"Historia małżeńska" to kameralny film, który szczerze mówiąc trochę mnie wynudził, ale jednego odmówić mu nie mogę. Pomysł na rozplanowanie jak go nagrać jest wyśmienity. Za równo operator jak i montażysta musieli wszystko z góry ustalić i dogadać z reżyserem. Wszystkie sceny, w których Nicole i Charlie są razem nie rozpoczynają się od ujęcia ustanawiającego pokazującego gdzie się bohaterowie znajdują. Od razu widzimy zbliżenie na którym jest jedna z postaci na niewypełnionym tle. Na następnym jest kolejny z bohaterów pokazany w identyczny sposób. Rezygnuje się tu ramienia za którego patrzyłaby kamera na bohaterów. Są oni sami w kadrze co potęguje ich osamotnienie. Pokazuje, że w zaistniałej niewątpliwie trudniej sytuacji są wyłącznie sami. Po wszystkich przebitkach ona w zbliżeniu on w zbliżeniu dostajemy w końcu ujęcie ustanawiające w dalekim planie ogólnym. Ale ponownie króluje osamotnienie. Bohaterowie zajmują niewielką część kadru, zazwyczaj rozmieszczeni są po kątach, a między nimi jest ogromna pusta przestrzeń. Zupełnie inaczej są za to filmowani prawnicy. Królują oni w kadrze. Wydają się ogromni. Kamera często patrzy na nich z dołu. Przykładowo podczas pierwszej wizyty Nicole u prawniczki siedzi ona skulona na kanapie, podczas gdy pani adwokat pewnie kroczy po pokoju w długich szpilach. Bardzo ciekawie filmowanie jest pierwsze spotkanie w sądzie. Zawsze na pierwszym planie są prawnicy, a w tle rozmyci protagoniści. Do tego prawnicy są ogromni, zajmują połowę kadru, a bohaterowie połowę tego co oni dzięki czemu widać kto rządzi w tej scenie. Kto by pomyślał, że takie fajerwerki będą w przegadanym po pomieszczeniach filmie.