Idąc do kina nie oczekiwałam rewelacji, nie wspominając już o arcydziele. Fantasy nie jest moim ulubionym gatunkiem, ale po Labiryncie Fauna miałam nadzieję, że obejrzę ciekawy i piękny wizualnie film. Pomimo tego, że nie spodziewałam się mądrości płynącej z nowego dzieła Del Toro czy przesłania, nad którym warto byłoby się zastanowić – i tak czuję niedosyt.
Del Toro znany ze swojego upodobania do odmieńców, potrafi stworzyć naprawdę zdumiewające potworki. Szaleństwo świata przedstawionego w filmie jest tak zróżnicowane i barwne, że nie boję się o jakikolwiek brak pomysłów ze strony tak genialnego reżysera. W przypadku „Hellboya 2” niestety trochę przesadził z tym wariactwem… Na podstawie filmu, można stwierdzić, że Del Toro skoncentrował się przede wszystkim na stornie wizualnej niż fabule, która niestety jest nie do końca przemyślana. Trudno uwierzyć w to, że stworzył dość banalną historię (co prawda, na podstawie komiksu). Zawsze był uważany za osobowość, która wspaniale potrafi przedstawić nie tylko wizualność filmu, ale i jej historię. W „Hellboya 2” to drugie nieźle podupada. Po pewnym czasie ilość efektów i odmieńców powoduje ból głowy, a nieklecące się dialogi zaczynają drażnić.
Dałam 6, ponieważ trudno jest mi się wypowiadać na temat filmów fantasy. Dla mnie była to przyzwoita bajeczka, zawierająca barwność i niebanalność przedstawionego świata z wspaniale dobraną obsadą. Mam nadzieję, że kolejne filmy Del Toro będą bardziej przemyślane, a Jego wyobraźnia nie wyrwie mu się spod kontroli.