" Martin Freeman w roli Bilbo drastycznie znokautował Elijah Wood’a (hobbit przeżywający rozterki egzystencjalne? To ma
prawo irytować!). Jednak to pojedynek między filmami, a nie postaciami więc zacznijmy od początku…
Legendarna już „Drużyna Pierścienia” otwarła szeroko wrota wyobraźni, ożywiła gatunek fantasy i postawiła wysoką
poprzeczkę dla każdej kolejnej produkcji o Śródziemiu. Dekadę później na ekranach kin ponownie odmalowano mityczną
krainę. Początek trylogii jawił się niczym sielankowa baśń o smoku dlatego niektórzy stwierdzili, że „Hobbit – Niezwykła
Podróż” to ,,dopełnienie” „Władcy Pierścieni”. Niesłusznie gdyż na trasie „Podróży” dzieje się sporo… kolacja z trollami,
odpoczynek w jaskini okazującej się być siedzibą goblinów, walka z hordą Wargów.
Akcja w pierwszej części „Władcy Pierścieni” była jednak gęstsza i mroczniejsza. Walka z najokrutniejszymi sługami Saurona
– Czarnymi Jeźdźcami, którzy wbijają w Frodo zatruty sztylet, podróż przez kopalnie Morii i emocjonująca scena z
Balrogiem…. Można by tak wymieniać i wymieniać, bo zwrotów akcji w Drużynie Pierścienia było sporo.
W pierwszej części trylogii „Hobbita” twórcy czerpali pełnymi garściami z książki i notatek Tolkiena, ale umówmy się… walka
o pierścień a baśń o smoku to historie innego kalibru. A może to uprzedzenia i nostalgia za tym co stare i znane?"
Według mnie autor tego tekstu pisał mądrze. Ale to tylko moje skromne zdanie
Nie da się ukryć, że Frodo był najbardziej irytującą postacią LOTR, ale mili państwo, jak w ogóle można porównywać obie trylogie? Przecież to oczywiste, że nic LOTR nie przebije i to pewnie przez wiele wiele lat. W gatunku fantasy nie ma lepszych filmów. Hobbit jest w porządku, poprawnie nakręcony film, miło powrócić do tamtego świata po 10 latach, ale nic poza tym.
"hobbit przeżywający rozterki egzystencjalne?" - Pierścień wykańczający Froda nie tylko fizycznie ale też psychicznie, ale co tam, to tylko jakieś "rozterki egzystencjalne"? yhym... :o
też tego zdania za bardzo nie rozumiem... prędzej można by o to podejrzewać Elronda w kontekście wyboru Arweny, ale co ja się tam znam...
Wydaje mi się, że chodziło o zachowanie Froda w filmie, i poniekąd porównywania (nie w tekście) go do "cioty". Co jest idiotyczne.
Określenie "ciota" w przypadku filmowego Froda jest bardzo trafne, choć nie jest to wina Wooda, który jest całkiem niezłym aktorem. Jego rolę położył scenariusz, pełen ckliwych, wręcz gejowskich dialogów z Samem. W książce relacje Frodo/Sam to była szczera kumpelska przyjaźń. W filmie przegięli z przesłodzonymi tekstami. Widać, że nad tą częścią scenariusza pracowała Pani Boyens.
Mnie Wood ani Freeman szczególnie nie porwali.
Wood choć dobry z niego aktor w LotRze napisano mu strasznie ciapowatą i lalusiowatą rolę, która nie wykazała się niczym innym jak mdleniem.
Natomiast Freemana zaszufladkowałem już w roli Watsona i Lestera z Fargo. Wszędzie gra tak samo.