PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=561204}

Hiszpański cyrk

Balada triste de trompeta
2010
6,4 3,6 tys. ocen
6,4 10 1 3627
6,0 10 krytyków
Hiszpański cyrk
powrót do forum filmu Hiszpański cyrk

De Iglesia nie wejdzie z pewnością do panteonu moich ulubionych reżyserów. Będzie niestety jednym z tych, którego filmy starał się będę omijać.
Niestety bo miałem spore oczekiwania co do jego najnowszego "produktu"...
Pewien brak zaufania do reżysera wzbudził już we mnie jego wcześniejszy obraz "Zbrodnia ferpekcyjna", który stanowczo mnie rozdrażnił tymi samymi elementami, które popsuły mi później seans "Hiszpańskiego cyrku".
Cyrk w "Hiszpańskim..." jest stanowczo... w montażu, a nawet nie cyrk ile Roller Coaster. Jazda bez trzymanki. Obrazy skaczą jeden za drugim w tempie iście wariackim, aż robi się niedobrze. Do tego nieustanna paplanina, która nie wnosi do akcji niczego a u mnie tylko zwiększyła zawroty głowy. Na deser muzyka, galopująca tak szaleńczo, że w momencie gdy wydaje się, że bardziej będnić i trąbić i zgrzypieć już się nie da, to właśnie wtedy zgrzypi jeszcze szybciej. Postacie biegają, krzyczą, biegają, gadają, biegają, strzelają, gadają; Muzyka robi, bum-bum-bum a oni nadal gadają...
Najgorsi są jednak drugoplanowi bohaterowie cyrkowi - zestaw na siłę rozbawiających kretynów który budzi raczej żal (że ktoś im kazał się tak beznadziejnie wydurnić) a potem rozdrtażnienie (bo oni oczewiście też gadają i gadają o za przeproszeniem dupie marynie).

Plusy - bo takowe ten film też ma i dlatego nie oceniłem go jako całkowitej porażki. Plusy to zdjęcia i chromatyka obrazu (ale nie wszędzie, bo czasem kiczowate) mroczne i przywodzące na myśl upiorną groteskę. Ten sam plus za charakteryzację i kostiumy. Również plusik za ostatnie 30 sekund filmu i za tę chwilkę na refleksję i oddech po całym tym zgiełku. A zapomniałbym dodać, tytułowa piosenka wpada w ucho:)

Wnioski - ok, rozumiem jeden clown to faszyści drugi komuniści, a Hiszpania to rozdarta akrobatka. Piękna i dwie bestie... Wszystko cacy tylko problem tkwi w tym, że jest to a) banalne; b) juz N-ty raz wymemłane w kinie hiszpańskim a tutaj podane w nieciekawym, odgrzewanym sosie...
Elementy niby komediowe stanowczo tu zaszkodziły. Reżyser powinien trzymać się raczej nastrojowej - gęstej konwencji zamiast nadymać wydmuszkę fajerwerków po której pozostaje niesmak i rozczarowanie.

Brakło mi w tej bieganinie czegoś spokojniejszego mroczniejszego, elementów jakiejś groteskowej psychodramy. Niepokoju! Właśnie czegoś co by budziło niepokój. Tego, że za fasadą cyrku i zabawy leży oślizgłe zepsute ale t a j e m n i c z e zło. Nie podane na tacy z dymiącym jeszcze karabinem maszynowym (wziętym, nie wiem, z jakiejś totalnej zgrywy), z durnymi tekstami a' la: "ona cie kocha, biegnij!" "nie kocham cię!" i nadekspresyjnym aktorstwem. To miała być ta druga część "Maczety" Rodrigueza czy co? A jeśli nawet tak to po co wysilać się na symbolikę i podteksty, można było od początku do końca zrobić totalny rozpierdziel i pod takim hasłem wprowadzać to do kin, a nie nazywać tego szumnie kolejnym hiszpańskim horrorem. Mógłbym sie wtedy zastanowic czy na pewno mam ochote to oglądać, bo jedna "Maczeta" na jakiś czas ujdzie ale od większej ilości może szlag trafić.

Nie polecam

ocenił(a) film na 2
Targrash

Sam bym tego lepiej nie napisał. Wśród tych wszystkich makabrycznych scen brakuje w filmie wewnętrznego niepokoju, za to w nadmiarze pojawia się nuda. Schematem fabularnym można by na siłę opisać losy nieszczęsnej Hiszpanii, ale bardziej przypomina on podróbkę amerykańskiej superprodukcji z obowiązkowym pościgiem i starciem antagonistów w finale.

Żeby kicz stał się wartością artystyczną (jak zapewne zamierzał reżyser), potrzeba trochę więcej głębi. Jedyne co łączy ten film z Tarantino to makabreska, ale w przeciwieństwie do do Tarantino zaserwowana została tu zupełnie bez finezji. Jeśli to miała być komedia, to coś jest nie tak, ani razu się nie roześmiałem.

ocenił(a) film na 8
Targrash

Zawsze mnie to fascynowało jak ten sam film może wzbudzić tak różne odczucia. Praktycznie wszystkie minusy, które przytaczasz traktuję na plus:)

Co do banalności o której wspominasz we wnioskach, to gdyby się czepiać, większość filmów się o nią ociera i tylko od nas zależy jak bardzo, to co zobaczymy uznamy za rzecz zbyt wyświechtaną. Podobnie ma się sprawa „odgrzewanego sosu”, w którego miejscu ja przykładowo dostrzegam oryginalne i twórcze podejście do tematu, a już z pewnością kunszt i wyobraźnię niezłego twórcy kina.

Elementy komediowe natomiast w moim odczuciu, służyły nie tyle do rozbawienia (rozśmieszenia) widza, co podkreślały (tak jak bohaterowie) groteskowość całego obrazu.

Przyznać natomiast muszę, iż wcześniej również nie za bardzo zachwycałem się reżyserem (jego Dzień bestii kompletnie nie przypadł mi do gustu) ale po Hiszpańskim cyrku mam ochotę zapoznać się, co najmniej z częścią obrazów, które swoją osobą firmuje.