Dla mnie początek powrotu konwoju pod dowództwem Mcknighta z więźniami do bazy. Taka niby misja stabilizacyjna, ciepłe kluchy, a tu nagle dostają się pod niezły ostrzał, ch.olera, coś tu nie gra, to już wojna czy jeszcze nie? Wspaniały dreszczykowy podkład muzyczny, ulica wąska, na dachach dziesiątki bojowników, klaustrofobia, nerwy napięte do maksimum, no i bach, pierwszy trup osuwa się z gniazda strzeleckiego do kabiny. A oni nie wierzą, jakto, ktoś z nas oberwał? Dopiero weteran Hoot ich uświadamia: "He's dead." F.uck, to jednak wojna! Kapitalne.
To również moja ulubiona scena w filmie... A moje kolejne dwie to jak jedyny ocalały pierwszego rozbitego helikoptera sam go broni... Niby takie pro america ale coś w tym jest. No i obrona drugiego helikoptra... nieudana... świetna, te napięcie, uczucie że zaraz i tak zginą...
Ej, dzisiaj to będę oglądać, a ty mi zdradziłeś że obrona drugiego helikoptera będzie nieudana ;( No nic, jakoś to przeboleję :D
http://www.youtube.com/watch?v=HCSOMntfjYo
Zbiór najlepszych scen końcowych. W pamięci utknęła mi szczególnie rozmowa Hoota z Eversmannem, to jak ten major-generał wycierał krew z podłogi i ostatnia monolog Eversmanna.
Za to kocham ten film.