Dla mnie film był straszny. Trwał ok. 2 godziny a ja czułam się jakbym siedziała 4 godziny. Wiele niepotrzebnych, rozwleczonych aż do przesady scen, które możnaby albo skrócić albo wyrzucić, bo nic nie wnoszą do fabuły. Postacie strasznie dziecinne, nie mogłam znaleźć ani jednej, którą bym polubiła lub chociaż tolerowała. Zdradzający mąż, żona, które wiecznie żyła pod jego dydktando, ośmioletni syn, który ma wieczne problemy z czytaniem(nie wiem nawet po co były te wstawki, chyba tylko aby irytować widza, że ośmioletnie dziecko nie umie przeczytać jednego wyrazu bez pomocy ojca). Główny bohater wiecznie utrzymywał, że żona nie zrobiłaby mu tego czy tamtego, a mimo to okazała się niesłowną s**ą. Jedyne co mnie nie zawiodło to zakończenie, przynajmniej film nie okazał się typową operą mydlaną. O wiele przyjemniej oglądało mi się 3,5godzinnego Irlandczyka, który był ciekawy, pokazywał coś sensownego i w przeciągu seansu ani razu nie sprawdziłam ile do końca.