Prawdziwa opowieść o lojalności i odwadze. Według mnie Jackson odwalił kawał dobrej roboty.
Oczywiście były także momenty, które trochę mnie raziły, ale moje dwie ulubione sceny, a
mianowicie rozmowa na temat znaczenia "dzień dobry" oraz zagadki Golluma i Bilba ukazane
rewelacyjnie. Dodatkowo uważam że nie mogli już lepiej dobrać aktorów. Martin jako Bilbo i Richard
jako Thorin wymiatają. Chociaż, nie ukrywajmy... wszystkie krasnoludy wymiatają ;)
A! Zapomniałabym ostrzec. Nie oglądajcie wersji z polskim dubbingiem :)
Co do Bilba - zgoda, ale Thorin...? No, lubię Armitage'a, ale tu łaził przez cały film z jedą miną jakby miał niedyspozycję gastryczną [to niby miała byc ta "królewska" powaga?] i kompletnie nie pokazał żadnych emocji [poza najbardziej oczywistymi, typu zmarszczenie brwi nr.2 - gniew, zmarszczenie czoła nr.3 - zamyślenie]... A w kwestii "opowieści o lojalności i odwadze"... Scena kiedy SPRZYMIERZONE z krasnoludami elfy przybywają pod Erebor, gapią się tępo na rozkurz, jaki robi Smaug, po czym zawracają łosie [?] i wracają do domu obejrzeć ostatni odcinek "M jak Miłość"... Świetny wyraz lojalności i odwagi, nieprawdaż? Zwłaszcza, w kontekście tego, że Tolkien nic takiego nie napisał i kochał Elfów. Nigdy nie uczyniłby z nich rasy zdrajców i tchórzów, co PJ zrobił bez wachania, bo tak mu pasowało...
Mówiąc o lojalności miałam bardziej na uwadze zachowanie Bilba. Mimo tego, że w każdej chwili mógł uciec do swojego ukochanego domu pod pagórkiem, nie opuścił kompanów wyprawy. Było to pięknie pokazane w scenie, gdy uciekli z jaskiń goblinów. Bilbo z pierścieniem wyszedł zza drzew i 'walnął' swoją przemowę, albo wtedy gdy rzucił się na ratunek Thorinowi.
Co to Richarda... ja mam po prostu do niego słabość jako przywódcy krasnoludów :) Mi podobała się ta jego arogancja, ale to wyłącznie moja subiektywna opinia. Chyba jestem trochę stronnicza... :D
:D
A ja, o ile w ogóle Do Richarda Armitagre nic nie mam, lubie niektóre jego role, to jako Thorin mnie powalił - w negatywnym kontekście. No, po prostu nie zagrał, nie był Thorinem. Kazali wejść na plan, to wszedł, reżyser krzyknął "Richard, głowa w prawo" to on to poprawnie wykonał... Ale oczekiwałam czegoś więcej. Wiem, że takie porównania są do niczego, ale weź z Władcy chociażby Boromira... Nie główna rola, a każde spojrzenie, każdy gest inne i o innym znaczeniu. Inny uśmiech [właściwie skrzywoienie się, raczej] do Aragorna, inny śmiech z Hobbitami, inna duma, wręcz pycha podczas Rady w Rivendel... Każde zaciśnięcie pięści, pochylenie głowy - wszystko miało znaczenie. Tego właśnie, czyli całego warsztatu aktorskiego mi u Armitage'a zabrakło.
A co do "lojalności i odwagi" - wspomniana przeze mnie scena, zwłaszcza w kontekście "lojalności' Bilba wobec krasnoludów pokazuje wyraźnie, że lojalnym warto być wobec tych, wobec których nam się to opłaca, jeśli zaś można za mocno oberwać [vide: wkurzony Smaug] lepiej zawrócić jelenia, łosia czy co tam i wracać do domu. Gratuluję przekazu...
A na marginesie: jaki jeleń?! Co to jest? Thranduil na jeleniu? Chyba, że to aluzja do prowadzenia się mamusi Legolasa i Thranduil powinien dokładnie rozważyć sprawy sukcesji korony...
Rzeczywiście, tak majestatyczna postać jak Thranduil jakoś do jelenia(?) mi również nie pasuje. Może chcieli zrobić takie powiązanie, król elfów leśnych - jeleń, zwierze leśne. Trochę im to nie wszystko wyszło, ale przynajmniej się starali :D
Przyznam, że teorią ze zdradzanym mężem poprawiłaś mi humor :)