Przeglądam tak poszczególne tematy, choć od premiery Hobbita minęło już kilka miesięcy. I
mam wrażenie, że powstało ogólnie wielkie nieporozumienie, nie mówiąc już o trollingu. Sama
miałam ochotę założyć trollowy temat, ale powstrzymałam się, bo stwierdziłam, że nie będę
zniżać się do czyjegoś poziomu. Jednakże mam wrażenie, że i jedna i druga strona potrafi
mocno przesadzić.
Przede wszystkim - nie znoszę generalizowania pt. "Nie jesteś prawdziwym fanem, jeśli coś
tam, coś tam". Nie - fanem jest się, jeśli lubi się daną rzecz. Po prostu. Oczywiście można coś
lubić, jednocześnie dostrzegając wady, jednakże fanatyzm czy to w jedną, czy w drugą stronę
nie jest dobry.
A chciałam się skupić na tym, że pojawił się odwieczny konflikt "książka vs. film". Przeczytałam
książkę. Dla kogoś może być lepsza. Dla kogoś gorsza. A dla mnie dzieło PJa i dzieło Tolkiena
są po prostu inne. Film opiera się na książce, ale stosuje inne środki artystyczne, dlatego też
nie będzie scenek takich, jak w książce.
Przykłady? Nie wyobrażam sobie np. przerobienia opisów tego, jak Bilbo jęczy, że chce do
domu. Wtedy to praktycznie pół filmu (czy nawet pół trylogii) musiałoby się na tym skupić. Nie
wyobrażam sobie iść bajkowej wstawki elfów śpiewających piosenki przy Rivendell - moim
zdaniem to jest zabieg bajkowy, który pasuje do książki, ale nie pasuje do filmu fabularnego
(do animowanego tak). Nie chcę także widzieć gadającego kruka w drugiej albo w trzeciej
części. I tak dalej, i tak dalej.
Ja po prostu potraktowałam ten film nie jako arcydzieło, które wpłynie na moje życie i skłoni
mnie do refleksji nad sobą, tylko jako przyzwoity film przygodowy. I taki też dla mnie był, stąd
moja ocena 9/10. Po prostu jest tam wszystko, czego chcę od filmu przygodowego. Jest akcja,
jest jakieś napięcie, jest humor (rubaszny, ale cóż, pasuje do krasnoludów), są ładne plenery,
nie dłużyło mi się, ani nie nudziło. Gra aktorska zwłaszcza McKellena, Freemana i Armitage'a -
bardzo wysoki poziom. Oczywiście są wady, są wpadki, nieścisłości chociażby względem
LOTR, niektóre efekty wyglądają sztucznie, ale nie przeszkodziło mi to w tym, żeby film mi się
podobał. Traktuję go jako adaptację dostosowaną do współczesnego widza, nie jako
ekranizację dla purysty - gdybym miała tak traktować każdy film i dokładnie spisywać, co było
nie tak względem książki, to bym tylko marnowała czas, a przeoczyła rozrywkę na wysokim
poziomie. Właśnie - słowo klucz to rozrywka. Także i baśnie mają subtelne przesłanie, ale
stanowią głównie rozrywkę. Chcę oglądać film, który wniesie w moje życie wartości - oglądam
inny film.
I tak, mimo przeczytania książki i tego, że mi się ona podobała, daleko mi do wychwalania
Tolkiena. Jeśli ktoś szuka filmu bardziej ściśle trzymającego się fabuły książki - polecam
obejrzenie filmu animowanego z 1977 - raptem godzina i 20 minut (około), zawarta jest tam też
cała fabuła. Osobiście uważam także, że gdyby PJ zrobił nawet jeden film pt. "Hobbit", ale taki,
że trzymałby się tylko książki, to fala krytyki byłaby jeszcze większa. I tyle.
Komentarza wytykające niezgodności z książka są śmieszne. Film rządzi się swoimi prawami. Chcesz wszystkiego jak w powieści, to prosze, przeczytaj znowu książke, i oszdzędz sobie durnych komentarzy o tym jak to film jest niezgodny z oryginałem...
Co by nie mówić. Film jest bardziej baśniowy, czyli taki jaki być powinien. Twórcy na szczęście zrezygnowali z gadających zwierząt. Historia jest bardziej rozwinięta, tak samo jak postać Thorina, o którym w powieści jest mało. Mamy dwie bardzo dobre retrospekcje. Aktorstwo na wysokim poziomie, zdjęcia również. Muzyka bardzo dobra. Czasami za dużo efektów specjalnych, ale specjalnie mi one nie przeszkadzają, dodają w sumie bajkowego wyglądu. A pozatym pewnych rzeczy nie dałoby się przedstawić inaczej. Mamy dużo humoru. Humoru jednak według mnie jest za dużo, tak samo przesadzone są niektóre akcje, np. u goblinów. Nie mamy krwi na mieczach.
Nie zapominajmy że Tolkien pisząc Hobbita dopiero kreował ten świat. Później, po napisaniu kolejnych książek chciał przepisać Hobbita, dopowiadając pewnie sporo rzeczy, oraz zmieniając.
O, widzę, że się rozumiemy pod tym względem, co mnie cieszy :) Właśnie też nie pojmuję straty czasu na wypisywanie, co było nie tak. Wolisz książkę - tak jak mówisz, przeczytaj ją jeszcze raz, proste.
I tak, Tolkien właśnie dopiero tworzył ten świat, dlatego też ta powieść jest bardzo niedopracowana, ale jest baśnią na wysokim poziomie. Tolkien chciał przepisać Hobbita, ale z tego, co czytałam, doszedł do wniosku, że to nie ma sensu, bo musiałby zmienić całą książkę.
Film jest baśnią, ma taki klimat, wiadomo, że inny, niż LOTR, choć to jest to samo uniwersum. PJ pewne rzeczy rozwija, bo powiedzmy sobie szczerze - czy w książce mamy w ogóle jakieś postacie? Nie, mamy tak jak na baśń przystało - archetypy. Tam krasnoludy robią za tło, nic o nich nie wiemy (z wyjątkiem kilku, którzy są wyróżnieni tylko ze względu na jakieś konkretne cechy) i mam nadzieję, że w drugiej części bardziej zostaną te postacie przybliżone, ukazana może jakaś ich przeszłość (bo wypowiedzi aktorów to jednak trochę za mało). Postać Thorina akurat jest moim zdaniem chyba najbardziej zgodna z książką, choć też zmieniona - na korzyść, gdyż czuć od niego, że jest właśnie z królewskiego rodu. I to mi się podoba.
Film nie jest bez wad, ale mieszanie go z błotem, krótko mówiąc, to nieporozumienie totalne.
W sumie w książce to nie wiemy prawie nic o krasnoludach, a większość nawet nie wypowiada zdania przez całą powieść. Thorin w powieści jest postacią prawie w ogóle nie nakreśloną. Wiemy o nim poprostu bardzo mało. W filmie się to zmieniło i wybija się on prawie na pierwszy plan, zaraz obok Bilba.
Ogólnie jest to napewno dobre wprowadzenie do trylogii. Chociaż dalej powinno być już troszkę bardziej poważnie ; )
Ba, ja w powieści nawet albo coś przeoczyłam, albo Tolkien przy entym wymienianiu imion krasnoludów zapomniał o Orim :D Aż musiałabym jeszcze raz sprawdzić, jak to wygląda. Nie wiemy nic, poza tym, że co? Bombur jest gruby, Balin najmądrzejszy, a Fili najmłodszy (i tu jest sprzeczność względem LOTR, bo w drzewku genealogicznym to Kili jest najmłodszy). Tak, Thorin wybija się koło Bilba, a Bilbo zachowuje się tak, jak powinien się zachowywać na zdrowy rozsądek - czyli jak do niego wbijają krasnoludy, to nie, że wejdźcie, rozgośćcie się, tylko właśnie oburzenie, bo ma niezapowiedzianych gości. I różnice kulturowe fajnie pokazane, gdzieś to nawet ktoś dobrze opisał... Aż sobie poszukam tego opisu.
Tak, jako wprowadzenie jest bardzo dobre. Czy będzie poważnie? Na pewno, na pewno będzie też mroczniej ;)
Otóż to. W filmie zdecydowanie lepiej pokazali reakcje Bilba na to, iż schodzą mu się do domu krasnolud, które pierwszy raz widzi. No ale dla niektórych 100% fanów Tolkiena, w powieści było to lepsze, i taka zmiana jest niewybaczalna... ; ) Z postaciami masz rację. Wiemy jeszcze że Dwalin ma niebieską brodę. I to na tyle w sumie ;)
Powinno być mroczniej, bo Richard Armitage mówi że będzie, to musi być : P I żeby nie wstawiali wszędze komediowych wstawek : P
Z jego wypowiedzi wynika, że będzie nie tylko mroczniej, ale też i rozwinięte zostaną relacje między Thorinem a siostrzeńcami (w końcu uważa, że Thorin zastępował im ojca, to dlaczego nie ukazać tego w filmie - a będzie okazja).
Po prostu nie należy się nastawiać anty do każdej zmiany, tylko przemyśleć, po co ona jest - bo czasami film lepiej funkcjonuje.
Racja. Autor książki był tylko człowiekiem, a niektórzy chyba myślą że jakimś Bogiem...
Nie mogę się z Tobą zgodzić. Można coś po prostu lubić, można być czegoś fanem. Lubię Pearl Jam, ale nie znam nawet nazwiska wokalisty, a nazw piosenek znam całe dwie, nigdy więc nie nazwał bym się fanem Pearl Jam, ot, lubię ich muzykę. Można lubić Tolkiena, przeczytać LotRa czy Hobbita, często po obejrzeniu filmów, zwykle bez głębszego zrozumienia, które nie jest możliwe bez sięgnięcia po resztę jego dzieł, inaczej muskamy ledwo wierzchołek góry lodowej, ale nie jest się wtedy fanem Mistrza. Nie dostrzega się zatem ogromu wypaczeń pojawiających się w filmach PJ, wszystko wydaje się w nich spójne, na miejscu, ale to tak, jakby ktoś nie znający zagadnień architektury patrzył na wadliwy projekt świątyni, ot, są ściany, jest dach, wszystko wygląda ślicznie i na miejscu. Tymczasem osoba, która jest architektem złapie się za głowę, bo oto wymiary się nie zgadzają, przewidywane użycie materiałów jest nie właściwe, a brak odpowiednich wsporników spowoduje, że wszystko zawali się ludziom na głowy przy mocniejszym wietrze. Ktoś, kto jedynie lubi Metallice, będzie wesoło nucił słuchając w radiu popowej przeróbki Nothing Else Matters, ktoś, kto jest fanem zespołu, zniesmaczony zmieni stację. W dzisiejszych czasach wiele słów straciło swoje właściwe znaczenie. Za chrześcijanina uważa się osoba, która nigdy nie przeczytała biblii, za wyznawcę hinduizmu człowiek, europejczyk, który przeczytał kilka książek i pali kadzidełka przed posążkiem w domu, za patologa osoba oglądająca CSI Miami. Tak samo jest z fanami Tolkiena. PJ zrobił świetnego LotRa, to mój ulubiony film fantasy, jednak jako Tolkienista mam mu mnóstwo do zarzucenia. Wyraźnie widzę, że PJ książki nie zrozumiał i nie potrafił przenieść jej ducha na ekran, ale dostrzeże to wyłącznie fan, osoba która po prostu lubi Tolkiena, będzie zachwycona i nie ma się czemu dziwić, bo to naprawdę kawał wyśmienitego kina. Co innego Hobbit, który jest po prostu słaby i tak jak LotR PJ jest starą trylogią SW, tak Hobbit jest jej Mrocznym Widmem. Nigdy też nie zrozumiem zabraniania fanom oceniania filmu przez pryzmat książki na podstawie której powstał. Ja nie podnoszę bowiem krzyku tylko dlatego, że w filmie pokazano coś inaczej niż sobie to wyobrażałem, lub że coś po prostu zmieniono (vide The Walking Dead, gdzie giną inne postacie niż w komiksie!). Zaczyna mi przeszkadzać, gdy zmiany sprawiają, że film zaczyna nabierać zupełnie innego wydźwięku niż książka, na podstawie której powstał. Jeżeli autor napisał książkę o tym, że przyjaźń potrafi przetrwać wszelkie, nawet najtrudniejsze próby, to słusznie mogę mieć pretensję do adaptacji filmowej, w której z jakiegoś powodu zostało to wyrzucone do kosza, czy raczej odwrócone do góry nogami (vide Sam i Frodo), etc, etc, etc.
Ech, i ja się nie chcę kłócić, ale to jest zaprzeczenie tego, o czym pisałam - nie lubimy, jak ktoś nas nazywa hejterami, trollami, itd., a ja nie lubię ustalania granic zwłaszcza w przypadku odczucia tak subiektywnego, jak bycie fanem. Tak samo jest z byciem patriotą, byciem nie wiem, osobą religijną, byciem liberałem - to wszystko są to odczucia subiektywne, na które składa się wiele wskaźników. Dla kogoś fan to musi być ktoś, kto czyta i zna dosłownie wszystko na dany temat, a dla kogoś innego to jest ktoś, kto po prostu przeczytał książkę, czy obejrzał film i mu się podobało. Znam jeszcze "definicję" fana, która mówi, że takowy musi się udzielać, czyli też tworzyć coś od siebie. Nie ma jednoznacznej granicy, która mi mówi "Ty jesteś fanem, a ty nie". A co powiesz o kimś, kto w takim razie nadrabia coś, czy jest w trakcie czytania danej książki? Albo o kimś, kogo film zainspirował do przeczytania dalszych dzieł? Właśnie tak traktuję ten film - jako świetną okazję do tego, aby zgarnąć nowych fanów (nie mylić z fanatyzmem).
I ja nie zabraniam oceniania, tylko stwierdzam fakt, czy jest to możliwe do porównania, skoro film i książka stosują inne środki przekazu? Skoro dzieli ich 70 lat różnicy? Można, ale po prostu moje pytanie brzmi, czy to ma jakiś sens, czy to nie jest przypadkiem bezcelowe? Bo ten konflikt zdaje się nie mieć rozwiązania i zawsze sprowadza się do kłótni w części tematów, przynajmniej tak zauważam na filmwebie.
Moim zdaniem zmiany (choć nie wszystkie, ale większość) są na lepsze. Twoim zdaniem nie. I tyle.
Ok, mogę się z Tobą tu zgodzić. Mnie w sumie też drażni głównie generalizowanie, czyli np pisanie, że fanom filmy PJ muszą się podobać, co nie zawsze jest prawdą, bo jeżeli ktoś jest fanem hardcorowym, to prędzej będzie wręcz przeciwnie. Tak samo irytuje mnie generalizowanie w innych aspektach, często płynące z ignorancji (jak np nazywanie sanktuarium maryjnego świętym miejscem CHRZEŚCIJAN, podczas gdy dla części, będzie takie miejsce siedliskiem szatana i bałwochwalstwa).
Film to tylko film, może się podobać, nie musi. PJ kieruje swoje filmy nie tylko do fanów Tolkiena, dlatego musi iść na ustępstwa, które nie muszą wcale podobać się tym, którzy kochają książki Tolkiena. Generalizowanie w każdym wypadku jest złe. Ale też tak samo zachwalanie jednego, a mieszanie z błotem drugiego. Najlepiej mieć trochę dystansu, bo IMO choć cenię Tolkiena za stworzenie wspaniałego świata, jakim jest Śródziemie, to nie mogę przymknąć oka na to, że wiele rzeczy jest u niego dość sprzecznych, inne są w ogóle potraktowane po macoszemu. Ale taki już urok procesu twórczego. I to lubię, bo dzięki temu widzę, że Tolkien był po prostu zwykłym człowiekiem (co czuć zwłaszcza, gdy czyta się jego listy).