Film brzmi jak manifest fanatycznego ateisty, który chętnie użyłby ateistycznej "inkwizycji" przeciw zakłamanym, fałszywym religionistom i ich hipokryzji. Szkoda, że to ktoś pier....y, a jego filozofie nie trzymają się kupy. Poza tym postać całkowicie nierealna, niewiarygodna, wręcz infantylna - jak i cała fabuła filmu. Fatalna gra Granta, całkiem sztuczna.