Luke Goss ma tutaj mnóstwo scen akcji i jak się okazuje wiele z nich wykonał sam. Już w "Bladzie" miał rolę wymagającą sporo sprawności. A do "Hellboya" zaliczył kung-fu i paromiesięczny kurs szermierki. Także szacun. Pozatym sam był dobry. Główna oś fabuły nie porażała odkrywczością, ale dzięki dobrym wykonawcom oglądało się to sprawnie. No i scenografia. Bethmoora, targ trollów czy historia Złotej armii wykonane są fantastycznie. Tak samo jak czołówka. Największym bólem są wstawki melodramatyczne tudzież zwykle smęty, nie dość że niepotrzebne to jeszcze rozwleczone.
ksiąze Nuada wypadł fantastycznie takze szacun a wstawki melodramatycznie były zarezerwowane dla mnie :)
Serio? I to machanie scyzoryko-włócznią, jak ją zwykłam nazywać, to też jego wykon? Myślałam, że Damien Walters był jego ... kaskaderem - czy jak to zwać - specem od efektownych scen w tym filmie .
Szermierka to na pewno jego wykon, to nie jest aż tak trudne jak się wydaje. Bardziej niepewne są niektóre akrobacje, zwłaszcza w końcowej walce.
No proszę :D To tym bardziej jestem pod wrażeniem .... Szukałam wcześniej informacji apropo właśnie tych efektownych scen walki i jedyne co znalazłam to skromne info o Waltersie ale nie było jakiegoś szczególnego rozróżnienia które sceny są Gossa a które Waltersa.
I w sumie tu możesz mieć rację - te akrobacje w finałowej scenie mogą być Waltersa bo jest on w końcu specem od parkour'u - co to dla niego zrobić kilka salt w powietrzu ;)