Z opisu wynika, że fabuła podbija pod sprawę "Romana", mordercy gejów z Łodzi z przełomu lat 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku. Czy w filmie zamordowani są przedstawiani jako ofiary jednego sprawcy czy może twórcy pokusili się o pewne wątpliwości, że jedna osoba nie zabiła tych wszystkich ludzi?
Powiedziałbym, że pokusili się o wątpliwości. Sprawa samego w sobie seryjnego mordercy gejów, wbrew temu, co napisane w opisie, nie jest tu najważniejsza.
Film nie jest beznadziejny. Pod względem zdjęć i aktorstwa jest naprawdę dobry. Co do samej historii - wiele osób się zawiodło, ale wielu też (w tym mnie) się bardzo podobało. Wiele zależy od nastawienia - film jest reklamowany jako kryminał noir, a tak naprawdę jest dramatem psychologicznym. Co do pytania - odpowiedź na nie byłaby najgorszym spoilerem i zdradziłaby (dla mnie zaskakujące) rozwiązanie. Mogę powiedzieć, że ta sprawa seryjnego mordercy zostaje rozwiązana w bardzo nieoczywisty sposób i pięknie łączy się to z wątkiem głównego bohatera. Najlepiej zobaczyć i się samemu przekonać.
Na spotkaniu z twórcami po projekcji filmu, scenarzysta mówił, że inspirował się sprawą z Łodzi, ale koniec końców morderstwa gejów w filmie są już fikcyjne i bardziej służyły jako pretekst dla reszty historii.
To jak już jesteśmy przy spojlerach. To jest film o latach 80-tych. Czy pada tam słowo gej? Bo jeszcze w "Seksmisji" był tekst: "Nie róbcie z nas pederastów" ;-)