fantastyczne zdjęcia, niesamowity realizm, wciagajaca rzeczywistosc. Brawo. Tylko najgorsze jest to, ze Amerykanie nie maja wstydu. Robiąc z siebie "bohaterów" nawet tam gdzie mozna by ich nazwać, banda nieudaczników odpowiedzialnych za smierc tysięcy ludzi w ich własnych domach. Momentami widać ze Ridley Scott wysilal się na obiektywny punkt widzenia (rozmowa Somalijczyka z pojmanym pilotem, zabicie ojca przez malego chłopca i moze jeszcze ze dwie sceny). Wydawać by się moglo, ze zrobienie takiego filmu to okazja do poruszenia bardzo trudnych tematów, wojen domowych, głodu, okrucieństwa i nagminnej śmierci, granic relatywizmu i granic uniwersalizmu, panoszenia się i poczucia wyzszosci Amerykanów nad całym światem. Wydawać by się moglo, ze artysta podejmując ten bardzo trudny temat, zrobi to rzetelnie. Nic takiego jednak tam nie bylo. Tylko : Yes Sir! Let's go! Fight and kill for freedom and peace! Ten fragment historii, nie nadaje sie na tlo do wyglaszania Amerykanskiej spiewki o "amerykanskich bohaterach".
Ja jednak nie ignoruję faktu,że film opowiada o NIEUDANEJ akcji amerykańskich oddziałów specjalnych i że relatywnie mało jest w nim patosu.Ten film powstał po to by opisać zdarzenia z 3-4 X 93 a nie by poruszać inne trudne tematy(nie po to zatrudnia się tak sprawnego operatora jakim jest p.Idziak).Okropieństwa wojny pokazał bardzo sugestywnie.Wcześniej wyczytałem porównania z ,,Czasem Apokalipsy",myślę
że to błąd,bo opisują zupełnie inne rzeczy.,,Helikopter w ogniu" jeśli już porównywać to raczej z ,,O jeden most za daleko".Scott zrobił(przy wydatnej pomocy polskiego operatora) bardzo dobry film i tak go oceniam
8/10.Ukłony,esforty
Różnie można postrzegać amerykańskie interwencje na świecie.
W Somali była specyficzna sytuacja, zresztą teraz jest nie lepsza.
Można polemizować czy lepiej pozwolić im się pozabijać wzajemnie czy spróbować załagodzić konflikt..