Jak na Ridley’a Scotta przystało film zrobiony z dużym rozmachem. Bardzo dobrze nakręcony, widowiskowy, ze świetną ścieżką dźwiękową. Oparty na faktach, co zawęża nieco pole manewru w kwestii fabuły. Brakowało mi obszerniejszego wstępu do bitwy. Był on zbyt krótki i lakoniczny, bym mógł poznać i lepiej identyfikować tych chłopaków, którzy zginęli. Niestety ciężko mi było odróżnić ich od siebie. Widzowie, którzy oczekują efektownej strzelaniny na pewno się nie zawiodą. Może przynajmniej niektórzy docenią, że żyjemy w tak spokojnym i dostatnim kraju jak Polska. Mamy co jeść, w co się ubrać, mamy dach nad głową i Internet, w którym swobodnie możemy wyrażać swoje zdanie. Młodzi Somalijczycy nie mają wyboru. Bycie Warlordem to dla nich jedyna szansa na uzyskanie wyższego statusu w społeczeństwie. Szansa na przetrwanie. Swoją drogą jest jakiś paradoks w tej i innych militarnych interwencjach. To właśnie Stany Zjednoczone, obok innych mocarstw, są głównym dostarczycielem broni do krajów trzeciego świata. Po to, by później młodzi chłopcy po jednej i po drugiej stronie musieli ginąć... 8/10