wspaniałej muzyki (kolejne arcydzieło Williamsa, czyli najlepszego kompozytora wszech czasów), znakomitego aktorstwa (starszych oczywiście). Cuaron nie pominął żadnego wątku ważnego, skrócił jedynie trochę kłótnie Rona i Hermiony. Ale były.
Jeśli chcesz zobaczyć najgorszą ekranizację HP to oglądaj sobie Zakon Feniksa...
Czara Ognia nie jest zła, bo jest dobra, ale brakuje jej dużo tego "czegoś", co ma w sobie WA. Poza tym Newell pominął mnóstwo wątków (choćby Zgredka).
Nie, nie jest to prowokacja, tylko moje skromne zdanie. Więzień Azkabanu jako książka podobał mi się niesamowicie, a siedząc w kinie nie mogłem wyjść ze zdumienia, jak to wszystko zostało spaprane. Co do dementorów - fat, w Zakonie wyglądali wyjątkowo beznadziejnie, jednak ci u Cuarona także byli do niczego. Nie pamiętam, czy mieli kaptury, ja jednak nic takiego sobie nie przypominam. Wyglądali jakby mieli zarzucone na głowy jakieś chusty czy coś w tym stylu. No i skąd ten pomysł, żeby latali niczym ptaki i ścigali Harry'ego lecącego na miotle? Idiotyzm do potęgi. Według książki dementorzy wyglądali po prostu jak wysokie postaci w kapturach - w końcu Malfoy i spółka się za nich kiedyś przebrali, nie pamiętasz? Jedyne, co w dementorach Cuaronowi wyszło, to te oślizgłe łapska.
Idealnie odwzorował Harododzioba? Może i tak, szkoda tylko, że nie powstrzymał się od wstawienia jakże kiczowatej sceny lotu nad wodą - miałem na twarzy wyraz zażenowania, gdy widziałem to pierwszy raz...
Wiesz, o co mi chodziło, gdy mówiłem o dialogach w stylu "tratatata"? Np. o sceny we Wrzeszczącej Chacie. Syriusz, Lupin i Snape wiele ważnych cytatów z książki wygłosili tak szybko, że tylko czytelnicy książki mogli zrozumieć, o czym mówili - Severus kwestię o pocałunku dementora wydukał jak lektor z reklamy jakiegoś leku - "przed użyciem..."
No i właśnie ten nieszczęsny pocałunek - scena, gdy Harry próbuje chronić Syriusza przed dementorami jest po prostu żałosna. Widzę, że Cuaron wysysanie z człowieka duszy wyobraził sobie jako jakieś białe światełko wylatujące z ust... Bez komentarza.
Parszywek zmienia się w człowieka i ten jest ubrany, ale gdy Glizdogon wraca w postać szczura ubranie zostaje. Szczęka mi w kinie opadła na widok tej głupoty.
Oj, mógłbym jeszcze wiele napisać na temat idiotycznych scen w tym filmie... Jak np. Harry Potter, okrutny złodziej lizaków. Litości...
To nie były chusty, to właśnie były kaptury. A dlaczego były takie "obwisłe"? Myślę, że Cuaron nie chciał, żeby przypominały Nazgule.
Z książki wszystko pamiętam, bo naprawdę wiele razy ją czytałem.
Co było kiczowatego w scenie nad wodą? Kiczowaty to był Zakon Feniksa, jakże zniszczony przez Yatesa :(
Co do scen we Wrzeszczącej Chacie - naprawdę mnie tym Snapem zdziwiłeś. Alan Rickman gra go mistrzowsko i to jedna z niewielu postaci, do których odwzorowania pretensji nie mam. A dlaczego powiedział to jak "przed użyciem..."? Bo kpił sobie z Syriusza. Wszystkie dialogi z Wrzeszczącej Chaty są świetne, bo mamy tam aż trzech świetnych aktorów, w tym dwóch znanych i cenionych (Gary Oldman to chyba najlepszy wybór do roli Syriusza, jaki mógł zrobić Cuaron).
Na Twojej ocenie filmu zaważyło to, że Cuaron inaczej niż Ty postrzega wyssanie duszy? Mi się to podobało.
Co do Parszywka - ja nie zwracam na takie pierdoły uwagi w filmach. Wiem, że WA prozduje w "największej ilości pomyłek" czy jakoś tak, ale te pomyłki to głównie wystający mikroport. A ja takich rzeczy nie zauważam, bo po prostu nie chcę zauważyć.
Policz sobie sceny, które Ci nie pasowały w WA (chociaż mi pasuje każda, zwłaszcza, że są dopełnione tak wspaniałą muzyką) i policz sobie te, które w ZF (w sumie mi cały film z malutkimi wyjątkami). I potem pisz, która ekranizacja jest najgorsza. A Cuaron to wielki reżyser, który nie przesadza w efektach specjalnych - robi ich mało, ale jak już są, to są cudne (jego dementorzy, Hardodziob, chodzący lizak, sceny z Bijącą Wierzbą i wiele, wiele innych).
A o jakości filmu świadczy kapitalna piosenka śpiewana na rozpoczęciu roku w Hogwarcie, czyli "Double Trouble" autorstwa Williamsa. Po prostu jest magiczna, a chyba o magię, a nie idealne odwzorowanie wątków, w ekranizacjach HP chodzi...
Nie chciał, żeby przypominały Nazgule? I to był błąd, bo właśnie powinny je przypominać...
Co było kiczowatego w scenie nad wodą? Moim zdaniem cała scena. W książce Harry sobie chwilę polatał na Hardodziobie, a w filmie oczywiście musiała być jakże hollywoodzko wzruszająca scena z lotem tuż nad powierzchnią wody i Harrym krzyczącym ze szczęścia...
Ja bardzo lubię Alana Rickmana i nie mam zarzutów do jego roli Snape'a, ale scena we Wrzeszczącej Chacie to dla mnie porażka. "Kpił sobie z Syriusza"... taaa, i to go usprawiedliwia, że mówił tak szybko i niewyraźnie, że widz, który nie czytał książki, nic by o pocałunku dementora nie zrozumiał. I mówię tu zarówno o oryginale, jak i o polskim dubbingu. Jedyne wyjście to oglądać film z napisami...
W sprawie Glizdogona i jego przemiany... Zacytuję Julesa z Pulp Fiction - "Jak chcesz udawać ślepego to kup sobie psa!" Jeśli chcesz, przymykaj oko na takie rzeczy, mi jednak ten szczegół z ubraniem tak się rzucił w oczy, że aż zabolało...
Dobra, kończę tą dyskusję, bo nie ma ona sensu, wszak o gustach się nie dyskutuje. Bo np. według ciebie najgorszym filmowym Potterem jest Zakon Feniksa, według mnie Więzień Azkabanu, a według mojego znajomego Komnata Tajemnic. Gusta i już.