Oczywiście to pewnie kwestia gustu, ale jakoś mi ta aktorka tutaj nie pasowała, co z tego, że ładna jeżeli brakowało w jej grze tego czegoś, za to podczas walki robiła dosyć dziwne miny :P A już fakt, że w książce jej nie było i wątku flirtu między elfką a krasnoludem także - bardzo obniża moją ocenę w stosunku do niej. Niestety odrobina amerykańszczyzny musiała sie wkraść do filmu...
Podzielam Twoje zdanie.
Jakkolwiek nie mam nic przeciwko samej postaci Tauriel i dodaniu jej do filmu (z wyjątkiem wątku romansowego z Kilim), to sama aktorka wzbudza we mnie ogromną antypatię odkąd zobaczyłam ją w serialu LOST. Jest wiele innych pięknych aktorek które,w przeciwieństwie do EL grają o niebo lepiej.
Także Tauriel - ok, Evangeline - absolutnie nie.
A najdziwniejsza mina to była gdy Thranduil powiedział ''niet'' dla ewentualnego związku jej z jego synem.....
Wydaje mi się, że to nie tylko kwestia Amerykanów. Duża część publiczności potrzebuje jakiegokolwiek wątku miłosnego w całej historii - i trzeba przyznać, że pod tym kątem scenarzyści na prawdę mieli spory problem. Bo o ile we Władcy Pierścieni dało się coś jeszcze wymyślić, a raczej rozwinąć to co działo się w książce, to w hobbicie w ogóle nie znajduje to zastosowania - może to kwestia tego, że Hobbit był bardziej pisany z myślą o młodszych czytelnikach. W każdym razie - książkę czytałem dość dawno, jako dzieciak - z tego co pamiętam to nie występuje tam praktycznie żadna postać kobieca - pomijając oczywiście jakieś bezimienne kobiety w tłumie w mieście czy czy coś w tym stylu. Nawet obecna w Niezwykłej Podróży Galadriela została chyba dodana do fabuły przez twórców, bo w książce jej raczej nie było. To nie zostawia scenarzyście raczej wyboru - musi sam wymyślić jakąś postać. Prawdziwym fanom książki ten brak jakiejś heroiny i tak by pewnie nie przeszkadzał, za bardzo są skupieni na śledzeniu tego, jak została odwzorowana najważniejsza część fabuły, ale ile jest widzów, którzy książki nie czytali. A nie jest to zbyt popularne/normalne aby w filmie takiego formatu nie występowały żadne kobiety, ludzie nie są do tego przyzwyczajeni.
Więc nie wydaje mi się, żeby dodanie Tauriel do fabuły było amerykańszczyzną - raczej koniecznością. A fakt, że bohaterka jest elficką wojowniczką - cóż, kim innym mogła by być? Nie dość, że piękna, to jeszcze waleczna i potrafi walczyć, idealnie wpisuje się w powstały ostatnimi czasy ideał głównej postaci kobiecej w filmach fantasy/sci fi. Ale zgodzę się, że sama Evangeline Lily nie powala - uważam, że dziewczyna jest ładna, ale chciałbym tu chyba widzieć kogoś o łagodniejszych rysach twarzy, bardziej elfich. Wydaje mi się, że już Cate Blanchet w pierwszej części wyglądała jakoś "gładziej" i młodziej. A wątek miłosny jest totalnie wydumany - jestem ciekawy czy ten pomysł przyszedł scenarzystom do głowy już po skompletowaniu obsady. To by pasowało - aktor odtwarzający rolę Kiliego wygląda chyba najlepiej spośród wszystkich krasnoludów - więc tu, ok, zgadzam się że mamy "amerykańszczyznę" - kogo innego można by było ze sobą połączyć, jeśli nie dwóch najlepiej wyglądających aktorów w filmie? Co nie zmienia faktu, że już chyba łatwiej byłoby się pogodzić z ewentualnym związkiem Tauriel z Legolasem.