Nie zmieszam filmu z błotem, ale chwalony za maksymalnie zminimalizowaną ilość efektów
specjalnych we Władcy Pierścieni Peter Jackson, tutaj chyba sobie odbił, bo aż razi po oczach -
bardzo szkoda.
Krasnolud to jest Gimli - tak wygląda krasnolud. Tutaj mamy bandę dziwolągów z kartoflanymi
nosami, ale to nie jest najgorsze: najbardziej rażą pseudokrasnoludy wyglądające jak mężni
wojownicy Gondoru (Fili, Kili, Thorin). Rozumiem artystyczny wkład reżysera, dodawanie wątków,
korekty treści książki, żeby uczynić film bardziej widowiskowym, ale krasnoludy zwyczajnie nie
przypominają krasnoludów. To tak, jakby stworzyć grubego brodatego elfa.
Nie podoba mi się również styl filmu, bardzo beztroski, ale to akurat jest odzwierciedleniem stylu
narracji książki Tolkiena.
Poza tym, genialne pejzaże, sir Ian McKellen, a i przyjemnie było zobaczyć Christophera Lee, który
swoją powagą zrównoważył tragicznie pokazanego wg mnie Radagasta.