Muszę przyznać, że na samym początku byłam trochę negatywnie nastawiona do postaci Tauriel... i Legolasa. O ile Legolas pojawił się we WP, Tauriel w ogóle nie było w książkach Tolkiena. Po seansie stwierdziłam, że Jackson fajnie rozbudował niektóre wątki (bądź dodał nowe) i w sumie dobrze, ponieważ oprócz tego co już znamy możemy śledzić inne nowe wydarzenia. Oczywiście jako fanka Hobbita zmieniłabym może parę rzeczy, ale każdy tak ma. Już w trakcie trwania filmu stworzyłam w głowie tabelę rzeczy, które mi się podobały a które nie. Chciałabym mniej więcej to przedstawić. Zacznę od minusów.
CO MI SIĘ NIE PODOBAŁO?
1. Brak sceny, w której krasnoludy po kolei dochodzą do domu Beorna - jest naprawdę zabawna i myślę, że nie tylko ja żałuję, że nie mogłam obejrzeć jej na ekranie ;)
2. Thranduil - może inaczej odbieram film, ale za bardzo została wyeksponowana jego chciwość. Jakoś nie pasowało mi to do dostojnych i przyjacielskich elfów. Niby w książce więziły krasnoludów, ale chyba nie wiedziały początkowo co jest celem ich wyprawy? Jeśli źle pamiętam to proszę mnie poprawić. Dodając coś jeszcze do jego osoby - wydało mi się dziwne jego nastawienie do Tauriel. Myślę, że każdy kto widział film wie o co chodzi (rozmowa podczas której nie ukrywa faktu, iż uważa ją za zwykłą elfkę, która nie mogłaby związać się z jego synem). No nie wiem ale strasznie wygląda to na jakąś dyskryminację :P
CO MI SIĘ PODOBAŁO?
1. Martin Freeman. Wydaje się oczywiste, że nie trzeba podkreślać jego gry aktorskiej, ale jest tak wspaniały, że nie mogę się powstrzymać. Oczywiście wszyscy grają wyśmienicie swoje role, jednak filmowy Bilbo jest genialny ;)
2. Smaug - a przede wszystkim ten fantastyczny głos ;) smok wyszedł tak dobrze jak o nim mówiono.
3. Jak zwykle piękne krajobrazy.
4. Jak zawsze piękna muzyka.
Z chęcią wybrałabym się do kina raz jeszcze, bo naprawdę byłam zadowolona ;)