a niektóre sceny były niczym poezja. opowiadał o miłości i honorze. duży plus za to, że nie był podobny do komercyjnych produkcji amerykańskich. choć, co przyznaję, do szału doprowadzało mnie to, jak wojownicy unosili się nad ziemią i skakali na dach wysokości kilku metrów. ale co trzeba przyznać, film miał ładnie zrobione i dopracowane sceny, harmonizował z muzyką i mówił o cennych wartościach. nie ma wielu takich filmów. a szkoda, bo nawet gdy nie są szczególnie interesujące, to na pewno coś wnoszą.
po obejrzeniu japonskiego kurosawy ten film nie jest w stanie przeslac mi nic oprocz kiczowato nakreconych scen walk. duzo lepszy jest film : dom latajacych sztyletow
Hie hie, no jak dla Ciebie DOM nie jest kiczowaty, to już nie wiem, co powiedzieć. Przecież to ewidentny obsuw w niebezpieczne rejony prześlicznionej tandety.
Stylistyka kadrów w HERO charakteryzuje się elegancją i umarem, czego zabrakło w DOMU. Tam to dopiero odchodzi kiczyk! ;)