Cześć
Byłem ostatnio w kinie na Hobbicie i zaskoczył mnie pewien fakt - Smaug był strasznie durny. Wydawało mi się, że smoki powinny być raczej inteligentne, a tutaj Smaug polujący na krasnoludy przypominał mi bardziej wiewiórkę ze wścieklizną. Przecież on zdążyłby spalić całą kompanię kilka razy w czasie tych scen, które zostały nam pokazane. Ponadto czasami miałem wrażenie, że smok zaczyna panikować (załamanie głosu gdy mówił o tych krasnoludzkich włóczniach).
Ostatnia sprawa - skoro Smaug i tak zamierza zabić krasnale to po co najpierw leci do tego miasta? Jedyne logiczne wyjaśnienia to aby dać krasnoludom czas, aby znaleźli ten Arcykryształ (czy jak tam się zwał) i, czego nie wie, zginąć w mieście na jeziorze (zapewne jedyna balista i włócznia w promieniu kilkuset kilometrów).
Jeżeli czytaliście książkę i moglibyście się wypowiedzieć na ten temat to byłbym wdzięczny.
No niestety to trochę prawda, że w filmie zrobili smoka debila, który wytłukł niby całe królestwo, a nie potrafi ubić hobbita i kilku krasnoludów. Tolkien nam oszczędził takich scen.
On nie był debilem, po prostu chciał się delektować zemstą. Wiedział że Thorin lub inna krasnoludzka kompania kiedyś przybędzie aby odbić stolicę. Ponadto Smaug był na tyle potężnym smokiem że zwyczajnie ich się nie bał - wolał bawić się w kotka i myszkę, aby mieć z tego przyjemność (był bardzo okrutny, mimo swojej "uprzejmości" do Bilba jako włamywacza).
Bawić się w kotka i myszkę? Na filmie bardziej to wyglądało że Smaug na poważnie potraktował włamywaczy i chciał ich po prostu pozabijać, lecz przy okazji zapomniał o myśleniu a jego skupienie było na poziomie przedszkolaka z ADHD. Przecież gdy co chwila jakaś grupa krasnoludów wyskakiwała i krzyczeli "Tutaj, tutaj" to Smaug wyglądał jak kot goniący własny ogon.
Wpadł w szał, nic dziwnego. Jednak stracił równowagę, jego myślenie przesłonił instynkt.
Dokładnie. Ja miałam wrażenie, że on podpuszczał ich wszystkich i przy tym świetnie się bawił. Trochę mi się skojarzył ze zwykłym kotem, który najpierw bawi i znęca się nad upolowaną myszką, zanim ją zje.
Książkowy Smaug też mógł rozprawić się z Bilbem w 2 minuty dmuchając ogniem na oślep. Śmieszy mnie ta nagonka na PJ i wychwalanie Tolkiena. Jeden i drugi umieścili w swoich wersjach dziesiątki bzdur i nielogiczności licząc na wyobraźnie widzów/czytelników. To jest FANTASY do diaska, a nie film historyczny.
Zgadzam się z Tobą w kontekście nagonki na PJ. Niemniej akurat ta konkretna scena, gdzie smok dał się tak dziecinnie porobić krasnoludom, bardzo mnie zakuła w oczy.
Leci do miasta, by je zniszczyć i pozabijać mieszkańców - i chce, by Thorin i jego kompania na to patrzyli mając poczucie winy - to jest prawdziwa zemsta, o której Smaug mówi.
A) Smok leci, niszczy miasto, a krasnoludy mają czas, aby buszować po skarbu i zwiać. Następnie wrócą z armią/posiłkami (przyjmujemy, że Smaug zna znaczenie tego kryształu) i mogą go zabić.
B) Smaug zabija krasnoludy, po czym leci i niszczy miasto. Wszyscy jego wrogowie są martwi, a on bezpieczny.
A) Smok leci, niszczy miasto, a krasnoludy mają czas, aby buszować po skarbcu i zwiać. Następnie wrócą z armią/posiłkami i mogą go zabić. Jednak dla Smauga z skórą twardszą niż najlepszy pancerzy, który zdobył samemu cały Erebor, to nie kłopot i tym razem pokonać wroga. Cała armia krasnoludów pada przed smokiem. Wszyscy są martwi, a on dalej wyleguje się przez kolejne lata w Samotnej Górze.
Lecz teraz ma on już lukę w swoim pancerzu, 1 łuska została oderwana. Sądzę, że dałoby się to skutecznie wykorzystać.
Armia krasnoludów nie posiada czarnych strzał a wątpię, by znalazłby się wśród nich taki strzelec, by trafić w jedną, małą lukę w bardzo szybko poruszającego się na dodatek smoka :D
Ale skoro Smaug ma już lukę w swoich łuskach to czy Legolas używając jakiegoś porządnego łuku i strzały obłożonej potężnym czarem by nie ubił smoka?
Z uniwersum Tolkiena miałem styczność tylko i wyłącznie w filmach WP i Hobbit, więc nie wiem czy nie gadam głupot. Liczę na wyrozumiałość.
Legolas to jeden z najlepszych łuczników w Śródziemiu więc możliwe, jednak w Hobbicie Tolkien go jeszcze nie wymyślił. Dopiero w WP pojawił się naprawdę (w książkach oczywiście).
W książce było bodajże tak że Bilbo zdołał wynieść złoty kielich czy puchar, co rozsierdziło smoka. Hobbit wraz z krasnoludami skryli się w tunelu, tym którym weszli do Góry i gdzie byli w miarę bezpiecznie. Smaug domyślił się że pomocy krasnoludom udzielili ludzie z miasta na jeziorze, toteż postanowił w ramach odwetu zniszczyć Esgaroth.
Jeszcze zależy czy oglądałeś film z napisami, czy z dubbingiem.
Dubbing psuje efekt - smok był świetny i inteligentny w wykonaniu Cumberbatcha :)
A jeszcze takie pytanie - po cholerę Gandalf wchodził do tej ruiny (nie pamiętam nazwy)? Był niemalże pewien, kto tam się chowa i że jego przeciwnik go przerasta mocą, a na dodatek wiedział, że to jest pułapka. Trochę nielogiczny ruch.
Może Gandalf spodziewał się zastać tam Wodza Nazguli, a nie od razu Saurona.
Tak czy owak włażenie samotnie do Dol Guldur wydaje się głupim pomysłem, liczę że będzie to jakoś sensownie wytłumaczone w trzeciej części.
Hmm, tak wódz Nazguli był czarnoksiężnikiem, lecz o ile pamięć mnie nie myli to on nie mógł zginąć z ręki mężczyzny. Pozostałe (pozostali?) Nazgule nie były czarnoksiężnikami, więc tak czy siak Gandalf wiedział że nie wygra.
Wydaje mi się, że najbardziej rozsądną opcją byłoby powiadomienie innych magów, aby natychmiastowo przybyli i razem się rozprawić z nekromantą.
Swoją drogą, liczę, że w 3 części pokażą Nazguli.
Hmm, jednak spodziewał się Saurona. Wnioskuję to po tym, że powiedział "dziewięciu słucha tylko jednego Pana".
Gandalf wiedział że to Sauron, ale ze względu na zaklęcie maskujące którym obłożone było Dol Guldur myślał, że ten nie zdążył jeszcze odzyskać swojej mocy, więc postanowił spróbować swoich sił.
No ale Gandalf też był nie byle kim. Przecież to potężny czarodziej, pochodzący z Eressei (o ile dobrze pamiętam), więc mnie to nie dziwi, że postanowił sam wyjść na spotkanie Saurona.
Przeskoczyliśmy ze smoka na czarodzieja?
Okej:
Początkowo nie wiadomo było jaka Zła Siła zagnieździła się w Dol Guldur. Podejrzewano, że jest to jeden z Nazguli. Dopiero Gandalf podczas wizytacji ruin przekonał się z kim ma do czynienia i uciekł.
Uciekł w książce, a w filmie został uwięziony przez Pitera Dżeksona!
A skoro Dżekson go wsadził do pierdla, to niech go teraz ratuje!
Choć ta akcja ma coraz mniej wspólnego z powieścią, i losy Gandalfa mogą się teraz potoczyć dowolnie i niespodziewanie.
Tzn. nie do końca, bo wiadomo że czarodziej przeżyje tą przygodę. :-)
To co piszesz ma więcej sensu, lecz to nie zmienia faktu, że w filmie było to przedstawione niezbyt logicznie.
po lekturze silmarilionu byś wiedział, że poszedł tam, by zgromadzić ostateczne dowody. Mithrandir nie decydował sam, był członkiem białej rady, na czele której stał Curunir, tj. Saruman, który zgłębiając tajniki jedynego pierścienia zapragnął go dla siebie. Od tego czasu na własną rękę poszukiwał pierścienia w Anduinie i można powiedzieć, e torpedował działania rady. Trzeba więc było dowodu, by do Dol Guldur wysłać armię. Gdy jednak już do tego doszło, było za późno, bo nazgule zdążyły uprzednio przygotować sauronowi siedzibę w mordorze, a ten tam się wycofał.