Książkę czytałem za dzieciaka i przed obejrzeniem filmu przeczytałem jeszcze raz.
Świetna, wciągająca, napisana w sposób, który uwielbiam - czyli nie pozwala na przerwanie,
bo "muszę wiedzieć co jest dalej".
Film natomiast to blisko 3 godzinny maraton, z którego nic nie wynika :(
Srogo się zawiodłem, ponieważ po 90 minutach miałem ochotę zakończyć seans.
Fabuła ciągnęła się przeraźliwie, ale nawet fabułą tego się nie da nazwać, bo jest to zapętlona
sekwencja:
idziemy-pułapka-"bitwa"-cudowne ocalenie-idziemy...
Dla mnie film musi mieć treść, a jak jej nie ma, to nawet tak wybitna forma (brakłoby mi
miejsca jeśli chciałbym chwalić scenografię, kostiumy, charakteryzację, efekty, zdjęcia,
muzykę, świetnie skomponowane i ujęte kolory) przerasta treść.
Zatem za to, że akcja nie posuwa się naprzód, ale przynajmniej nie robi tego z wdziękiem 6/10,
czyli "Niezły". Bo rzeczywiście film nie jest zły, jest najzwyczajniej nużący.
Czyli miałes chęć zakończenia w momencie w którym zaczęło się dziac naprawde dużo. Ale z ciebie widz. Nawet 2,5 godz nie potrafi wytrzymac.
PS. Słaba prowokacja.
Słaby z Ciebie troll. Miał ochotę wyłączyć bo film jest nudny rozumiesz??NUDNY!!!!! Jedyną osobą, która Cię tu prowokuje jesteś ty sam popaprańću!
masz racje, ten koleś jest trolem, a straightlines jest jego dziewczyną, dlatego tak go broni
niektórzy ludzie strasznie łatwo łapią sie na prowokacje, takim jak straightlines można wcisnąć każdą ciemnote prawdopodobnie dlatego, że w ich kodzie genetycznym występują dodatkowe chromosomy
Widzę, że jesteście parą. Widocznie warci siebie jesteście. Dwóch pajaców przygrywających sobie znane melodie.
słuchaj; i tak wszyscy mają kompletnie wyjechane na to co piszesz, więc nie rozumiem po co w ogóle sie produkujesz
To nie jest PAJACU żadna prowokacja!!!!! Wiemy dokładnie, że nie szanujesz innych ludzi, więc skończ się ośmieszać. Nie podoba się komuś i tyle popaprańcu!
"nawet fabułą tego się nie da nazwać, bo jest to zapętlona
sekwencja: idziemy-pułapka-"bitwa"-cudowne ocalenie-idziemy..." Skoro książka Ci się podobała, to nie wiem czemu akurat w filmie to Ci przeszkadza..
Oj, bo w książce działo się to jakoś sprawniej i mniej schematycznie. Tam, z tego co pamiętam, atmosfera zagrożenia była zbudowana sposobem narracji.
W filmie kolejne sceny walk nużą i gdybym miał pilota, pewnie bym je przewijał; chyba mimo wszystko trochę spowszedniały mi te efekty, bo co rusz mam okazję podziwiać bitwy: Aleksander, Troja, Władca Pierścieni, Ostatni Samuraj, zatem zdążyłem napaść oko.
Dla mnie imponujące efekty, to za mało...
Także, myślę że to jest przyczyna znużenia. Za dużo było bitwy, a za mało akcja posunęła się naprzód.
Przykładem sprawnej ekranizacji, który miałem okazję sobie ostatnio odświeżyć, jest "Imię róży".
Książka dłuższa od "Hobbita", a film, dzięki świetnemu scenariuszowi i sprawnej realizacji zmieścił się w dwóch godzinach (nie wspominając o trylogii, bo trylogia Hobbita będzie pewnie miała ponad 8 godzin).
kamilxxx09
Nie wiem, co takiego według Ciebie działo się w tym filmie po około godzinie i 20 minutach, żeby określać to mianem "dużo".
W przeciwieństwie do Ciebie mam odmienne zdanie. To początek był ciekawszy. Mieliśmy wprowadzenie do całej historii: kto, skąd, dlaczego i po co, no i zalążek głównego wątku całej historii.
Nie rozumiem też dlaczego próbujesz mnie, nie wiem obrazić, ośmieszyć pisząc: "ale z ciebie widz..."?
Przecież obejrzałem cały film (czyli wytrzymałem) i chciałem tylko w możliwie obiektywny sposób wyrazić swoje zdanie.
A dlaczego niezbyt pochlebna opinia miałaby być prowokacją? Niby w kogo skierowaną?
Użytkownik Kamillxxx09 to idiota nie respektujący zdania innych osób. Nie przejmuj się nim, to największy troll i prowokator tego forum, który pyskuje każdemu który nie uznał Hobbita za arcydzieło
Według mnie najbardziej zwalili akcje w podziemiach goblinów. Tutaj w książce było bardziej klimatycznie. A w filmie? Niby śmieszna scena śmierci krola goblinow i jego niby śmieszne i niepotrzebne zwalenie się na kompanie... Liczyłem że będzie tutaj nieco mroczniej. Nie licząc scen z udziałem Golluma.
Wydaje mi się, że książkowa fabuła i akcja są jeszcze bardziej prostolinijne i liniowe niż w filmie - wędrówka i questy, ciężko zrobić z tego coś innego, coś, czym nie jest
nie wiem też, gdzie Ty w " Hobbicie " widziałeś bitwy?
owszem, mamy krótką retrospekcję u wrót Morii i potyczkę z Goblinami ale ciężko ją nazwać " bitwą " - bitwę dostaniemy dopiero w trzecim filmie a póki co mamy do czynienia z potyczkami.
Osobiście podobają mi się sceny w mieście Goblinów, nie podoba mi się tylko humorystyczny wydźwięk niektórych scen i dziwny / za szybki / sposób poruszania się postaci podczas walki.
Film jest może trochę przydługi ale mnie nie nudził oraz nie irytował tak, jak WP, gdzie zmian względem oryginału jest za dużo - tutaj od początku już było wiadomo, ze nie będzie to ekranizacja tylko " Hobbita " lecz wszystkiego tego, co Tolkien stworzył o czasach poprzedzających wydarzenia z WP, więc nie oczekiwałem tak szczegółowej i wiernej ekranizacji, jakiej oczekiwałem w przypadku WP.
Dlatego słowa bitwa użyłem w cudzysłowie.
Książka ma przyjemną narrację, czytając ją byłem ciekaw co będzie na następnej kartce.
A film nie wzbudził u mnie tego uczucia. Zamiast ciekawości czułem znużenie.
Ja przyjąłem do wiadomości, że nie mam tu do czynienia z " Hobbitem " - może inaczej: nie tylko z " Hobbitem " i to już zmieniło mój stosunek i nastawienie do tego filmu i jestem ciekaw, co scenarzyści jeszcze wykombinują ;)
gdyby to była czysta ekranizacja " Hobbita ' to mógłbym być niezadowolony, ale nie jest.
Tak na szybko, po obejrzeniu filmu po raz pierwszy, nasuwa mi sie kilka uwag.
Przede wszystkim, odnioslam wrazenie, ze co by sie nie dzialo, glowni bohaterowie sa niesmiertelni. Bitwy, upadki, karkolomne ucieczki - powinny sie zakonczyc chociaz jednym zlamanym palcem, a tu nic. Wszyscy skakali niczym racze kozki na skalach, spadali z duzych wysokosci jak koty na cztery lapy, walczyli z setkami chyba przeciwnikow, i nic, absolutnie nic nikomu sie nie stalo! Ja wiem, ze to jest fantasy, ale nawet w fantasy powinna zostac zachowana odrobina prawdopodobienstwa. Dzieki temu moglabym sie przejac losami bohaterow, czy im sie uda wyjsc calo ze wszystkich opresji. A tak, ogladalam kolejne zmagania z przeciwnosciami jako amerykanska sieczke - "zabili go i uciekl".
Po drugie, schemat fabuly byl bardzo prosty, zbyt prosty jak na taki film. Moze to wynik tego, ze niedluga powiesc zostala rozlozona na 3 czesci. Autor postu dobrze to ujal "idziemy-pułapka-"bitwa"-cudowne ocalenie-idziemy...". Nie ma niczego zaskakujacego. Kiedy juz wydaje sie, ze bohaterowie znajduja sie w beznadziejnej sytuacji, nagle ktos ich ratuje, i na ogol jest to Gandalf. Gandalf niby jest tylko jednym z 15 uczestnikow wyprawy, a mam wrazenie, ze odwala za wszystkich brudna robote. W dodatku jego interwencje sa nierowne. Raz obala caly tlum goblinow, by pozniej nie moc sobie dac rady z garstka orkow. Nie ma w tym konsekwencji, przez co wszystko w tym fantazyjnym swiecie staje sie mozliwe i juz nie mozna sie zaangazowac w losy bohaterow, bo wiadomo, ze i tak cudowna reka jakos ich ocali.
Po trzecie, za duzo efektow specjalnych. Nawal zewszad, nie wiadomo, gdzie spojrzec, na ktory plan, postacie w walce mkna jak huragan i traci sie rozeznanie, tylko czeka sie na koniec potyczki, zeby moc sie wreszcie zorientowac, kto jest gora. Wolalabym poglebienie relacji pomiedzy postaciami czy zarysowanie charakteru kazdej z nich, niz beznamietne nawalanki. Kazdy z krasnoludow jest inny z wygladu, ale o charakterze nie umiem juz nic powiedziec, poza Thorinem, chociaz wlasciwie o nim tez niewiele wiadomo, poza tym, ze chce przywrocic dawne krolestwo. Cala gromadka krasnoludow, oprocz Thorina, jest wlasciwie tylko jednym zbiorowym bohaterem, co daje tak naprawde czworo wedrujacych: Thorina, Bilba, Gandalfa i krasnoludy. Wypada to blado w porownaniu z Wladca Pierscieni.
Za to bardzo podobalo mi sie ostatnie 15 minut filmu, szkoda ze takich emocji nie doswiadczylam wczesniej, tego napiecia, niepewnosci, dreszczy. Walka Azoga z Thorinem i ocalenie z rak Bilba - to jedyny fragment filmu, kiedy naprawde sie przejelam, co bedzie dalej, chociaz wiedzialam, ze wszyscy przezyja, bo beda jeszcze 2 filmy z udzialem tych postaci.
Ciekawie tez wypadla scena z zagadkami, obserwowanie mimiki Golluma bylo czysta przyjemnoscia.
No i Bilbo - moim zdaniem swietnie zagrany. Troche zabawny, troche gapowaty, troche zrzedliwy, ale bardzo rozsadny i odwazny. Patrzac na niego nie mialam wrazenia, ze to gra aktor, wydawalo sie po prostu, ze to Bilbo, we wlasnej osobie, ze zlozonoscia gestow, min, przyzwyczajen, czyli kompletna postac. Bilbo ratowal opowiesc, bo wiekszosc pozostalych bohaterow byla zwyczajnie papierowa, jednowymiarowa, posagowa. Czyli nudna.
I to jest konkretny komentarz, trzeźwo myślącej osoby. To lubię. Ludzie jak najwięcej takich komentarzy a jak najmniej popaprańca Kamilka
Odniosę się do pierwszego zarzutu. W połowie się zgadzam. Racja, sceny w podziemiach goblinów są zbyt naciągane, i można odnieść wrażenie że kompanii nic się nie stanie. I te gobliny padające jak pionki...No ale chociażby w sekwencji z kamiennymi gigantami, a właściwie zaraz po niej, mamy już sytuacje w której może zginać Bilbo, a zaraz potem Thorin. I jest to już realne zagrożenie. Tak samo chociażby końcowe sceny, w których kompania w starciu z wargami i orkami nie jest już taka niezniszczalna, i widać że nie mają szans z przeciwnikiem. Ginie tam prawie Thorin, oraz Ori i Dori. Zresztą gdyby nie orły to wiadomo co by było ;)
No, dziękuję za powiedzenie tego, co należało powiedzieć:) Absolutnie się zgadzam.
A tam, marudzisz. Książka faktycznie nie jest długa i spokojnie cała akcję można by było zawrzeć w jednym takim filmie (na przykładzie Władcy Pierścieni), ale wtedy traci się ciekawe wątki. Film momentami został aż nadto rozbudowany, ale (kolejne ale) uważam, że w książce były tak długie odstępy czasowe pomiędzy kluczowymi wydarzeniami, że pozostawiają lukę na dowolną interpretację tego co się mogło wtedy dziać. Film swoją długość nadrabia znakomitą muzyką oraz ogólną realizacją, a dla fanów LOTRa to jest taki "must see".
Cóż tak jak wspomniałem, ja nie oglądam filmu dla muzyki, ani dla efektów (dla efektów raz poszedłem na Matrixa 3).
Realizacji "ogólnej" Hobbita nie uważam za znakomitą, bo film jest ślamazarny (mimo, że dużo w nim ruchu i rabanu).
Sądzę, że przy sprawnej realizacji i dobrze napisanym scenariuszu dałoby się w jednym długim filmie zmieścić całą książkę, ewentualnie rozbić całość na dwa filmy po 120 minut każdy.
Ale nie chcę też krytykować długości następnych części tej trylogii, z tego prostego powodu, że jeszcze ich nie widziałem :)
Miłośników "LOTRa", stawiam na boku i z racji ich zamiłowania, nie uznaję za obiektywnych :)
Podobnie kibic zawsze napisze na murze o swoim zespole, że jest najlepszy (chociażby wycierał ogony w okręgówce), tak "fanatyk" Tolkiena nie skrytykuje jego twórczości (nawet jeśli jest to średni film na podstawie świetnej książki).
Zasadniczo masz rację. Tyle, że miłośnik Tolkiena śmiało skrytykuje film. Bo film, mimo jakiegoś oparcia o prozę Tolkiena, jest filmem Petera Jacksona, który uparcie "poprawia" to, co J.R.R. o Śródziemiu napisał. Bo w końcu wielki pan reżyser wie lepiej, nie? Więc nie stawiaj znaku równości między miłośnikami genialnej literatury i Tolkiena a miłośnikami nienajgorszych filmów, których twórca jedyne czym wsławił się zanim podparł się nazwiskiem Mistrza Fantasy to Martwica Mózgu...
Nie ma to jak dzielić fanów Tolkiena na prawdziwych i nieprawdziwych, bo tak to wynika z Twojej wypowiedzi. To czy ktoś akceptuje wizję Jacksona, uważam za jego subiektywne podejście. Są momenty gdzie reżyser trzymając się ściśle książki, uczyniłby film lepszym/ciekawszym i na odwrót, ale w końcu Jackson to nie Tolkien i to go trochę rozgrzesza.
A wracając do Hobbita, faktycznie obawiałem się tego, jakie to flaki z olejem zostaną pokazane, ale pierwsza część wypada pod tym względem nieźle. Nie wszystko zostało pokazane tak jak w książce, ale ludzie... to film, a nie książka i ściśle trzymać się jej nie musi.
Mam tylko nadzieję, że kolejne 2 części filmu nie popsują mi dobrego wrażenia, bo jakby nie było, książkowego materiału zostało na góra drugi taki film jak część pierwsza.
Wyczytałeś w mojej wypowiedzi to, co CHCIAŁEŚ wyczytać. Nie napisałam, że są "prawdziwi" i "nieprawdziwi" fani Tolkiena, ani że pozytywna ocena filmu wyklucza "bycie fanem" Tolkiena. Chodziło mi jedynie o to, że miłośnik Tolkiena NIE JEST jednoznaczny z fanem PJ. Przeczytaj UWAŻNIE ostatni akapit wypowiedzi southmilpitas, do którego się odniosłam.
A wracając do Hobbita to, że pierwsza część zostawiła dobre wrażenie - to twoja subiektywna ocena. Gdyby oceniać to jako ekranizację - zasłużyłoby na dwa, góra trzy punkty [w którejś z dyskusji jedna z uczestniczek przywoływała wypowiedzi PJ, w których zaklinał się, iż ma zamiar się trzymać książki jak pijany płota]. Natomiast jeśli potraktować to jako luźną adaptację - ocena zdecydowanie rośnie. A co do ostatniego zdania twojej wypowiedzi - od początku uważałam, że dwa filmy na Hobbita byłoby idealnie - i nic nie pominąć i nie dowalając jakich kretyńskich i nijak nie mieszczących się w poetyce Śródziemia czarodziejów z ptasią kuwetą na głowie i zaprzęgiem turbo królików, tudzież zmartwychwstałego białego orka z celuloidu z grabkami zamiast kończyny. Trzy filmy - to nic innego jak skok na kasę.
Zgoda, ale też wynika, że miłośnik Tolkiena będzie krytykować film, a jeżeli akceptuje wizję reżysera to jest tylko fanem filmów Jacksona, a z tym się nie zgadzam.
Cała ta trylogia to oczywiste nabijanie kasy, ale skoro jest widownia to mogą sobie na coś takiego pozwolić. Jackson wypowiadał się również, ze chce wzbogacić historię o wątki i informacje pochodzące z różnych tolkienowskich dodatków, ale chyba tutaj trochę popuścił wodze fantazji. To, że pojawia się infantylny kloszard z gniazdem na głowie to efekty tego, że Hobbit to praktycznie bajka dla dzieci i jako taką po trochu film trzeba było zrealizować. A biały ork? Pewnie po to, żeby jakoś powiązać przeciwników, których spotykali no i żeby zakończyć film finałową potyczką. W zasadzie, to są moje domysły, które starają się w jakiś logiczny sposób tłumaczyć wprowadzone zmiany.
Przypuszczam, że Jackson po całym Władcy Pierścieni zamarzył sobie nakręcenie kolejnej wielkiej bitwy w realiach Śródziemia i pewnie wątek Bitwy Pięciu Armii zostanie bardzo rozbudowany stąd 3 filmy, a nie 2, a skoro można na tym jeszcze zarobić to czemu nie?
Pisząc iż miłośnik prozy Tolkiena śmiało skrytykuje film - założyłam, że zrobi to, o ile mu się film nie spodobał. I nie napisałam nigdzie, że miłośnikowi Tolkiena MUSI się film nie podobać! Po prostu bycie miłośnikiem Tolkiena nie jest równoznaczne z byciem fanem Jacksona i na odwrót. Ale jedno nie wyklucza drugiego - tzn. można być fanem Jacksona [od czasów Martwicy Mózgu] i lubić prozę Tolkiena, i można uwielbiając Tolkiena polubić film. Tyle, że south napisał [cytuję] "Miłośników "LOTRa", stawiam na boku i z racji ich zamiłowania, nie uznaję za obiektywnych :) Podobnie kibic zawsze napisze na murze o swoim zespole, że jest najlepszy (chociażby wycierał ogony w okręgówce), tak "fanatyk" Tolkiena nie skrytykuje jego twórczości (nawet jeśli jest to średni film na podstawie świetnej książki)." czyli postawił znak równości między fanami filmu Petera Jacksona z czytelnikami prozy Tolkiena. I tylko do tego się odnosiłam.
Przepraszam, twoim zdaniem kloszard z głową obsraną przez ptaszki jest bajkowy? Acha, no to zwracam honor, ale mamy różne pojęcie bajkowości... Zasada jest prosta: jeśli widz [w tym przypadku ty] musi wymyślać uzasadnienie dla jakichś scen w filmie - to znaczy, że filmowi daleko do wysokich lotów. I nie chodzi tu o to, że PJ ma kręcić coś altruistycznie - filmy robi się po to by na nich zarabiać i już. Ale można było zarobić na dwóch zrobionych perfekcyjnie, a można na trzech przeciętnych. Zgadnij, którą opcję wybrał PJ? I zrobił to nie dla jakiegoś trzymania się Tolkiena [bo sens i "duszę" dzieł Tolkiena już od dłuższego czasu ma w odwłoku], ani chęci powrócenia fanów do Śródziemia [bo fanów ma tamże, gdzie i TWÓRCĘ uniwersum, po którym się porusza] - a wyłącznie kierując się świadomością, że ludzie z sentymentu pójdą, reklama też swoje zrobi i kasa popłynie szerszym strumieniem/dłużej...
A na marginesie: skoro sam piszesz, że film niezły, zostawiający dobre wrażenie - czemu dałeś 10, czyli ocena "arcydzieło"?
Na to składają się różne inne czynniki, które w mojej opinii sprawiają, że ten film jest arcydziełem.
Ale jakie czynniki, skoro sam napisałeś, że film jest NIEZŁY, czy zostawiający DOBRE wrażenie?! Przecież "niezły" to już jest ocena! I nie równoznaczna z "arcydzieło"...
To jest Tolkien, nie wiem czego oczekiwałeś... Władca Pierścieni to właściwie samo opakowanie i malutko treści.
HEJ LUDZIE WYSŁUCHAJCIE MNIE
jest jak widzę wieeelki bulwers nt długości filmu i dodaniu wielu nowych wątków, że Peter rozdzielił film na trzy części, bo kasa itd itp.
Pewnie nie wiecie, że Tolkien zostawił dosyć sporo notatek opisujących wiele zdarzeń nie ukazanych w Hobbicie i Władcy Pierścieni, które nie ukazały się w książce. Hobbit bowiem miał być ładną, przyjemną lekturą dla młodszych i starszych.
Tak się składa, że Peter Jackson posiada te notatki i je EKRANIZUJE. Wszystko co było w filmie powstało w głowie Tolkiena (nie licząc małych szczegółów oczywiście, dodanych przez reżysera). Wszystko, łącznie z czarodziejem-fanatykiem zająców, białymi orkami i Sarumanem.
Dlatego więc nie życzę sobie zarzutów co do długości filmu i jego treści, gdyż jest zgodny z całą historią spisaną przez pierwotnego autora.
A jeśli kogoś to naprawdę nudzi, nudzi historia tego genialnego świata, to proszę wypieprzać z tej strony, bo nie ma o czym gadać.
Jeśli każesz mi "wypieprzać", bo mi się film dłużył to właściwie w ten prostacki sposób kończysz jakąkolwiek dyskusję.
O, widzę że ktoś tutaj zwrócił uwagę tylko na jedną dziesiątą mojej wypowiedzi, której można coś zarzucić, bo rzuciłam małym .. ojej.. oszczerstwem wręcz, Boże!
Dzięki za nie czytanie calego komentarza
Pewnie wiemy, że Tolkien pozostawił wiele notatek na temat stworzonego przez siebie uniwersum, jego historii i wydarzeń, które nie ukazały się w Hobbicie. Tylko tak się składa, że J.R.R. Tolkien był człowiekiem szalenie precyzyjnym i nie wierzę, by w jakichkolwiek notatkach "zmartwychwstał bohatera, którego własnym piórem ukatrupił ponad sto lat wcześniej [Azog], któreż to ukatrupienie ma wpływ na dalszą historię [cały wątek Daina Żelaznej Stopy]. J.R.R. Tolkien był człowiekiem wysokiej kultury i nie wierzę, by tworząc dumną i mądrą rasę Istarich, przewidywał dla któregoś z nich turbo króliki i ptasią kupę na głowie. J.R.R. Tolkien kochał elfy i nie wierzę, by w jakichś mitycznych notatkach uczynił ich plemię rasą tchórzy i zdrajców
Cóż, zgadzam się z tobą. Cały film jakoś przełknęłam, oprócz niektórych szczegółów, jak na przykład "turbo króliki" o których wspomniałaś.
Niestety, trzeba pogodzić się ze smutną rzeczywistością łaknięcia kasy... Ja jak na razie pozachwycam się dobrym wykonaniem filmu i mogę mieć nadzieję, że pozostałe części mnie nie zawiodą.
Mogę dodać, że film jest także jak dla mnie przepełniony epickością... Epickość jest okej, ale bez przesady.
Smutne.
Na szczęście pozostaje jeszcze seria Władcy Pierścieni.
Mogę się zgodzić, że technicznie wykonanie dobre, ale ogólnie film mnie rozczarował - stąd stosunkowo nisko go oceniłam. Oczekiwałam już nawet nie sztywnego trzymania się książki, ale po prostu logicznej akcji w której jedne wydarzenia wynikają z drugich i są ich konsekwencją, spójności ze światem stworzonym przez Tolkiena - i o to mam największe zastrzeżenia. Nie o wstęp w Shire [zmiana w stosunku do książki, ale uzasadniona logicznie, ładnie wpleciona w całość i stanowiąca nawiązanie do wcześniejszej Trylogii... Ale Istari wytaplany w ptasim gówienku? Biały Ork z grabkami zamiast rąsi? Biała Rada? Jaka Biała Rada? Radagast naćpany, Gandzio flirtujący telepatycznie z Galli, Saruman znudzony i Elrond piszący pod stołem smsy...
"Epickości" [cokolwiek miałoby to oznaczać] tam nie dostrzegłam. Jedyną sceną która mnie poruszyła - to wykonanie przez Krasnoludy "The Misty Mountain cold". Genialna muzyka, przejmująca dreszczem, świetne wykonanie, rewelacyjne głosy...
A nawet co do tej techniki, której oczekiwałam perfekcyjnej - przeładowanie CGI, wszystko poprawione "fotoszopem", każdy kamyczek, każda trawka wycyzelowana daleko poza granice naturalności... O ileż orkowie z "Władcy" byli bardziej przerażający, budzący lęk, prawdziwe elfy skundlone i upodlone, wynaturzone przez Ciemnego Władcę, a w Hobbicie, no, komputerowe zabaweczki, są bo są, ale nie ruszają. Wargowie z LOtR byli odrażający, wrodzy, a w Hobbicie? Sfora piesków ze Zmierzchu i tyle, na serio, cały czas miałam wrażenie, że zaraz któryś się zamieni w Taylora Lautnera.
Nie twierdzę, że Hobbit to film słaby, czy kiepski. Są elementy, które go bronią [wspomniane już wstęp w Shire, pieśń krasnoludów przy kominku [i reszta muzyki], czy np. genialny Gollum, w ogóle obsada jest dobra albo bardzo dobra, dobrze wypadają te sceny, w których PJ trzymał się książki Tolkiena jak pijany płota]. Większość tego, co sobie "umyślił" pan reżyser jest słaba albo wręcz bardzo słaba. Może to brutalne, ale nie autorowi Martwicy mózgu mierzyć się z geniuszem literatury i poprawiać największe jak dotąd [i najpełniejsze] arcydzieło fantastyki.
Choć na drugą część pewnie pójdę....